Chapter 11

402 19 0
                                    

Max z ojcem pojawili się w wygodnej sali konferencyjnej, za oknem rozciągała się panorama miasta. Pomieszczenie znajdowało się na trzydziestym piętrze i było znakomicie ekranowane przed jakimkolwiek podsłuchem. Za stołem siedziało dwoje ludzi i Kano, Jaques od razu podszedł do fotela i zasiadł w nim. Piaty i zarazem ostatni fotel za półokrągłym stołem pozostawał wolny.

Max bez cienia skrępowania podszedł do pierwszego wolnego miejsca przed stołem i usiadł.

- Z tego, co zrozumieliśmy chciałbyś dołączyć do nas, jako Kolekcjoner. - Powiedziała siwa kobieta. - Ale wtedy dwóch de'Vireasów byłoby w Lidze, a nigdy jeszcze dwóch członków jednego rodu nie pełniło jednocześnie takich wysokich funkcji. -

- Twoja moc jest potężna, jedna z największych w dziejach naszej organizacji, a to przyciąga uwagę. Świat będzie na ciebie patrzył. - Mówił mężczyzna siedzący obok kobiety. - Zwłaszcza, gdy już pokonasz Voldemorta. -

- Jesteś roztropny mimo młodego wieku. - Powiedział Kano. - Ale nie zawsze rozumiemy twoje postępowanie, jesteś nieobliczalny Smoku. -

- Jesteś młody synu. - Odezwał się jego ojciec. - Byłbyś jedną z najmłodszych istot, jaka kiedykolwiek zasiała w Lidze. -

- Jestem Smokiem. Sama nadałaś mi to imię Feniksie, czyniąc mnie kimś więcej niż de'Vireasem. Ty Jednorożcu, czy nie uczyłeś mnie ukrywać swej mocy. Skrzacie od ciebie uczyłem się butności. Od ciebie zaś człowieku poznałem życie, stałem się starcem w ciele dziecka. Głosujcie, czy jestem Kolekcjonerem, bowiem moja Kolekcja jest gotowa. - Zakończył.

Cisza pełna napięcia trwała przed dobre pięć minut. Max był świadom, mentalnej rozmowy, czy może raczej narady, jaka się odbywała. Feniks, Jednorożec, Skrzat i Człowiek byli jednym z najpotężniejszych, istot na ziemi. Może nie samą mocą, czy osobista potęgą, ale wpływami, jakie za nimi stały. Znali go od dziecka, pracował i uczył się od nich wszystkich, nie musiał mówić wiele, bo wiedział, że każdy jego czyn, jaki podjął w Hogwarcie był już dokładnie oceniony, dlatego cierpliwie czekał.

- Feniks uznaje moc swego proroctwa. Nadałam mu imię Smoka, gdy był dzieckiem, gdy poczułam jego moc. - Odezwała się w końcu kobieta. - Uznaję, że Smok jest Kolekcjonerem. -

- Jednorożec wie, że światła nie da się ukryć nigdzie indziej niż w pełnym słońcu. Smok jest Kolekcjonerem. - Dodał siedzący po jej prawej mężczyzna.

- Skrzat kocha tego chłopca niczym własnego syna. Smok jest Kolekcjonerem. - Jako kolejny przemówił Kano.

- Człowiek chyli czoła, przed swym synem. Smoku jesteś Kolekcjonerem. - Wyrzekł na koniec jego ojciec.

Max ukłonił się wstając z fotela.

- Kiedy będzie czas przedstawić wam moja Kolekcję? - Zapytał.

- Dziś w nocy. Zjawimy się w twoim domu. - Odpowiedział mężczyzna nazywany Jednorożcem. - Teraz powiedz nam coś o nich. -

Maxwell opowiadał o Daphne, Susan, Blaise, Severusowi i Theodorze.

- Wybierasz do swojej kolekcji osobliwych ludzi. Zwłaszcza Theodora von Hess. Mniemamy że znasz jej historię. Jest to jednak twoja Kolekcja. - Powiedziała Feniks. - Teraz się rozejdziemy. Do wieczora Smoku. - Powiedziała, rzucając mu czarny matowy sygnet, z jakby zwęglonego, albo okopconego metalu. W miejscu główki widniał srebrny prostokątnym kamieniem. W kamieniu znajdował się symbol oka. Smoczego oka. Gdy tylko Max założył sygnet zobaczył takie same sygnety na palcach pozostałych. Każdy sygnet przedstawiał oko stworzenia, od którego pochodził tytuł Kolekcjonera.

***

Przyjaciele Maxa właśnie kończyli śniadanie, gdy za ich plecami rozległy się kroki. Daphne podbiegła do Maxa i pocałowała go.

Maxwell de'Vireas i Liga KolekcjonerówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz