Rozdział 6

827 54 5
                                    

Po mniej więcej 15 minutach zwlekłam się z łóżka i poszłam do łazienki. Byłam tak zmęczona, że jak spojrzałam w lustro, to nawet się nie przeraziłam, co normalnie by się pewnie zdarzyło. Kompletnie rozmazany makijaż sprawił, że wyglądałam jak zjawa wybierająca się do miasta, by straszyć. I ten okropny siniak, który teraz miał wszystkie kolory tęczy.

Opłukałam twarz, a następnie znów zaczęłam mocować się ze sznurkami. Kiedy w końcu sukienka opadła na ziemię, odetchnęłam z ulgą, bo już myślałam, że będę musiała je rozciąć.

Właśnie wychodziłam z wanny, gdy usłyszałam pukanie.

- Możemy wejść? - głos Casy brzmiał tak łagodnie.

- Tak - odparłam, wycierając się ręcznikiem.

Obie służki weszły, zamykając za sobą drzwi. Tym razem nie były tak radosne i gadatliwe jak poprzednio. Widziałam na ich twarzach niepewność i troskę. Trwała niezręczna cisza, która sprawiała, że czułam się jeszcze gorzej, chciałam ją przerwać, ale nie miałam pojęcia, co powinnam powiedzieć. W końcu postanowiłam zadać pytanie, które mnie dręczyło.

- Myślicie, że on naprawdę pozwoli mi rozmawiać z moją rodziną?

Dziewczyny spojrzały na siebie niepewnie. Po chwili odezwała się Katy, patrząc mi w oczy.

- Posłuchaj, trafiłaś do pana, który szanuje swoje służące i jest dla nich dobry. Myślę, że da ci możliwość kontaktowania się z twoimi bliskimi.

Znów zapadła cisza. Żadna z nas nie wiedziała, co powiedzieć.

- Jesteś gotowa - stwierdziła Casy odsuwając się ode mnie.

Wstałam bez słowa, nawet nie patrząc w lustro. Katy spojrzała na mnie i uśmiechnęła się pokrzepiająco.

- Nie martw się. Na początku każdy chce stąd uciec, ale zapewniam cię, że ci się tu spodoba.

- Wolałabym być teraz u siebie w domu.

- Właśnie w nim jesteś - otworzyłam usta żeby zaprotestować. - Wiem, jeszcze się do tego nie przyzwyczaiłaś. Jestem pewna, że Kayt miał jakiś cel w tym, że wybrał właśnie ciebie na swoją przyboczną. On nie wziąłby przypadkowej osoby - mrugnęła do mnie i poprowadziła mnie do drzwi pokoju.

Kiedy stanęłyśmy przed gabinetem Kayta, miałam już trochę lepszy humor. Pomogła mi rozmowa z dziewczynami, którą odbyłyśmy po wyjściu z mojego pokoju.

- Dziękuję - odwróciłam się do nich. - Bardzo mi pomogłyście.

- Nie ma sprawy - Casy rozpromieniła się - Jak coś, to mów.

- Uchm... - wzięłam głęboki wdech, pchnęłam drzwi i weszłam do pokoju.

Kayt siedział przed biurkiem i ze skupieniem czytał jakieś pismo. Pomiędzy jego brwiami pojawiła się zmarszczka. Nie wiedziałam, czy powinnam stanąć na swoim miejscu, czy może czekać na jego polecenie.

Wampir w końcu skierował wzrok w moją stronę. Przyjrzał mi się, po czym wrócił do czytania. Już chciałam o coś spytać, ale mnie uprzedził.

- Jaki mamy dziś dzień tygodnia?

- Niedzielę, panie.

- Rozumiem. Stań tam, gdzie zawsze.

Wykonałam jego polecenie. Stałam tak, patrząc na dokumenty, które leżały na biurku. Były tam różne rachunki, korespondencja i wiele tym podobnych. Moją uwagę przyciągnął papier z policyjną pieczęcią. Zaczęłam mu się przyglądać.

Przyboczna służącaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz