- Panno Lian, czy mogłabyś przeczytać nam ten fragment o Wojnie Secesyjnej? -Głos Pani McFinner wybudził mnie z odrętwienia. Oderwałam się od potworka, którego rysowanie przerwała mi nauczycielka.
No nie, tylko nie to. -Pomyślałam. Odkąd pamiętam cholernie się wstydziłam czytać na głos. Dlaczego? Och, to bardzo proste! Nie ma na świecie osoby, której czytanie na głos szło by gorzej niż mnie.
- Oczywiście. -Z przerażeniem spojrzałam na kilka linijek, które miałam przeczytać.
- W latach od tysiąc osiemdziesiątego... To znaczy tysiąc osiemset... yyyyyy... sześćdziesiątego pierwszego do... yyyyy... tysiąc osiemset sześćdziesiątego piątego w Stanach Zjednoczonych miała miejsce... w.. wojna tocz.. czona między Konfederacją... Konferencją?... yyyyyy.... tak. Między Konfederacją a... -Z każdym słowem byłam coraz bardziej czerwona na twarzy. Słyszałam szepty i śmiech klasy i byłam pewna, że śmieją się właśnie ze mnie, przez co zrobiłam się jeszcze bardziej czerwona.
- Starczy. -Wybawił mnie głos nauczycielki. -Dalej czyta Jack.
Odetchnęłam i wróciłam do rysowania.
Spojrzałam do swojego kalendarza-ratwnika. W nim miałam wszystko. Plan lekcji, rozpiskę godzin i oczywiście wszystkie prace domowe do odrobienia, sprawdziany i kartkówki. Zerknęłam na plan lekcji. Następną miała być biologia. Lubiłam ten przedmiot. W miarę go rozumiałam jako jednego z nielicznych. Inną lubianą przeze mnie lekcją była muzyka. Śpiewanie sprawiało mi niemałą przyjemność. Miałam całkiem ładny głos, a w każdym razie nie fałszowałam.Ufff... Nareszcie! Upragniony dzwonek. Zebrałam zeszyty i wyszłam jako ostatnia. Chciałam uniknąć spotkania z rówieśnikami. Nie miałam tu zbyt wielu przyjaciół... można powiedzieć że w ogóle ich nie miałam. Zamiast tego miałam wrogów. Mimo, że miałam raczej przyjazne nastawienie, wszyscy uznawali mnie tu za dziwoląga. Codziennie stając przed lustrem zastanawiałam się czym się różnię od nich. Studiowałam dokładnie każdy fragment swojego odbicia, wypatrywałam najmniejszej skazy. Nie dostrzegałam niczego. Przede mną stała zwykła dziewczyna. 165 cm wzrostu, ciemne blond włosy do ramion o lekko rozjaśnionych przez słońce końcówkach- wspomnienie lata. Ładna buzia; brązowe oczy o migdałowym kształcie, ciemne brwi, prosty nos, i duże usta. Raczej dość szczupła. Jeśli chodzi o wygląd, niespecjalnie jest się do czego przyczepić. W takim razie może charakter? Nie... lekko nieśmiała, choć gdyby poznać ją lepiej, przebojowa dziewczyna. Nic dziwnego. Dużo tu takich. Więc czemu akurat ona? Tego nie wiem, choć mam pewne podejrzenia. Do tej szkoły chodzą głównie nadziane dzieciaki, których rodzice są właścicielami sporych firm. Ja nie jestem bogata. Nawet na najtańszy telefon mnie nie stać. A co do rodziców... No... Ja nie mam rodziców. Kiedyś mieszkałam z Tatą. Matka zostawiła nas gdy byłam jeszcze niemowlęciem. Podobno pojechała na wyjazd służbowy do Grecji i już nigdy nie wróciła. Gdy miałam 4 lata mieliśmy z Tatą wypadek samochodowy. Do dziś nie wiem dokładnie co się stało. Pamiętam, jak w jednej chwili śmiejemy się z Tatą z samochodu przed nami (był on odzwierciedleniem auta Barbie), a już w następnej sekundzie dachujemy w rowie obok autostrady. Tacie leci krew z głowy. Krzyczę i płaczę, próbuję go obudzić jednak Ojciec nie reaguje. Nastepne co pamiętam to jak siedzę w komisariacie opatulona kocem, a jakiś policjant coś do mnie mówi. Trafiłam do domu dziecka bo nie miałam nikogo kto mógłby się mną zająć. Nie było to szczęśliwe dzieciństwo. Tam również wytykali mnie palcami, zabierali mi rzeczy, ciągnęli za włosy i mówili podłe rzeczy. Dość często zmieniałam szkoły. W tej obecnej jestem już drugi rok, choć mam przeczucie, że również ostatni. Za co wylatuję? Głównie za oceny. Ale też za różne dziwne wypadki których rzekomo jestem przyczyną.
Wróciłam do swojego pokoju. Na szczęście nie dzielę go z nikim. Jest to mały, ale przytulny pokoik z drewnianą podłogą, ciemnoszarymi ścianami i białym sufitem. Stoi tu jednoosobowe, skrzypiące łóżko, drewniana, nieduża szafa z lustrem, a pod oknem, na wprost drzwi drewniane biurko z wiklinowym fotelem. Na ścianie 3 półki z książkami. Za swoją pierwszą wypłatę (pracuję po szkole jako kelnerka w małej kafejce nieopodal internatu) poszłam do pasmanterii i kupiłam całe mnóstwo kolorowych linek i porozwieszałam je w pokoju tworząc z nich coś na kształt girland. Dodawały temu miejscu odrobiny koloru.
Rozpakowałam plecak. Za 40 minut mam być w kafejce. Wzięłam szczotkę i korektor poszłam do łazienki. Miałam malutką łazienkę z prysznicem, umywalką i kibelkiem. Nad zlewem wisiało nieduże lustro. Nic więcej się tam nie mieściło. Poprawiłam "makijaż" a właściwie tylko zamalowałam niedoskonałości i rozczesałam włosy. Nie miałam w zwyczaju się malować. Jedynie używałam korektora. Pościeliłam łóżko i zrobiłam sobie herbatę. Za oknem miałam widok na park. Drzewa lekko zginały się pod ciężarem śniegu. Był styczeń. Ludzie rzadko wychodzili na spacery, toteż ścieżki były puste. Jakiś ptak usiadł na gałęzi drzewa rosnącego blisko mojego okna. Zaczęłam zbierać się do pracy. Wzięłam torbę, ubrałam się w ciepłą kurtkę, wzięłam klucze. Omiotłam spojrzeniem pokój. Miałam wszystko. Jednak coś tu mi się nie zgadzało...
Wyjrzałam za okno. Na gałęzi nie siedział teraz ptak którego widziałam przed chwilą. Siedziało tam dziwne coś. To coś było raczej średniego wzrostu miało głowę brzydkiej i pomarszczonej staruszki, wielkie skórzane skrzydła podobne do tych, które mają nietoperze, a w szponach trzymało bicz. Nie to jednak było najstraszniejsze. Głowa tego stworzenia powoli odwróciła się w moją stronę. To coś patrzyło dokładnie na mnie! Bałam się poruszyć. Z przerażeniem obserwowałam jak potwór przechodzi z gałęzi na gałąź, ani na chwilę nie odrywając ode mnie wzroku. Zatrzymało się na konarze tuż przed moim oknem. Odetchnęłam. Nie miało jak tu wejść. Okno było zamknięte, a otworzyć dało się je tylko od wewnątrz. Stwór też to najwyraźniej zauważył bo oderwał swoje świdrujące oczy ode mnie. Wyciągnął rękę i swoim długim szponem zatoczył kółko jakby był on kluczem. W tej samej chwili zasuwa się otworzyła.
- Idę do Ciebie mały herosku! -Jej lekko skrzeczący głos (tak "jej" bo to coś najwyraźniej było rodzaju żeńskiego) odbił się od ścian. Zaczęłam gorączkowo myśleć. Co to jest? Dlaczego to coś chce mnie dorwać i najprawdopodobniej zabić? -Nie wiedziałam. Wiedziałam jedno- muszę się ratować. Rzuciłam się do drzwi. Zamknięte. Jak to?! Jestem pewna, że zostawiłam je otwarte!
Odwróciłam się. Potwór zbliżał się do mnie powoli. Jego twarz wykrzywiona była w ironicznym uśmiechu jakby chciała powiedzieć: "Już mi nie uciekniesz". To była prawda. No bo co mogłam zrobić? Wyskoczyć przez okno? I nagle wpadłam na pomysł. Desperacki ale zawsze. Podbiegłam do nietoperzycy i... kopnęłam ją w twarz. Obie się nie spodziewałyśmy tak śmiałego występku. Korzystając z jej zdezorientowania pobiegłam do okna po drodze zrywając kilka linek że ściany.
- Chcesz mnie złapać to chodź tutaj!- Zawołałam stojąc tuż przy parapecie. Miałam zamiar zabawić się w korridę, skutkiem czego nietoperzyca miała wylądować za oknem.
Potwór zawył z wściekłości i ruszył w moją stronę, jednak nie zauważył mojego tornistra i razem wypadłyśmy przez okno. Cóż... nie był to najlepszy pomysł.
Jako, że mieszkam na trzecim piętrze miałyśmy kawałek do Ziemii. Nietoperzyca zaczęła rozkładać skrzydła. Widząc to złapałam sie jej szyi i włożyłam w usta kawałek sznurka przez co otrzymałam coś na kształt uzdy. Potwór zaczął się miotać we wszystkie strony, robić piruety, beczki i inne rzeczy żeby mnie zrzucić na Ziemię, co trzeba przyznać, że się jej udało. Uratowała mnie wielka puchata zaspa śnieżna. Gdy się z niej wygramoliłam (a przyszło mi to z trudem) zauważyłam pikującego na mnie potwora. Przesunęłam się w bok. Nietoperzyca wyleciała z impetem w zaspę, z której sama przed chwilą wychodziłam. Byłoby to nawet trochę śmieszne gdyby nie to, że właśnie byłam o krok od śmierci. Stwór zaczął się wygrzebywać. Nie miałam pojęcia co zrobić, gdzie uciec i czy w ogóle jest sens uciekać.
- Uważaj! -Usłyszałam za sobą. Odwróciłam sie. Stała tam dziewczyna. Była to ta blondynka, którą wczoraj przyłapałam na obserwowaniu mnie. Totalnie przez to wszystko o niej zapomniałam! Teraz ta sama dziewczyna stała za mną w ręku dzierżąc łuk. Celowała prosto w wygrzebującego się z zaspy potwora. Zaskoczony potwór zdążył tylko otworzyć szerzej oczy i zmienił się w złoty pył. Dziewczyna trafiła w sam środek głowy. A ja? No... a ja zemdlałam.Hej. Jak wam się podoba? Nwm jak często będą się pojawiać kolejne rozdziały ale postaram się jak najczęściej ;)
CZYTASZ
Zwykłe Życie
FanfictionNigdy nie ciekawiło was jak wygląda normalny dzień, tydzień, miesiąc z życia zwykłego herosa? Wszyscy wyjeżdżają na misje, walczą, przeżywają niespotykane przygody. Ja jednak zostaję. Nazywam się Thilia Lian i opowiem wam inną historię niż moi koled...