Siedziałam w szkolnej ławce i bezmyślnie machałam ołówkiem. Co ja tu robię... Matematyka to nie mój ulubiony przedmiot i zazwyczaj starałam się jej unikać, tłumacząc się bólem głowy lub dekoncentracją z powodu zbyt wielu obowiązków. Nauczyciel już dawno przestał się interesować moim brakiem zainteresowania ze względu na moje ponadprzeciętne zdolności z całej reszty przedmiotów.
- Ej, Alex - dziewczyna siedząca za mną szturchnęła mnie w ramię.
- Co?
- Masz może dwie linijki?
- A czy wyglądam ci jakbym miała chociaż jedną? - zrobiłam w jej kierunku zeza i ironicznie się uśmiechnęłam.
- Okay, nie było pytania - dziewczyna włożyła nos w książkę, zagłębiając się w lekturę.
Dzwonek zadzwonił niedługo po moim nagłym załamaniu psychicznym z powodu całej masy zadań domowych. Wzięłam swój nieco już wysłużony plecak z naszytymi plakietkami z logami zespołów, które mam zwyczaj kupować po każdym koncercie, na który idę i dumnie opuściłam klasę, zostawiając za sobą uczniów, którzy nadal przepisywali z tablicy wzory. Wróciłam do domu i powitałam mamę buntowniczym krzykiem, opisującym szkolne zło.
- Może jakieś 'cześć mamo' zamiast tych żali od wejścia? - zmierzyła mnie wzrokiem.
- Idę skoczyć z mostu, nie czekaj z kolacją - odpowiedziałam zbyt sarkastycznie i skierowałam się do mojego pokoju. Nie było to jakieś luksusowe pomieszczenie, ale też nie przytułek dla bezdomnych, zwykły pokój zbyt roztargnionej nastolatki, by mogła zapanować nad porządkiem. W kącie stała gitara po tacie, który grał kiedyś w kapeli rockowej, ścianę nad łóżkiem zapełniały plakaty wszystkich tych zespołów, które udało mi się wychwycić w tych kiepskich czasopismach, a biurko uginało się pod ciężarem książek do biologii, chemii i historii. Właśnie temu ostatniemu poświęcałam znaczną część mojego życia. Aktualnie nie miałam chęci zajmować się nauką, więc postanowiłam podgłosić piosenkę Bring Me The Horizon na jedynym działającym głośniku. Dziwnym zrządzeniem losu wszystkie te urządzenia, które posiadałam, miały zwyczaj psuć się po bliżej nieokreślonym, lecz stosunkowo krótkim czasie.
Po zmroku zajęłam się toaletą wieczorną i położyłam się do łóżka, jednak bez zamiaru zaśnięcia, a przynajmniej nie w tym czasie. Mam swój zwyczaj. Zawsze, gdy mama, jedyna osoba, z którą mieszkam pójdzie spać, ja wychodzę na zewnątrz, by iść na spacer. Jest to rodzaj ucieczki od całej tej codziennej rutyny i czas na wiele myśli. Nikt o tym nie wie i nigdy nie chciałabym, aby ktoś się dowiedział. Lubię tę dawkę adrenaliny, gdy idę samotnie z nadzieją, że nikogo nie spotkam. Nikt normalny nie kręci się przecież samotnie po ulicach w środku nocy.
Glany wydawały ciche dźwięki, gdy przechodziłam po brukowanym chodniku. Po kilku minutach marszu znalazłam się w parku. Była to bardzo ciepła i przyjemna noc, księżyc oświetlał korony drzew, tworząc przy tym przyjemny cień u ich podnóża. Usiadłam przy jednym z moich ulubionych i pogłębiłam się w rozmyślaniach. Niedługo potem wróciłam do domu, następny dzień znów był dniem szkolnym, więc powinnam się wyspać.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------
To moje pierwsze opowiadanie, proszę o wyrozumiałość i nie bójcie się oceniać. ;)
CZYTASZ
Mom, I'm not emo.
Novela Juvenili z miłością do muzyki i BUNTU (bo to w końcu nastolatkowie, no nie).