0 Mądralińska/Obślizgły Brewer

1.7K 70 6
                                    


0xSąsiedzi


KIMBERLY

Moje życie stało się piekłem, już kiedy przyszłam na świat.

   Pytanie brzmi - dlaczego? Och, to naprawdę zabawna historia, którą z chęcią (Kim, nie oszukuj samej siebie.) Wam opowiem.

   Wszystko zaczęło się dnia piątego lipca, dnia moich narodzin. Niestety, nie tylko ja się wtedy urodziłam, bo tego samego dnia przyszedł na świat okropny, obrzydliwy, beznadziejny, nieokrzesany i totalnie, totalnie (totalnie!) debilny Jack Brewer.

   Los chciał, że moi jak i zarówno jego rodzice mieszkali w bliźniaczym domku i do tego przyjaźnili się od lat. Nasze podwórko było oddzielone od nich jedynie cienkim, niskim, drewnianym płotkiem, co nie dawało mi ani chwili spokoju.

   Już od najmłodszych lat zaczęła się moja rywalizacja z Jackiem. Kłóciliśmy się o wszystko - o to, kto pierwszy zje podwieczorek, dobiegnie do furtki czy chociażby skosi trawę. Jednak prawdziwa walka zaczęła się, kiedy Jack Brewer wyrwał oko mojej ulubionej lalce. (Oczywiście nie zostawiłam tak tego, to nie w moim stylu. Zemsta była słodka. I to dosłownie, bo dodałam do jego shejka czekoladowego środek przeczyszczający. Latał do toalety co pięć minut, a ja popisałam się swoimi zdolnościami aktorskimi i udałam, że jestem zaskoczona zaistniałą sytuacją. Warto zauważyć, że miałam wtedy jedynie osiem lat.) Po stracie ukochanej lalki czułam chęć zemsty przez długi czas (nawet po wyskoku z shejkiem). Oczywiście, Jack domyślił się, co jest grane, kiedy złe rzeczy spotykały go na każdym kroku, a ja akurat zawsze znajdowałam się w pobliżu, aby zaobserwować efekty mojej pracy. Wtedy właśnie narodził się nasz plan, nasza umowa, z której nie było odwrotu. Musiałam przysiąc zobowiązanie, plując sobie na dłoń i złączając ją z obślinionym łapskiem Brewera. Od tego czasu nasza rywalizacja stała się bardziej zacięta. Rzucaliśmy sobie wyzwania - wysmarowanie się sosem czosnkowym na rodzinnym grillu (który odbywał się co sobotę), zbicie paru naczyń, wykrzyknięcie na lekcji czegoś dziwnego ("Kukuryku!" czy "Jestem idiotką!"), tańczenie kurzego tańca na przerwie, wytaplania się w błocie na oczach całego osiedla w czasie trwania Festynu Letniego czy zrobienie równie głupiej rzeczy. Ta umowa wyręczała nas od planowania zemsty. Wystarczyło rzucić wyzwanie, a jeśli się go nie wykonało, można było się spodziewać psikusów już do koońca życia. (Byłam pewna, że Jack podołałby temu zadaniu.) W dzieciństwie to ja miałam przewagę. Byłam sprytną dziewczynką, która kryła się za różowymi sukieneczkami. Do tego byłam śliczna i słodka, więc wszystko uchodziło mi na sucho. Jack zaś był nieokrzesanym dzieciakiem z wiecznie splątanymi włosami i krzywymi zębami, który zawsze (choćby nie wiem co) wyglądał, jakby przed chwilą wytaplał się w błocie. Dlatego też wina zawsze spadała na niego, bo nikt nie miał serca oskarżać słodkiej dziewczynki ze łzami w oczach.

   Niestety, w końcu nastał czas, w którym odniosłam miażdżącą porażkę. Szkoła średnia. To wtedy Jack z ubłoconego dzieciaka zmienił się w najprzystojniejszego chłopaka w całej szkole. W wakacje, przed pierwszą klasą, przystrzygł włosy, co fenomenalnie uwydatniło jego męskie rysy twarzy. Zęby mu się wyprostowały (dzięki aparatowi na zęby, z którego niejednokrotnie drwiłam w młodszych latach), przypakował trochę (to tylko i wyłącznie zasługa piłki nożnej, którą się bardzo pasjnował!) i w ogóle.. strasznie wyprzystojniał. Całość dopełniały jego wielkie, brązowe (prawie czarne) oczy, dzięki którym wszystkie panienki klęczały mu u stóp. (Naprawdę. Nie raz uszło mu coś na sucho, bo hipnotyzował swoimi tęczówkami.) Do tego był kapitanem szkolnej drużyny piłki nożnej i chodził z najładniejszą dziewczyną w całej szkole. Stał się popularny, dokładnie.

   To była moja wielka klęska.

   W szkole uchodziłam za kujonicę, zaś Jack nazywał mnie Mądralińską. (Oczywiście, zawsze kiedy usłyszałam to przezwisko, wołałam na niego Obślizgły Brewer.. co chyba nie było do końca obraźliwym przezwiskiem, eh.) Po prostu bardzo lubiłam się uczyć i właśnie w tym ludzie widzieli coś dziwnego. No, dobra.. może też dlatego, że obklejałam wszystkie swoje rzeczy piątkami, a była to moja szczęśliwa liczba. Zawsze dostawałam same piątki, no i urodziłam się piątego! Ale wszyscy uważali to za zabawne. Oprócz tego lubiłam czytać książki, dla przyjemności (co Jack niejednokrotnie wyśmiewał). Nosiłam też dość duże okulary (byłam jedyną osobą w rodzinie, u której w tak młodym wieku wykryto silną wadę wzroku). No i ubierałam się trochę kiepsko. Mama nie raz powtarzała mi, że zakrywam wielkimi bluzkami swoją zgrabną figurę. Tylko że moja niska samoocena podpowiadała mi, że wcale nie jestem taka piękna, jak rodzice nie raz mi mówili.

   Wszystko zmieniło się w ostatniej klasie szkoły średniej. Jack dorósł, a przede wszystkim to ja dorosłam. I wtedy zrozumiałam przerażającą, skręcającą boleśnie wnętrzności rzecz - podobał mi się Jack Brewer. Nie, ja się w nim chyba zakochałam.


JACK

Zapewne Kim już Wam opowiedziała, jak okropny jestem, prawda? Jak zwykle wszystko przekręciła.

   Po pierwsze: usunięcie lalce oka było czystym przypadkiem.

   Po drugie: Kim wcale nie była słodka! (Śliczna i może była.) W moich oczach zawsze uchodziła za wredną dziewczynkę w tych różowych sukieneczkach, od których nie raz prawie dostałem oczopląsu.

   Po trzecie: ten wybryk z shejkiem wcale nie był taki dobry! I miała osiem i pół lat, a nie osiem, jak się zapewne chwaliła.

   Po czwarte: to ona zaproponowała, aby napluć sobie na ręce, kiedy wymyśliliśmy naszą umowę.

   A! No i po piąte: nigdy nie wyglądałem jak taplany w błocie! I przecież nie miałem aż tak krzywych zębów!

   Trafiłem w dziesiątkę, prawda? A raczej w piątkę, bo to od zawsze była jej szczęśliwa liczba. Przesadzała z tymi piątkami! I że jeszcze musiałem urodzić się tego samego dnia!

   Okej, dosyć użalania się. Teraz opowiem Wam o najlepszym okresie mojego życia. Szkoła średnia, oczywiście.

   W pierwszej klasie zaczęły oglądać się za mną wszystkie panienki, czego niejednokrotnie zazdrościł mi mój kumpel Jerry, a przyjaciółka Grace wywracała oczami. (Robiła to tylko dlatego, że była ona także najlepszą przyjaciółką Kimberly Crawford. Od dziecka były papużkami nierozłączkami.) Więc zawsze, kiedy byłem wkurzony na Kim i miałem straszną ochotę ją powyzywać od kujonic i idiotek, Grace zawsze wtrącała:

   - Jack, panuj nad emocjami. To moja przyjaciółka.

   A kiedy przesadzałem, odchodziła obrażona.

   W drugiej klasie zostałem kapitanem szkolnej drużyny piłkarskiej. To wzmocniło moją popularność w szkole. Wtedy zauważyła mnie ona - London Parrish, najpiękniejsza dziewczyna w całej szkole, w której podkochiwałem się od małego. Oczywiście, miałem na tyle oleju w głowie, aby wiedzieć, że spotyka się ze mną tylko ze względu na moją popularność. Jednak kiedy Kim mi o tym mówiła, twierdziłem, iż jest zazdrosna, co ją okropnie denerwowało.

   - Chyba w twoich mokrych snach! - słyszałem niejednokrotnie.

   W końcu nadeszła ostatnia klasa szkoły średniej. I wtedy coś się zmieniło. Wydoroślałem. Dopiero wtedy doszło do mnie, że London nigdy mnie nie lubiła, a ja nie lubiłem jej, zaślepiony jedynie jej urodą. (Jerry stwierdził, że nie powinienem z nią zrywać, bo Parrish się odegra i wszyscy zapomną o Jacku Brewerze, najpopularniejszym chłopaku w szkole.) To właśnie wtedy stało się coś, za co przeklinałem siebie przez prawie cały rok. Zakochałem się w Mądralińskiej. W Kimberly Crawford we własnej osobie.

   Na Boga! Za co?


Opublikowano na kickinit-kimjack-mojawersja.blogspot.com 01.09.2014 r.

SąsiedziOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz