Rozdział 5

267 51 12
                                    

Dzisiaj moja ostatnia nieprzespana noc w szpitalu. Postanowiłam wyjść się przewietrzyć. Bałam się ciemności, ale świeże powietrze zawsze pomagało mi w zaśnięciu. Niebo tej nocy było bez chmurne, pełnia. Księżyc rozjaśniał podwórko szpitalne gdzie znajdowały się dwie ławki. Postanowiłam usiąść na jednej z nich. To była jedna z cieplejszych grudniowych nocy. Od czasu do czasu wiatr lekko powiewał odgarniając moje włosy do tyłu. W tle szum kołyszących się drzew. Dźwięk ocierających się o siebie liści. Przy każdym powiewie czułam piękny zapach kwiatów kwitnących tuż przede mną. Tak bardzo stęskniłam się za tą najlepszą porą roku.

Od paru minut czułam, że ktoś mnie obserwuję. Krzak będący po mojej prawej stronie czasami lekko się poruszał, tak jakby ktoś właśnie się za nim chował. Nie wiedziałam czy miałam uciekać, czy czekać na rozwój sytuacji. Postanowiłam jednak powoli oddalić się od ławki w stronę wejścia ewakuacyjnego. Po raz ostatni chciałam nacieszyć się świeżym powietrzem i wzięłam głęboki wdech. Stałam tuż przed drzwiami kiedy ktoś zakrył moje oczy dłońmi. Czułam zapach truskawki, który już kiedyś miałam okazję poznać. Były to raczej damskie zgrabne dłonie. Za chwilę tajemnicza postać odwróciła moją osobę twarz w twarz ze sobą. Była to osoba, która bardzo dobrze znałam, aż za bardzo.
- Tęskniłaś? - moja matka stała przede mną poruszając brwiami w górę i dół.
- Czego chcesz? - zapytałam prawie wrzeszcząc. Rodzicielka przybliżyła swoją twarz do mojego ucha. Na początku myślałam, że mnie uderzy, jednak tak się nie stało. Poczułam alkohol wymieszany z papierosami.
- Jak to czego chce? Stęskniłam się za moją córcią - powiedziała śmiejąc się przeraźliwie. Bałam się, tak bardzo się bałam.
- Zostaw mnie w spokoju! - Chciałam odwrócić się i szybko wbiec na schody, lecz moja matka była sprytniejsza. Mocno złapała za moją rękę i przyciągnęła do siebie. Kiedy jej ręka była już w górze w celu uderzenia mnie, przed moją osobą pojawiła się postać w czarnej kurtce i kapturze na głowie, powiedziała ciche ,,uciekaj". Rzuciłam się na drzwi o mało nie wywracając się, co wyglądało bardzo dziwnie. Biegłam potykając się co drugi schodek. Dopiero w swojej sali poczułam się bezpieczna. Zamknęłam drzwi na klucz i okryłam się z każdej strony kołdrą, schowałam twarz w poduszkę, żeby nie było słychać mojego schlochania.

Wybawiciel heheh

History With HemmingsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz