Prolog

105 10 1
                                    

Pewna wioska położona w pięknych, malowniczych górach. Budynki rozmieszczone są na zboczu gór które idealnie komponują się z otoczeniem, żeby do niektórych można było się dostać, należało przejść przez tunele wydrążone w górach. Miejsce te miało wszystko, żeby być samowystarczalne. Ludzie mieszkający w niej żyli bezpiecznie i szczęśliwie nie myśląc o tym, co jest poza wioską. Ten błogi spokój zakłóciło pewne wydarzenie. Letniej nocy przybył do wioski zakapturzony mężczyzna, który podpierał się o dziwnie zdobiony kij. Spojrzał na wioskę w poszukiwaniu domu wodza, a gdy już ją znalazł, wszedł do budynku, jakby mieszkał tam od lat. Zbudzony wódz spojrzawszy na obcą osobę, chwycił za wiszący nad głową topór. Miał już wykonać cios, lecz niewidzialna siła zabroniła mu tego dokonać. Przybysz przysiadł na krześle obok łóżka i powiedział:

- Wodzu, zwołaj wszystkich ludzi, ponieważ chce przekazać im wiadomość. - mówił spokojnie, aby jego słowa były zrozumiałe.

Naczelnik wioski, niczym zahipnotyzowany poczuł, że nie może mu odmówić, więc zapytał ospałym głosem:

- Dlaczego mam ich zwoływać w środku nocy ? Przeczekaj do następnego dni z tą wiadomością i dopiero im przekaż.

Przybysz spojrzał spod swojego czarnego kaptura w taki sposób, że można było bez problemu zobaczyć jak jego błękitne oczy, zmieniają kolor na krwistą czerwień, a symbol na jego dłoni zaczyna świecić w takim samym kolorze. Wódz przeraził się i zrozumiał, że to nie może czekać. Posłał swojego syna, aby zebrał wszystkich mieszkańców na plac, który znajdował się na środku wioski. Po kilku minutach wrócił jego syn i powiedział, że już wszyscy się zebrali na miejscu, Wódz razem z przybyszem poszli na miejsce. Wszyscy z zaspanym głosem pytali: Co się dzieje? Wodzu, co to ma znaczyć to zebranie? Nie może to być jutro? Ja chce spać! Wódz nie wiedział co powiedzieć, więc spojrzał na przybysza, ten pstryknął palcami, a z jego palców wystrzeliło kilka języków ognia. Mieszkańcy nagle ucichli i spojrzeli na przybysza, którego wcześniej nie widzieli. Gdy płomienie wzniosły się na kilka metrów w górę, ludzie przestraszyli się, lecz nie uciekali, ponieważ nigdy czegoś piękniejszego nie widzieli. Gdy płomienie zniknęły w mroku, zakapturzona postać weszło na piedestał i zaczęła mówić:

- Niech teraz wszyscy słuchają, ponieważ dwa razy nie powtórzę. - głos był donośny i pełen pewności słów które wypowiada - Przybyłem tu z pewna misją. Za jakiś czas, możliwe że za kilka lat, wydarzy się tu coś ważnego, coś co zmieni wasze dotychczasowe życie, dlatego więc przybyłem tu aby czekać na to wydarzenie.

Wszyscy stali w zdumieniu i nie wiedzieli co zrobić. Dziwili się, że ta informacja nie mogła poczekać do jutra. Wódz zapytał przybysza o imię, lecz powiedział, żeby mówić na niego ,,czarowniku". Wszyscy z grymasem na twarzy poszli do domu dalej spać, a przybysz poszedł do wieży strażniczej. Wieża ta była wysoka i zbudowana z białego kamienia, który był oplątany przez rośliny. Czarownik stanął naprzeciwko tej wieży, uśmiechnął się i zaczął recytować zaklęcie. Znak na jego dłoni zaczął świecić krwistym blaskiem. Z wieży wydobył się taki sam blask, który przez chwile rozświetlił całą okolice. Gdy czarownik skończył recytować, światło ze strażnicy znikło i otworzyły się drzwi wejściowe. Czarownik poszedł na samą górę. Po drodze mijał półki z księgami i zwojami, które przez jeszcze chwile lśniły blaskiem takim samym jak przy recytowaniu zaklęcia. Na samym szczycie był pokój, w którym znajdowało się wielkie łóżko przypominające te, na których sypiają królowie, czyli zdobienia na bokach oraz baldachim z czerwonego jedwabiu. Czarownik odetchnął ulgą i położył się spać.


Lata mijały i wszyscy zapomnieli o tych słowach czarownika. Wtem pewnej zimy urodziło się dziecko...

Podróżnik czasuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz