Rozdział 10

828 54 4
                                    

- Kurwa! Co wy odpierdalacie?! - usłyszałam męski głos. Zaczełam się rozglądać we wszystkie strony, ale nikogo nie było. Zignorowałam to i zaczełam się przyglądać pojazdowi, który płoną. Usłyszałam kroki, odwróciłam się w stronę Martyny. Liam zaczoł szarpać moją przyjaciółkę z nożem. Przeraziłam się. Podbiegłam do dziewczyny i zaczełam odciągać Liama. Chłopak wbił mi nóż w okolicach brzuch. Krew zaczeła nieustannie lecieć. Złapałam się za krwawiące miejsce i skuliłam się z bólu. Obraz powoli zaczął się rozmazywać. Martyna kucneła koło mnie.

- Roksi! Roksi nie zostawiając mnie! Pomyśl o mnie o Marcelinie o Jeffie! Powiedz coś! Proszę! ROKSI!!! - każde słowo obijało mi się o uszy niczym echo. Ostatnie co pamiętam to ciemność i pustka.

POV Jeff's

    Siedziałem w salonie i oglądałem telewizję dopóki nie przyszła Marcelina z telefonem.

- Braciszku? Siostrzyczka Martyna chcę cię do telefonu. Mówi że to bardzo, bardzo pilne.- trochę się zdziwiłem, ale wziełem od blondynki telefon i przyłożyłem do ucha. Na początku nic nie mogłem zrozumieć z jej bełkotu, ale jak usłyszałem " Roksi coś się stało. Umiera! " niczym struś pędziwiatr wybiegłem z domu. Bacznie słuchałem gdzie się znajdują i pobiegłem. Po drodze spotkałem Jacka, który pobiegł za mną. W głowie miałem najczarniejsze scenariusze, ale to co tam zobaczyłem było jeszcze gorsze. Martyna klękała koło Roksi, która leżała w kałuży krwi z dziurą w brzuchu. Podbiegłem do nich jak najszybciej.

- Co tu się stało?- zapytałem i kucnełem koło Martyny. Dziewczyna miała całe oczy czerwone od płaczu.

- Mój chłopak ...właściwie to już były... wpa-adł w szał i z-zaczął mnie szarpać. Rok-ksi chciała mi pomóc. L-Liam zaatako-ował ją i bił jej nóż w brzuch, a sam u-uciekł.- z Martyny oczu znowu zaczęły lecieć łzy. Wziełem Roksi na ręce w stylu panny młodej i zaczełem jak najszybciej biec w stronę szpitala. Martyna i Jeck zaczęli biec za mną. Teraz nic się nie liczyło. Liczyło się tylko by Roksi przeżyła.

POV Martyna's

     Od kilku godzin z sali w której leżała Roksi, ciągle ktoś wchodził i wychodził.

- Doktorze i co z nią? - zapytałam przecierając swoje łzy.

- Chce pani, aby pacjentka przeżyła? To proszę nam dać pracować. - odpowiedział lekarz i sobie poszedł. Z moich oczu znowu zaczęły lać się łzy. Usiadłam na krześle koło Jecka i patrzyłam się w podłogę.

---------

     Płakałam i płakałam. Nie mogłam się i uspokoić. Myśl że za ścianą lekarze walczą o życie mojej najlepszej przyjaciółki, a ja nie mogę nic z tym zrobić jest dołująca. Jack był taki słodki próbując mnie uspokoić. Kiedy płakałam chłopak robił wszystko abym poczuła się lepiej. Jeff... chyba się bardziej załamał niż ja. Stał koło okna i wpatrywał się krople deszczu spływające po szybie. Nie jadł, nie pił tylko ciągle patrzył się na okno.

    Jeff w końcu odszedł od okna i zaczoł kierować się w stronę głównego wyjścia.

- A ty gdzie idziesz? - złapałam chłopaka za ramię i mocno szarpnełam, aby spojrzał na mnie.

- Nie mam zamiaru tutaj siedzieć i mieć piepszoną nadzieje że Roksi się obudzi!- Jeff zyrwał się, założył kaptur i zaczął kierować się w stronę wyjścia.

- Zaczekaj!!!- krzyknełam w jego stronę, ale chłopak to zignorował i poszedł dalej.

- Martyna, choć, usiądź. - Jeck złapał mnie za ramiona i ciągnoł w stronę krzeseł. - On cierpi. Nie raz tak ma. Musi się na kimś wyżyć.

- Nie dziwię mu się. Też mam ochotę kogoś zadźgać.

- To co powiesz na małe dźganko. - chłopak rozszerzył kieszeń w której znajdował się nóż. Ja się lekko uśmiechnełam i już nie długo później znajdowaliśmy się pod szpitalem.

- No to gdzie idziemy?- zapytał się Jack i spojrzał na mnie. Ja złapałam się za brodę i zaczełam myśleć.

- Już wiem! Do mojego byłego. To on sprawił że Roksi jest w szpitalu. Teraz musi ponieść karę. - powiedziałam i zaczełam się kierować w stronę mieszkania Liama.

<kilka minut później>

    Wraz z Jackiem jesteśmy już pod domem Liama. Postanowiliśmy że wejdziemy balkonem. Podeszłam pod balkon i próbowałam doskoczyć. Jack złapał mnie w talii i podniósł do góry. Wskoczyłam na balkon i czekałam aż Jack wskoczył. Jemu to poszło bez problemu, a jest nie wiele wyższy ode mnie. Spojrzałam w okno. Liam oglądał telewizję. Weszliśmy do środka cichaczem. Jack wzioł pierwszy lepszy przedmiot i z całeś siły walnoł chłopaka w głowę. Przywiązaliśmy nieprzytomnego Liama do krzesła i czekaliśmy aż się obudzi.

<30 minutes leter>

- No cześć kochanie <3- powiedziałam do Liama, który zrobił minę jakby zobaczył ducha.

- Co ty wariatko ode mnie chcesz!?- wykrzyczał mi w twarz.

- Musisz ponieść kare za swoje czyny, a mianowicie to... - kucnełam przed twarzą chłopaka, aby patrzył prosto na mnie i pokazałam palcem na fioletowy policzek. - Jack, czyń honory. - podałam chłopakowi nóż. Jack lekko przysunoł się do chłopaka.

- A to kto? Twój nowy kochaś? - wysyczał brunet przez zaciśnięte zęby. Jego oczy jednocześnie byłe przepełnione strachem i nienawiścią.

---------------

Cześć i czołem ... makaron z rosołem!!! xDDD

Więc zachęcam do dawania gwiazdek pod tym rozdziałem, bo to nic nie kosztuje a mnie motywuje :d

No to pa misiaczki :*

#koteceQ

You Killer || Jeff the Killer [Wolno Pisane]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz