Kolejny dziwny sen

246 27 11
                                    

„Panna Szulc" siedziała nadąsana na łóżku. Była zła na siebie, na Pitcha, na Jacka i na całą sytuację. Przynajmniej Łukasz był bezpieczny. O ile Black mówił prawdę.

Do jej "komnaty/celi" (niepotrzebne skreślić) wszedł Jack z tacą. Uśmiechał się nieśmiało.

- Nie byłaś na obiedzie. Pitch poprosił, żebym ci to zaniósł - rzekł przyjaźnie. Odpowiedzią było lodowate milczenie. - Słuchaj, wiem, że to dla ciebie trudne. Wiem z własnego doświadczenia, że początki tutaj nie są łatwe, ale przyzwyczaisz się.

Wtedy Nat rzuciła się na niego uzbrojona w krzesło. Jack uskoczył na bok, a Bogu ducha winny mebel roztrzaskał się o ziemię.

- Wow, wow! - wystraszony duch zimy przyjął pozycję obronną i wycelował w nią laskę - Nadal się wściekasz?

- Gdybyś się u mnie nie pojawił nie byłoby problemu! - krzyknęła gniewnie i ponowiła atak. Chłopak znów odskoczył.

- Ach tak? - Jack wystrzelił w jej stronę falę mrozu. Natalia padła plackiem na posadzkę. Lód uderzył w ścianę.

- Tak!!! - ryknęła ciemnowłosa skacząc na chłopaka z dwoma ostrymi kawałkami drewna w rękach. Wtedy z cienia wystrzeliły cienkie liny utkane z Czarnego Piachu. Owinęły się wokół ramion i nóg nastolatków skutecznie ich unieruchamiając.

- Ech, dzieciaki - westchnął ciężko Pitch opierając ręce na biodrach. - Jack, chodź ze mną. A ty, Natalio... - dziewczyna posłała mu zabójcze spojrzenie - Nie drażnij mnie.

- Zmuś mnie, tatuśku - Natka parsknęła drwiącym śmiechem. Król Koszmarów sypnął jej w twarz swoim usypiającym piaskiem. Dziewczyna natychmiast straciła przytomność. Cienie delikatnie ułożyły ją w jej łóżku.

----------------------------------------------

Tonęła. Woda pomału zalewała jej płuca. Chłód był jak tysiące igieł wbijających się w ciało. Nie miała sił, by płynąć w górę. Ba, nawet nie mogła się ruszyć!

Wtedy zobaczyła nad sobą światło. Złote światło. Było ciepłe i dawało swoiste poczucie bezpieczeństwa. Natalia poczuła czyjąś dłoń na policzku. Po chwili uniosła się w górę i stanęła na stałym gruncie, ale to nie była tundra tylko kwiecista łąka, zroszona rosą. Przed Nat stała bardzo wysoka kobieta o jasnej cerze, idealnie czarnych włosach upiętych w kok, czerwonych wargach i bursztynowych oczach w kształcie migdałów. Obca nosiła czerwono- pomarańczowe sari ze złotym haftem i mnóstwo złotych ozdób. Cud, że mogła się ruszać!

- Witaj, Natalio - kobieta miała przyjemny, melodyjny głos - Jestem Amertasu.

- Amertasu? - powtórzyła Natalia wstając z klęczek - Japońska bogini słońca? To się robi coraz dziwniejsze.

- Prawda? - Amertasu zachichotała perliście - Ale nie martw się. Poradzisz sobie. Jesteś o wiele silniejsza niż ci się wydaje, dziecko.

- Ale z czym sobie poradzę? - Nat zmrużyła groźnie oczy i oparła ręce na biodrach - Jak ktoś mi tego nie wyjaśni, to się wkurzę!

- Na tym świecie istnieją siły, które zagrażają wszystkim. I nie mówię o Pitchu. On jest tylko samotnym, opętanym człowiekiem - rzekła ze smutkiem bogini Słońca - Duch Światła to mój łącznik na Ziemi. Pomaga ludziom i istotom magicznym. Wybrałam ciebie, bo jesteś wyjątkowa. Masz niezwykły dar. Wkrótce dowiesz się na czym polega.

Amertasu położyła dłoń na ramieniu Natalii i wsunęła w jej dłoń znajomy kamień. Dziewczyna poczuła przyjemne łaskotanie w śródręczu.

- Wiem, że nie podoba ci się ten pomysł - ciągnęła kobieta - Ale wiem, że kochasz swój świat. I pamiętaj: Światło nie definiuje dobra, a Ciemność nie definiuje zła. Sama wybierasz swoją drogę.

- Dobrze wiedzieć, bo w Rebeliantach kibicowałam Inkwizytorowi - mruknęła Nat patrząc w bok. I wtedy obudziła się w swojej nowej celi. Kręciło jej się w głowie - W mordę jeża.

W dłoni trzymała brylant, który wcześniej pokazał jej Pitch. Miał fioletowo-pomarańczową barwę.

Wierzę w ciebie | RoBTFD fanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz