Rozdział I

562 61 19
                                    

XVI wiek przypadał na epokę renesansu. W owych czasach przez stary kontynent przeszedł huragan śmierci, intryg i wojen. W roku 1519 po narodzeniu pańskim, na świat przyszła Katarzyna Medycejska, córka Lorenza II Medyceusza, księcia Urbino, oraz Madeleine de la Tou. Młoda księżna nie zdążyła się nacieszyć swymi rodzicielami zbyt długo, gdyż praktycznie od pierwszych samodzielnych dni poza łonem matki była sierotą.  Wychowaniem Medyceuszki zajęła się babka ze strony ojca, Alfonsina Orsini. Od jej śmierci minęło dopiero siedem lat. W ciągu tego czasu wydarzyło się dużo, zbyt dużo. Młoda księżna Urbino została wówczas oddana ciotce, Clarice Strozzi. Kobieta dla dziewczynki nie była zanadto łagodna. Miała własne dzieci, które były dla niej najważniejsze, więc nie przejmowała się za bardzo małą, osieroconą dziewczynką. Przyszła królowa od najmłodszych lat musiała nauczyć się liczyć tylko na siebie, co z pewnością pomogło jej w przyszłości.

- Czarne chmury zawisły nad rodem Medyceuszy - powiadali prostaczkowie, którzy serdecznie nienawidzili owej rodziny.

Wówczas  rządy władców Florencji zakończyły się. Obaleni zostali przez przeciwników papieża Klemensa VII. Zwyczajne dni, które mijały Katarzynie u ciotki przepadły na zawsze. Została wysłana do zakonnic, które - jak się okazało - były najbardziej zagorzałymi przeciwniczkami obecnego papieża.   

- Dziewczę, uważaj jak stąpasz - wysyczała przełożona zakonu.

Młoda dziewczyna, która miała niespełna dziewięć lat zauważyła, iż owa kobieta miała dobry humor. Zwyczajnie czekałaby ją okropna kara i szyderstwa na temat jej rodu. Dobry humor zwiastował jedynie, że Klemens ponosił kolejne porażki. Mimo swego młodego wieku była bardzo spostrzegawcza, umiała łączyć ze sobą fakty. Nie odpowiedziała ani słowa na komentarz przełożonej, tylko odeszła - spuszczając wzrok.  Przez ponad dwa lata przebywania w ogrodzie zdążyła się nauczyć, iż nie może wdawać się w waśnie z którąkolwiek zakonnicą. Kiedyś bujna, długa brązowa czupryna, teraz parę postrzępionych kłaków na krzyż. Owe kobiety uważały, iż płci pięknej nie wypada nosić długich włosów, więc przyszła królowa poznała na własnej skórze ich poglądy. Udała się do swej małej izdebki, która wyglądem oraz rozmiarem przypominała kanciapę. Usiadła na małej pryczy, a nogi podkuliła pod siebie. Jedynie w tej części dnia, gdy słońce przechylało się ku zachodowi posiadała chwilę na wyżalanie się samej sobie. Nie było godziny, w której by nie przeklinała swego wuja, przez którego rządy - jako następcy św. Piotra - tutaj trafiła. Jedna, samotna łza spłynęła po policzku dziesięciolatki, która była zbyt dojrzała jak na swój wiek. Po kilkunastu minutach otrząsnęła się, nie licząc już na ratunek ze strony wuja. „Jestem tą Katarzyną Medycejską, której cały świat odda pokłon i będzie błagać o wybaczenie." - wygłosiła w myślach.  Następne dni, tygodnie i miesiące nie różniły się od siebie niczym, aż do pamiętnego października 1529 roku. Ład w zakonie minął, a przyszedł wielki harmider. Już od tygodnia wszyscy trąbili, że armia Karola zbliża się do bram pięknej Florencji. Kobiety, które wybrały „świętą" drogę życia zmuszały dziewczę, aby brała udział w modlitwach proszących o klęskę papieża. W myślach błagała, żeby Medyceusze wrócili do władzy. Wreszcie nadszedł dzień, w którym mury obronne ujrzały „najeźdźcę". Prostaczkowie nie zamierzali się poddać przez co wiadome było, iż długie i żmudne oblężenie było nieuniknione. Żadna ze stron nie chciała ustąpić. Pierwsze dni sierpnia 1530 roku nastały w olbrzymiej niepewności. Ludność miasta praktycznie pragnęła powrotu do dawnej codzienności. Młoda Katarzyna lękała się swojej przyszłości. Nie była pewna jutra ani tego, czy na pewno trafi do Rzymu, do swojego wuja. W nocy, z 11-go  na 12-go sierpnia, księżna Urbino pogrążona była w błogim śnie. Nagle posłyszała przerażony głos kobiecy - jak się później okazało, należał on do siostry przełożonej.

- Katarzyno, wstawaj! - rzekła wystraszona. 

Dziewczynka leniwie przetarła oczy, lecz zaczęła się spieszyć, gdy tylko ujrzała wzrok owej kobiety. Nie zadawała zbytnio pytań, była zbyt pogrążona w rozmyślaniach - cóż mogło się stać? Po chwili przemogła się i wydusiła z siebie dźwięk.

- Florencja upadła? - zapytała cicho, jakby sama siebie.

Przystanęły dosłownie na chwilę.

- Posłuchaj mnie, dziewczyno - zaczęła. - Zostaniesz teraz przekazana obozowi wroga. Upadłość naszego miasta może nastąpić w każdej chwili.

Oczy przyszłej królowej rozszerzyły się. Była pewna, że od razu wyruszy do Rzymu, jednak tak się nie stało. Dopiero po kilku dniach rozpoczęła ową wędrówkę. Po wydarzeniach w obozie zamknęła się w sobie, nie była już tą samą Katarzyną Medycejską, można się jedynie domyślać, cóż się tam stało.  Powóz minął już bramy świętego miasta. Kierował się teraz ku siedzibie papieża, gdzie miała spotkać się z wujem. Powitanie po tylu latach było chłodne i zgodne z etykietą - musiała pocałować jego pierścień rybaka, a on wygłosił krótką mowę o jego „radości". Służące natychmiast zajęły się Medyceuszką. Poczuła nić sympatii do jednej białowłosej dziewczyny o łanich oczach, jak się później okazało - na imię było jej Maria. Dzień chylił się ku końcowi. Zmęczona wszystkim księżna udała się do krainy Morfeusza. Była pewna, że wuj już następnego dnia będzie szukać kandydatów do jej ręki.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Feb 07, 2016 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

De' MediciOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz