- Wstawaj leniu!
Zaraz, co się dzieje?
Powoli otworzyłam oczy. Cholera, słońce mnie razi! Jęknęłam niezadowolona.
- No już, już. Nie będę czekał wieczność. - Spojrzałam na mojego rozbawionego brata stojącego w futrynie, po czym cisnęłam w niego poduszką. Niestety, był szybszy i zamknął drzwi.
- Masz dziesięć minut na zejście na dół! - Usłyszałam jeszcze jego krzyk ze schodów.
Która do jasnej ciasnej jest godzina? Biorę telefon do ręki, na którym jak zwykle zasnęłam, i sprawdzam czas.
Ugh, 8:00. Niedziela. Jutro znowu szkoła. Cholercia.Muszę spakować się. Muszę odrobić pracę domową z gleboznawstwa. Muszę... muszę do łazienki.
*
- Kto zrobił te naleśniki? - Spytałam nieufnie, bo to dziwne, że są smaczne. W tym domu tylko ja potrafię gotować, więc tym bardziej się zaniepokoiłam.
- Ja. - Odpowiedział mój brat, nie przerywając oglądania filmu w tv, spokojnie przeżuwając kolejny kęs naleśnika.
- Od kiedy ty potrafisz gotować?
- Od zawsze. - Powiedział i wzruszył ramionami.
- Mam ci przypomnieć, jak spaliłeś wodę na herbatę?
- No dobra! Babcia przyjechała rano.
- Taa, jakoś jej nie widzę. - Zaczęłam na pokaz rozglądać się po pomieszczeniach.
- Taa, jakoś nie doceniasz zdolności maskowania się babci. - Szatyn uśmiechnął się pod nosem.
- Co? Co ty pierdzielisz?
- Ładnie to się tak odzywasz przy babci?
Kurwa mać! Czy wszyscy w tym domu chcą, żebym wykitowała? Odwracam się i widzę babcię, która jakby nigdy nic podnosi ciężarki obiema rękami.
To przecież takie normalne.
- Też miło mi cię widzieć, babciu. - Odparłam i wywróciłam oczami.
- Fajnie, że ci smakują. Taka miła pani - wymach ciężarkiem - na kasie w sklepie - wymach ciężarkiem - powiedziała, że jak - wymach ciężarkiem - doleję wody gazowanej do ciasta na naleśniki - podwójny wymach ciężarkiem - to będą delikatniejsze.
- Są lepsze. Ale czemu rozmawiamy o naleśnikach? - Zirytował się mój brat.
- A czemu nie? - Zauważyłam.
- Poddaję się, o 16:30 masz być na dole z bagażem, ok?
- Okej, ćwoku. - Wyszczerzyłam się.
- Patrycja!
- Tak, to ja!- Odkrzyknęłam babci, która strzeliła po tym porządnego facepalma.
Kochana rodzinka.
*
Słyszę alarm. Nie, ja wcale nie nastawiłam sobie alarmu na godzinę, o której mam wyjść. Wcale.
Schodzę po schodach, ledwo taszcząc za sobą torbę sportową. Czemu ja muszę to znosić? Czy nie mogłabym tego zwyczajnie zrzucić z balkonu do samochodu? Ugh.
- Ej!
- Co?
- Spójrz na zegarek ćwoku!
- Już idę.
Na korytarzu wyłonił się mój kochany braciszek. Teraz tak na niego patrzę i nie mogę wyobrazić sobie, co brali ludzie, którzy mówili, że jesteśmy podobni. Jest ode mnie sześć lat starszy. Nie, nie mieszka wciąż z rodzicami. Przyjeżdża tutaj tylko wtedy, kiedy musi mnie zawieźć do szkoły, albo z niej przywieźć. Ostrożnie podaję mu zapakowaną do pełna torbę i idę za nim do samochodu.
- Tak w ogóle, to gdzie są rodzice? Cały dzień ich nie widziałam.
- Gdzieś tam poszli.
Nie ma to jak kochające i troskliwe dzieci.
*
- Ja pierdole!
Zauważyłam jak Mateusz wali w kierownice i zjeżdża na pobocze. Wyjęłam słuchawki z uszu i zaczęłam się rozglądać w poszukiwaniu sama nie wiem czego.
- Co się stało? - Zapytałam.
- Jebana guma.
Spojrzałam na niego.
- Mateusz, to dziwnie zabrzmiało.
Przez chwilę patrzyliśmy się na siebie, a chłopak prychnął.
- Znaczy się, pękła mi opona.
- To ją zmień?
- No właśnie...
Przez chwilę nie wiedziałam, czemu odwraca wzrok, ale właśnie się zorientowałam.
- Tylko nie gadaj, że nie masz zapasowej!
- Wczoraj sprzątałem w bagażniku i zapomniałem ją włożyć!
- Ty ciapo!
- No co!
- Jak ja niby teraz dojadę do szkoły z torbą, która waży 10 kilo? - Ręce mi opadły. Mam brata idiotę.
- Hm.- Zaczął się rozglądać dookoła.
- Co hm?
- Zobacz, tam jest przystanek autobusowy. - Wskazał w jakieś odległe miejsce, którego ja nie widzę. Czy on ma rentgen w oczach?- Mam chyba kasę w portfelu na oknie.
Sięgnęłam ręką do tyłu, wymacałam portfel i otworzyłam go.
- Weź sobie pięc dych, na wszelki wypadek.
- Ta, dzięki. A ty jak pojedziesz do domu?
- Zadzwonię do taty?
- A róbta co chceta. Tylko wyjmij mi torbę z bagażnika i donieś na ławkę. - Wyszczerzyłam się.
Mój brat wywrócił oczami, wziął bagaż do ręki i zablokował auto, po czym zaczął maszerować na przystanek. Postawił to, co niósł, na ławce i spojrzał na rozkład.
- Za 15 minut masz akurat pod twoją szkołę.
- Szkolny? - Zdziwiłam się, bo nasza szkoła nie ma autobusu.
- Nie,chyba nie.
Szatyn popatrzył się na mnie jeszcze chwilę i podał mi swoją bluzę.
- Sorry, młoda.
- Spoko, wybaczam. - Uśmiechnęłam się do niego życzliwie, na co on przybił ze mną żółwika i odszedł do auta.
Po prostu super dzień.
*
Po 15 minutach faktycznie przyjeżdża autobus. Zatrzymuje się, a następnie kierowca wysiada by załadować moją torbę do bagażnika.* Póki na zewnątrz jest jeszcze w miarę widno, mogę dostrzec, że autobus jest pełny. No po prostu cudnie. Okej, wchodzę, płacę i idę w nieokreślonym kierunku, spodziewając się sama nie wiem czego. Jednak hmm... tam... tam jest wolne miejsce! Hell yeah, tak ma kurwa być! Na samym tyle co prawda i z samego brzegu, ale nie pogardzę.
- Wolne?
Chłopak obok spojrzał się na mnie dziwnie i już myślałam, że mam coś na twarzy, bo dosyć długo się gapił, jednak skinął głową ze trzy razy, majtając się jak figurki na deskę rozdzielczą. Siadam i wkładam słuchawki do uszu, puszczając oczywiście moją playlistę z Hollywood Undead, Crown The Empire, Papa Roach i innymi miłościami. Przymykam oczy i probuję się zrelaksować. Biedny Mateusz. Co ja gadam! Biedna Patrycja...
*Wiecie o co kaman, te takie klapy z boku autobusu :D
CZYTASZ
School
Teen FictionWe can't love without believe. We can't believe without love. We can't live like that. We can change this. How? Just let me know. Know what? Know that you love me. Czy jedna piosenka może zmienić czyjeś życie? Czy miłość ma granicę? Czy odkochać si...