Rozdział II

97 13 0
                                    

Nastał świt. Zza krzaków nie wyjrzał ten, którego się spodziewali. To tylko Anabelle, narzeczona Garry'ego wyruszyła do lasu, aby go odszukać, długo się nie zjawiał. Kochała go nad życie, a może nawet mocniej. On jednak nie potrafił, nie chciał odwzajemnić jej uczuć. Długie, czerwone włosy stanęły w płomieniach żalu, który bez pamięci obciążył jej serce. Źrenice rozszerzyły się, by potem ponownie się zamknąć, dając upust emocjom. Łzy zmyły z jej ciepłych policzków ostatnią nadzieję, jaką w sobie tliła. Tego wschodu słońca nie zapomni nigdy. Niebiosa załkały, widząc cierpienie kobiety. Piękne, czarne oczy wołały swojego ukochanego, który właśnie usiłował pocałować inną. Zaszlochała, ciszej, kucnąwszy przy krzakach nadal przypatrywała się Garry'emu oraz Anastasii.

- Nikogo nie ma, to tylko zając - mylił się.

- P-pocałuj mnie, Garry, teraz. Proszę, pocałuj. Tak, jak jeszcze nigdy nikogo nie całowałeś, chcę zapomnieć o wszystkim.

- Anastasio, tak bardzo tego pragnę. Pożądanie jest bardzo silne, nic go nie zgasi. Jednak to byłoby niesprawiedliwe wobec Anabelle, mojej narzeczonej - wstał, otrzepał spodnie i chowając łuk oparł się o drzewo, jednocześnie nie spuszczając wzroku z rozczarowanej dziewczyny - Kocham cię, ale nie mogę. Ty też nie, nigdy nie pokochasz mnie tak, jak ja pokochałem ciebie.

Anabelle słyszała wszystko, każde słowo, które padło z jego ust. Widziała też każdy jego dotyk, każdą iskierkę w oczach, gdy na nią spoglądał i żal, że nigdy nie będzie jego. To nie dawało jej spokoju, była zła. Nienawiść zatknęła się po drodze z bólem i upokorzeniem. Przecież on nigdy nie będzie do końca jej. Chyba, że ją zabije. Czy serce jednak pozwoli zadać tyle bólu ukochanemu człowiekowi?

Pora odejść. Kochać to nie znaczy usiłować uszczęśliwić na siłę wiedząc, że kocha kogoś innego. Wystarczy pozwolić mu być z tym kimś, zwyczajnie odejść - pomyślała i tak zrobiła, wycofała się z krzewów, postawiła stopę do tyłu, naparła na czyjeś ciało.

- Cichutko, kochanie - szatyn zakrył dłonią usta Anabelle, osuwając czarną, nieco przezroczystą pończochę z jej uda, zatrzęsła się.

Czarne tęczówki poszerzyły się zupełnie tak jak wtedy, gdy zobaczyła Garry'ego z Anastasią, zmieniając kolor na szary. Łzy polały się potokiem, dotykając palców tajemniczego chłopaka, spoczywających na jej udzie. Próbowała wydusić z siebie choć jedno słowo, niestety. Wyszło z tego niezrozumiałe miączenie, które tylko obiło się o dłoń i wróciło do jamy ustnej.

- Chodź, odprowadzę cię - Garry podał dłoń Anastasii. Ta zaś chwyciła ją tak szybko, jak było to możliwe i zatonęła w jego czułych ramionach, rumieńce zjednoczyły się ze skórą. Oboje udali się w stronę pałacu w którym mieszkała, nikt z nich nie zauważył płaczącej dziewczyny w krzewach na którą napadł nieznajomy nikomu mężczyzna, ostatni raz widziany przez królewnę.

Anabelle próbowała wyszarpać się z duszącego objęcia chłopaka, jednak ucisk zacisnął się jeszcze mocniej, pozostawiając siny ślad na jej bladej niczym śnieg skórze, oddech przyśpieszył, po krótkiej chwili zwalniając, zemdlała.

***

Obudziła się na łóżku, osłoniętym baldachimem. Zasłony podczepione do wystających złotawych fragmentów rur, falowały na wietrze. Podmuch wiatru wdarł się do komnaty, zdobionej przeróżnymi obrazami, włóknami i własnoręcznie wykonanymi sukniami. Była przerażona kolorami ścian. Zdawać się mogło, że spowija je krew. Jedynym fragmentem pokoju, który go pojaśniał był biały sufit na którym powieszony był szklany żyrandol, zdobiony postaciami mitologicznymi. Uwagę kobiety przykuł dzwonek z wystającym, jasnobrązowym sznurkiem przy koniuszku związanym nikłym, lekko postrzępionym sznureczkiem, pociągnęła go. W pokoju rozległ się niewielki stukot, odbijający się o metalowe brzegi dzwonka. Drzwi rozwarły się, do środka wszedł sympatyczny chłopak, czule uśmiechnął się do czerwonowłosej. Jednak gdy ich spojrzenia spotkały się, jego utknęły w czubkach butów.

- Panienka życzy sobie czegoś?

- Tak. Chcę do domu! Rozumiesz mnie?! Ty prymitywny pomiocie gbura!

- Nie mogę spełnić tej prośby. Panicz kazał, aby wybrała sobie pani suknię, spięła włosy i zeszła na dół. Ma on bowiem propozycję nie do odrzucenia, dotyczy królewny Anastasii.

Gdy tylko "pomiot" wyszedł, rzuciła się na pierwszą, lepszą sukienkę.



Pokochać Raz W ŻyciuWhere stories live. Discover now