Prolog

7.2K 349 75
                                    

Wzięłam głęboki oddech. Żwawym krokiem ruszyłam w górę po schodach ku majestatycznej budowli, zwanej Jadeitowym Pałacem. Ach, jak długo szukałam tego miejsca. To tutaj miałam poznać swe przeznaczenie. Pośpiesznie przeskakiwałam po trzy marmurowe schodki naraz, nie mogąc się doczekać ich końca. Po kilku minutach podniosłam głowę i potknęłam się o ostatni stopień. Z trudem utrzymałam równowagę. Ostatnio mało spałam, a miniony miesiąc był jedną wielką, niekończącą się wędrówką. Powoli odczuwałam brak sił.

Westchnęłam cicho i wkroczyłam do pałacu przez wielkie, podwójne drzwi z ciemnego drewna. Półmrok panujący w ogromnej świątyni budził we mnie lęk. Sklepienie wykonane z szafiru wydawało się być tak odległe... Posuwałam się niepewnie do przodu, starając się by moje stopy nie powodowały echa, które z pewnością rozniosłoby się po pustej sali. Rozglądałam się ze strachem i nawet nie zauważyłam, gdy dotarłam do wielkiego zbiornika z wodą stojącego po środku świątyni. Uderzyłam boleśnie kolanem o jasny marmur i omal nie wpadłam w przezroczystą toń. Zatrzymałam się w miejscu, wpatrując się weń jak zahipnotyzowana. Zwierciadło Przeznaczenia.

- Co tu robisz, dziewczę? - podskoczyłam na dźwięk głosu starca. Odwróciłam się by na niego spojrzeć. Przede mną stał Największy z Mędrców, opierając się na sękatej lasce. Jego oczy były mlecznobiałe, jakby spowite mgłą.

- Przyszłam by poznać moje przeznaczenie. - powiedziałam cicho, bacznie go obserwując. Starzec kiwnął lekko głową ze zrozumieniem.

- Czekałem na Ciebie, Ayame. - wzdrygnęłam się na dźwięk swojego imienia. Mężczyzna powoli odsunął rękaw, ukazując wiekową, żylastą rękę i zanurzył ją w wodzie. Nachyliłam się lekko nad zbiornikiem i rzuciłam okiem. Na dotychczas niewzruszonej tafli cieczy zaczęły pojawiać się nieznaczne wzburzenia, które po chwili zamieniły się w smagające ściany Zwierciadła fale. Nagle starzec z pluskiem wyjął rękę z wody.

- Kartka, dziewczę! - prawie krzyknął, a z jego poskręcanej dłoni unosił się dym. Najszybciej jak mogłam przeszukałam plecak, lecz nie znalazłam nic, co mogłoby służyć za kartkę.

- Cholera... - zaklęłam pod nosem i odsłoniłam ramię, patrząc błagalnie na Mędrca. On zdając się nie kontaktować ze światem zewnętrznym przyłożył otwartą dłoń do mojej bladej skóry. Syknęłam z bólu, para wodna zaczęła ulatywać z miejsca, w którym nasze ciała zetknęły się.

Po kilku minutach starzec zabrał swą dłoń, a ja z bólem spojrzałam na wypalony kształt. Cholera, jestem lekkomyślna. Teraz już zawsze będę nosiła swą przepowiednię.

- S-Strach na wróble? - z trudem "odkodowałam" rysunek. W takim miejscu ja nie będę go widzieć, ale inni jak najbardziej. Uniosłam jedną brew pytająco, przyglądając się starcowi. To chyba jakaś kpina. Fatygowałam się tutaj cały miesiąc przez zimne, ciemne lasy tylko po to, by dostać tatuaż jakiegoś stracha na wróble? Miałam ochotę coś zniszczyć.

- Szukaj w Konoha, dziewczę, w Konoha. - spojrzał na mnie niewidzącymi oczyma. Zamyśliłam się i stojąc chwilę w miejscu, postanowiłam ruszać. Chyba powinnam mimo wszystko potraktować to na poważnie.

- Dziękuję. - powiedziałam, dając sygnał ruchami ciała o zamiarze odejścia. Mędrzec uniosł lekko kąciki swych starych ust otoczonych siwą brodą i odwrócił się.

- Bywaj, Ayame. - rzekł i zniknął w mroku, a towarzyszące mu postukiwania wiekowej laski z czasem ucichły.

☆☆☆

Kilka kolejnych dni minęło mi na nieprzerwanym sprincie. Ignorując ból mięśni, dobiegłam na nieznane sobie tereny. Po jakimś czasie w mroku zamajaczyła potężna brama Wioski Liścia. Przystanęłam zadowolona z siebie. Dałam radę. Uśmiechnęłam się błogo i chwiejnym krokiem podeszłam bliżej.

Nieoczekiwanie runęłam w śnieg. Przetoczyłam się na plecy i otworzyłam lekko oczy, obserwując rozgwieżdżone niebo. Białe, zimne płatki spadały na moją twarz i niknęły, pozostawiając po sobie krople wody. Z czasem jednak przestały topnieć, przyozdabiając sobą moje czarne, długie włosy. Zimno przestało mi dokuczać.

Nagle ciemny kształt przysłonił mi nocne niebo. Mimowolnie przygotowałam się na cios, lecz on nie nadszedł. Wytężyłam zmęczone oczy, ale obraz rozdwajał się i wciąż był niewyraźny.

- Halo? - usłyszałam łagodny, męski głos. Hm, sprawdza, czy jego ofiara żyje, by dokonać mordu lub naprawdę przejmuje się moim marnym losem? Co mi szkodzi...

- Halo. - szepnęłam cicho z trudem otwierając usta. Chłopie, żyję, atakuj. Jestem w opłakanym stanie, nie oddam.

Jakież było moje zdziwienie, gdy poczułam wsuwające się silne ramiona pod moimi kolanami i plecami. Mężczyzna uniósł mnie do góry i podrzucił, łapiąc mnie wygodniej. Przylgnęłam do jego zimnej kamizelki z ustami niedaleko jego ucha.

- Dziękuję. - szepnęłam. Postać chyba uśmiechnęła się i ruszyła przed siebie. Świat podnosił się i opadał w rytm jego kroków. Poczułam się choć trochę bezpieczna w jego delikatnych, aczkolwiek silnych ramionach. Nie przejmując się dokąd mnie zaniesie, zapadłam z długo oczekiwany sen.

Gdy wilk spotyka owcę | Kakashi x OC PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz