1.

77 12 4
                                    

-Chloe, rusz dupę!- Ashton wydarł się na cały głos.

-Już idę.- odpowiedziałam mu schodząc po schodach. Przylazł do mnie raptem piętnaście minut temu, ogłosił że idziemy na imprezę, po czym jeszcze ma czelność mnie pośpieszać!

-Dzięki tobie jesteśmy spóźnieni.- powiedział z wyrzutem.

-Liczą się wielkie wejścia, Ash.- odparłam i puściłam do niego oczko.

- Dobra, wsiadaj.- westchnął, otwierając przede mną drzwi do czarnego BMW.

Całą drogę jechaliśmy w ciszy. To nie była niezręczna cisza. Szczerze wątpię w to czy kiedykolwiek mogłabym poczuć się przy Ashu niezręcznie. Traktuję go jak brata, od dziecka jesteśmy blisko. Nie mamy przed sobą żadnych sekretów i wspieramy się nawzajem. Nie wyobrażam sobie życia bez niego. W każdym moim wspomnieniu z dzieciństwa, złym czy dobrym, jest on.

- Ej, księżniczko.- z zamyśleń wyrwał mnie głos chłopaka.- Które z nas dzisiaj pije? Czy może śpimy na miejscu?- wyszczerzył zęby w białym uśmiechu.

-Ta, wolę uniknąć spania u jakiegoś obcego kolesia, więc druga opcja odpada.

-Spoko, to losuj.

- Jasne.

Gra polegała na tym, że Ashton trzymał w dłoni dwie jednakowe kartki (na jednej było moje, a na drugiej jego imię) odwrócone napisami w dół, a ja losowałam. Osoba, którą wylosuję nie pije. Proste.

Wzięłam kawałek papieru, który leżał po lewej stronie dłoni mojego przyjaciela. W niemałym napięciu odwróciłam go, aby zobaczyć jak brzmi imię skazańca.

Oczywiście. Chloe.

Ashton zaczął się śmiać i w geście pocieszenia klepać mnie po udzie.

-To nie fair! Już drugi raz z rzędu!- Wykrzyknęłam z irytacją.

- No cóż, najwidoczniej Bóg tak chciał.- znów wybuchnął śmiechem, a ja dźgnęłam go łokciem w bok.

- Niech ci będzie, ale nie schlej się do nieprzytomności. I żebym nie musiała cię wywlekać z łazienki po "upojnej nocy" z przypadkową panienką.- wykonałam w powietrzu cudzysłów.

-Nie mogę ci tego obiecać, bejbe.

-Bejbe? A to co? Przygruchałeś mi nową ksywkę? - prychnęłam.

-Bardzo śmieszne. Wysiadaj, mała.

Samochód zatrzymał się przy dużym domu w białym kolorze. Miał obszerny ogród z basenem i chyba ze trzy piętra. Moje pierwsze wrażenie: WOW.

- Hej! Ash!- w naszym kierunku biegł napakowany, łysy koleś w białej koszulce w stylu "do bicia żony".

-Emm.. Hej Carl.

- Ładna panienka, nowa?

Nie, kurwa, wyprana w perwolu.

-Yyy.. To moja przyjaciółka. Chloe.- z miny Ashtona można było wyczytać zakłopotanie, ale mimo to wyciągnęłam dłoń w stronę Carla.

-Cześć, śliczna. - złapał moją dłoń i przyciągnął mnie do siebie. Zaskoczona całą sytuacją stałam jak wryta gdy mnie uściskał. Odsunął mnie od siebie, ale tylko po to aby na moim policzku złożyć obleśnego, soczystego buziaka. Zebrało mi się na wymioty.

-Dobra, stary zostaw ją. My pójdziemy już do środka.
Gdy odeszlismy kawałek, Ash starł z mojego policzka ślad po Carlu.

Ash złapał mnie za rękę i powlókł w stronę drzwi wejściowych. Nie pukając, otworzył je, po czym od razu sięgnął po jeden z czerwonych kubeczków stojących na blacie w kuchni. Wypił jego zawartość za jednym razem, tylko po to aby zaraz sięgnąć po drugi.

-Hola, hola spokojnie kowboju!- wykrzyknęła jakaś ruda dziewczyna, tuż za plecami chłopaka.

-Hej, Kat.- wychrypiał szatyn.

-Misiu, zwolnij bo nie starczy dla mnie.- po tych słowach wzięła za kubeczki w dłonie i wypiła jeden za drugim. Gdy już to zrobiła, wpiła się w usta Asha. Halo! Jestem tu! Chłopak odwzajemnił pocałunek i tak po prostu się obściskiwali. Zrobiłam kilka kroków w tył, żeby się wycofać. Po zaledwie trzech wpadłam na ścianę. Chwila... To nie jest jebana ściana! Ściana nie pachnie męskimi perfumami, nieprawdaż? Spojrzałam w górę i ujrzałam czekoladowe oczy wpatrujące się w mój dekolt.

Mystery.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz