Prolog

20 1 0
                                    



Obudziłam się w niedzielny ranek, który okazał się być już od początku fatalny. Za oknem było pochmurno, kontrolę na niebie przejmowały ciemne, ciężkie chmury nie dopuszczając do głosu słońca. Wkrótce miał spaść z nich deszcz. Przeciągnęłam się prostując kończyny, które jeszcze nie do końca wybudziły się ze snu. Sięgnęłam po telefon znajdujący się na szafce nocnej. Wskazywał godzinę 8 rano. Idealnie. Nie lubię przesypiać dni wolnych od szkoły. Czuje wtedy, że zmarnowałam cały dzień gdzie mogłabym coś zrobić, na co nie mam czasu w tygodniu. Ale dzisiejsza niedziela miała być inna. Dzisiaj na kolacji miał być mój ojciec. Pomimo niedawno uzyskanej pełnoletności, nadal nie czułam się dorosła i wbrew pozorom brakowało mi go. Od mojego urodzenia widziałam go tylko raz na jakiś czas. Mama poznała go pracując w firmie, która przejął po ojcu. Jej obroty były tak dobre, ze dzisiaj tworzy korporacje, w której pracuje kilka setek ludzi. I tak bardzo jak nie zaniedbuje ich, tak bardzo chciałabym aby nie zaniedbywał mnie. Przez pierwsze lata mojego życia mama zajmowała się mną prawie cały czas. Była ze mną, bawiła się, robiła to co wszystkie inne mamy. Jednak gdy trochę podrosłam, zaczęłam chodzić do szkoły ojciec stwierdził, ze nie zrobi mi różnicy to, czy będzie siedziała ze mną mama czy opiekunka wiec przyjął swoją żonę do pracy i od lat jeździ z nim w rożne delegacje międzynarodowe. Nie mam jej tego za złe, bo wciąż bywa ze mną więcej niż on, bardzo ją kocham i uważam, ze robi dla mnie wszystko co najlepsze. Tak czy siak, jako mała dziewczynka często przesiadywałam z opiekunkami, które zmieniane były jak rękawiczki. Nie wszystkie były dla mnie dobre, ale zawsze mama to wyczuwała i wyrzucała je w porę. Teraz mając osiemnaście lat sama potrafię się sobą zająć i żyć samodzielnie w dużym domu w którym tylko od czasu do czasu przebywają. Dzisiaj przyjadą na kilka dni w ramach, nazwijmy to "urlopu". Pomimo tego czekam na nich z nadzieją, ze tym razem zostaną na dłużej.


 *** 

Siedzieliśmy przy kolacji, przygotowanej przez gosposie, która czasami przychodziła by sprzątnąć i coś ugotować, gdy ja nie miałam ochoty. Rozrywała mnie radość, bo siedziałam z moimi rodzicami. Obydwoma. Choć nikt z nas nie odezwał się do siebie słowem.

 -Mogę o coś zapytać? - zabrałam w końcu głos

 -Oczywiście. Pytaj - mama posłała mi ciepły uśmiech przeżuwając kawałek pieczonego kurczaka

 - Czy dacie mi pieniądze na tatuaż? 

Usłyszałam kaszel taty.

 - Nie jesteś na to za duża, Sam? - zapytał

 - Za duża na co? - zmarszczyłam brwi

 - Na głupie pomysły. Myślałem, że takie rzeczy przychodzą do głowy dzieciom w wieku 15 lat, a nie ludziom dorosłym.

 - Przestań Ian. Jaki chciałabyś tatuaż kotku? - odezwała się moja rodzicielka

 - Piórko za uchem - wymamrotałam wbijając warzywa na widelec

 -Po co ci tatuaż którego nie widać pod włosami? - prychnął ojciec. Chwilami miałam już go dość

 - Dla satysfakcji.

 -Satysfakcji z czego? Rozumiem gdybyś odniosła jakiś sukces i chciała go upamiętnić ale nic nie zrobiłaś. Nic nie osiągnęłaś.

-Skąd możesz to wiedzieć? - gwałtownie wybuchłam - Gdybyś choć raz do mnie zadzwonił, tylko raz, wiedziałbyś, że na przykład założyłam skład cheerleaderek, który teraz jeździ z drużyną futbolistów na mecze, ale ty tego nie wiesz bo nie interesujesz się mną i moim życiem!

 -Usiądź i jedz. Zachowujesz się jak dziecko.

 -Skąd niby możesz to wiedzieć? Nie było Cię gdy byłam dzieckiem! - odsunęłam się od stołu przewracając krzesło i kompletnie zalana złością poszłam do siebie.



~~~~
Uchyliłem lekko powieki. Do moich oczu od razu dostało się poranne słońce, które od razu dało mi do zrozumienia, że pora wstać. Informacja oczywiście zabolała, ale wstać trzeba. Zsunąłem się z łóżka, pikując nosem w panelach. Ból rozszedł się po twarzy, w odpowiedzi przeklnąłęm pod nosem i przerzuciłem się na plecy. Pomacałem się po nosie, wzdychając z ulgi gdy nie znalazłem krwi ani żadnych ubytków. Rzuciłem ręką na bok w pogoni za spodniami i przypadkową koszulką.

 - Przepraszam! Nathaniel przepraszam! To przez przypadek!-tłumaczyła się siostra wykukując zza drzwi. Następny ból dnia, który padł na moje nogi. Harriet ( bo tak nazywa się moja siostra) jest uroczą i inteligentną 9-latką, o krótkich włosach związanych w dwa kucyki, omiatające jej twarz za każdym gwałtownym ruchem. Jako brat szaleję za nią i bronię w (prawie) każdej sytuacji. Rzecz mało spotykana, ale u mnie zamieszkała. Następny etap prowadził mnie na śniadanie. Przy stole były już zajęte miejsca przez Harriet jak i.. No, przez Harriet. Rodziców rzadko widujemy w domu, a już zwłaszcza z rana. Zebrania zabierają im większość czasu, z czego zostaje im dość mało na nas. Nie oszukujmy się, zaczynają nas zaniedbywać. Moje nauki magii czy strzelania z łuku pożegnały się ze mną na długie tygodnie, co tylko daje mi do zrozumienia, że posiadam nikłe zdolności. Nie wspominając o mojej siostrze, która co raz mniej panuje nad swoimi zdolnościami związanymi z władaniem żywiołem.

 -Zrobisz mi śniadanie?-spytała mnie szeptem Harriet- Mama zapomniała.

 -Zrobię -odpowiedziałem z lekkim uśmiechem idąc za blat kuchenny- Więc, co dla Pani szykujemy?


Night Hunters||George ShelleyWhere stories live. Discover now