Część 8 (1/3)

212 27 0
                                    

I tak oto wyglądały nasze wspomnienia. Jedne z niewielu. Były piękne, ale i bolące. Szorstkie, ale i miękkie. Pogrążanie się we wspomnieniach daję mi otuchę do dalszego działania. Choć, nie zawsze.

Ostatnie wspomnienie było tym najbardziej bolącym. Z czasem zacząłem się przyzwyczajać do jego oschłości względem mnie i zerowej czułości. Nadal nie wiem, czy ze sobą zerwaliśmy. Gdy zaczynam ten temat chłopak przerywa mi, albo wychodzi zostawiając mnie samego na środku jednego, wielkiego, umysłowego bałaganu. Chłopcy uważają, że powinienem się otrząsnąć, że to już rok. Rok od tej przykrej sytuacji, a ja nadal pamiętam i rozpamiętuję. Chociaż tak bardzo nie chcę tego robić. Chciałbym zapomnieć, ale nie mogę. Coś ciągle ciągnie mnie do tych zielonych tęczówek tlących się w blasku reflektorów. Do błękitnego uśmiechu, który z czasem zastępowany był poziomą linią ust.

Jego osoba jest tak dobrze mi znana, a jednak tak skryta.

Czy to boli?

Po pewnym czasie przestało. Kiedy zobaczę u niego choć zarys dołeczka moje szczęście sięga granic. Nie to, że on się nie uśmiecha. Owszem, robi to, ale jest to śmiech, którego ja nie wywołuję. Czasami jest to tlący się ból, który cicho do mnie szepcze najbardziej przykre rzeczy. A niekiedy jest to cicho łkający kotek, który bardzo pragnie mojej bliskości, ale coś mu przeszkadza.

Usłyszałem trzask drzwi. Nie obejrzałem się. Zostałem w tej samej pozycji z jednym z albumów ''Larry Stylinson'' na kolanach. Dobrze rozpoznałem dźwięk lakierków uderzających o drewnianą posadzkę. Szelest odwieszanego płaszcza. Oraz ciche odkaszlnięcie młodszego. Tak o wilku mowa, lub o wilku myśl.

- Cześć – rzuciłem rutynowo wciąż pogrążony w nostalgii. Było to czasami tylko jedno słowo, które mówiliśmy sobie przez tydzień, czy miesiąc. Z czasem nawet nie zacząłem oczekiwać odpowiedzi.

- Cześć – powiedział ... wesoło? Czy to na pewno Harry? Odwróciłem głowę, aby się upewnić. Niestety, lub stety stał tam uśmiechnięty szatyn strzepujący śnieg z loków. Powróciłem do dawnej pozycji nie dając zwieść się jego pozytywności. Może cieszy się, ponieważ już niedługo nie będzie musiał mnie widywać? Roczna przerwa od chujowego crush'a. Od osoby która mi psuję życie, na każdym kroku. Co jeśli tak myśli?

Poprawiłem się na siedzeniu przewracając jedną ze stron.

- Jak ci minął dzień? - zapytał szczęśliwy siadając koło mnie, na co tylko się odsunąłem.

- D-dobrze – wyjąkałem zdziwiony zachowaniem chłopaka. Albo się nade mną lituję, albo jest na haju.

Młodszy przysunął się wodząc oczami po jednej ze stron trzymanego przeze mnie albumu.

- Heh – zaśmiał się szatyn – Pamiętasz to? - wskazał palcem na jedno z niewyraźnych zdjęć, na którym byliśmy pijani i całowaliśmy się w jakimś barze – Byliśmy ubrani w nasze bluzki, podśpiewywaliśmy piosenki Adele, następnie zaczęliśmy się całować. Na szczęście nie było tam zbyt dobrego światła, więc pocałunek nie był zbyt wyraźny.

Odsunąłem się lekko od chłopaka, podpierając łokieć na narożniku kanapy. Zerknąłem na jego błyszczące tęczówki i coś rzuciło moją wątrobę na boki. Czułem jakbym znał tą osobę. Tak bardzo jej pragnął. Jakby tu była.

- Pamiętam – sapnąłem cicho na wydechu. Czułem się potwornie, jakbym miał zaraz się popłakać i zabić, albo pocałować i przytulić.

- A pamiętasz nasz pierwszy pocałunek? - zapytał młodszy wędrując oczami do moich.

- Heh – zaśmiałem się lekko, a moje oczy trochę się zeszkliły – 1 stycznia 2012 na London Eye.

- Tak dokładnie, 1 stycznia 2012, godzina 00.01, najwyższe piętro na London Eye, które nie miało dachu, kamienny blok na którym siedzieliśmy popijając ''White Seen'', które uwielbiasz. Ubrany byłeś w za duże Conversy, które spadały Ci ze stóp, więc w końcu je zdjąłeś. Twoja bluza poplamiona była szampanem, a włosy miałeś skryte pod moją Beanie. Była jasno kremowa, bo wiedziałem jak bardzo ją lubisz. Kiedy nie patrzyłeś dorysowałem na niej flamastrem

L serduszko H.

Poczułem silne ukłucie w brzuchu słysząc jego słowa.

Co się stało z dawnym Harrym?

Gdzie ten oschły czubek, którego nienawidziłem i próbowałem rozczulić?

- A pamiętasz nasz wspólny wyjazd pod namiot? – ciągnął zielonooki – Chłopcy spali w oddzielnych, a my wzięliśmy jeden. Niestety był to namiot jednoosobowy, więc skończyło się na tym, że spałeś na mnie. Choć nie mam powodów do narzekań.

Znów posłał mi uśmiech, którym darzył mnie przez tą całą konwersację. Odwdzięczyłem się robiąc to samo, a on zeszklił oczy i wydął dolną wargę. Prychnąłem głośno śmiechem widząc to.

- Pamiętam jak bardzo uwielbiałeś, kiedy to robiłem – zaśmiał się młodszy kontynuując pozycję – Mówiłeś, że mogliby mnie wziąć do filmu, jako zawodowego kota.

Wtulił się w moje ramię i zaczął mruczeć. Uwielbiałem kiedy to robił.

Ja nadal to uwielbiam.

Uszczypnąłem się lekko w udo, aby upewnić się, że nie jest to część moich wspomnień.

Nie jest.

To dzieję się naprawdę.

To dzieję się teraz.

Hazza wtula się w moje ramię słodko pomrukując i stale zmniejszając odległość między nami. Gdy zdałem sobie z tego sprawę dostałem nagły napływ pewności siebie i nie pewnie zacząłem ponowną rozmowę:

- Pamiętasz ... – wydusiłem cicho, na co chłopak odskoczył i wpatrywał się we mnie oczekująco - ... pamiętasz nasze pierwsze spotkanie?

- Trochę wstyd mówić, bo toaleta w X-Factorze, nie była zbyt romantycznym miejscem – zaśmiał się – Ale tak, pamiętam.

- To c-co .... co sobie wtedy pomyślałeś? - zapytałem, nieśmiało spoglądając w jego zieleniejące tęczówki.

- Pomyślałem: Głupi dzieciak z burzą hormonów i wstrętną twarzą – uśmiechnął się, za to ja posępnie spochmurniałem.

- Och – westchnąłem, oczami zacząłem obmyślać drogę najszybszej ewakuacji. Mój umysł, natomiast, przeliczał dojazd do Chin rakietą, bo samolotem byłoby stanowczo za wolno.

- Ale potem przestałem patrzeć w lustro i zobaczyłem niebo – przytrzymał mój trzęsący się nadgarstek, a jego oddech delikatnie muskał moją szyję – Dosłownie. Twoje oczy były niczym falę morskie, włosy sterczały w artystycznym nieładzie, a Twój wyraz twarzy mówił jedno: Niedługo będę miał na nazwisko Styles.

Zaśmiałem się i odetchnąłem z ulgą dając jednej łzie stoczyć się po wypukłym policzku. Gdy w końcu zebrałem się na jakąkolwiek odpowiedź nie była ona zbyt pouczająca. Ona była ''nasza''.

- Nie nazywałbym się Styles – szepnąłem ze drżącym oddechem, a jego mina stanowczo posmutniała – Dobrze wiesz, że to ty nazywałbyś się Tomlinson.

Chłopak szeroko się uśmiechnął, a jego dołeczki widocznie odznaczyły się na wypukłych kościach policzkowych.

- Może pójdźmy na kompromis – zaproponował młodszy – Nazwijmy się oboje Stylinson, hę? Nasze shipperki byłyby stanowczo zadowolone z takiego obrotu spraw.

I Have Loved Him Since We Were 18 (But I Still Love Him)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz