✘czas zwierzeń

6.5K 479 23
                                    

-Umrzemy, my na sto procent umrzemy.- lamentował Zayn z nogami przeciśniętymi do klatki piersiowej tym samym wprawiając swoje ciało w powolne huśtanie w przód i w tył. 

-Zayn daj spokój, tkwimy tutaj dopiero od dziesięciu minut.- wywróciłam oczami, krzyżując jednocześnie ręce na piersi. Rozumiałam, że strach pogrążył go na tyle, że wysnuwał paranoiczne i zbyt pochopne wnioski, jednak nie widziałam potrzeby w pesymizmie. 

Odrobina optymizmu może zmniejszyłaby u niego tak duży natłok przerażenia. 

-No i co z tego?- wykrztusił.- W każdej chwili możemy spaść, a jak spadniemy, czuj się odpowiedzialna za moją śmierć.

-Okay.- wzruszyłam ramionami i skrzyżowałam ręce na piersi.- Radzę ci się już w tym momencie zabrać za pisanie testamentu, bo nigdy nie wiadomo, w którym momencie ten wagonik postanowi wysłać nas w ekstremalny lot na ziemię.

Brunet się skrzywił, jakby właśnie pochłonął dwie kwaśne cytryny. 

-Nabijaj się, śmiało.- syknął i odwrócił wzrok w jakiś punkt położony na jego lewicy. 

Przygryzłam górną wargę, czując się nagle skrępowana w jego towarzystwie. Wzdrygnęłam się na kolejny podmuch wiatru. Byliśmy naprawdę wysoko, przez co było tutaj o wiele zimniej niż na dole; oczywiście sprawę pogarszał wiatr, który wiał średnio co dziesięć sekund. 

Trzęsąc się cała nieudolnie, pocierałam swoje ramiona, by w ten sposób wywołać choć odrobinę ciepła. Ugh, żałowałam, że ubrałam tak cienką kurtkę, która tylko połowicznie chroni przez zewnętrznym zimnem. 

-Zimno ci?- spytał po chwili Malik, który przyglądał mi się z uniesioną brwią. 

-Nie, to tylko przejaw uzależnienia od kokainy.- mruknęłam sardonicznie nie przestając pocierać ramion. 

Malik mruknął coś niewyraźnego pod nosem z głową skierowaną ku zachmurzonemu niebu, po czym ściągnął z siebie swoją ramoneskę. Bez zastanowienia nakrył nią moje plecy i ramiona; kurtka posiadała specyficzny zapach męskich perfum. 

-Będziesz chory.- zauważyłam chcąc zsunąć z barków skórzany materiał, jednak Zayn powstrzymał mnie natychmiastowo. 

-Daj spokój Lena, mam w domu osobę, która chętnie będzie mi gotować rosół.- odparł z lekkim uśmiechem.- Cieplej?- spytał.

-Trochę.- mruknęłam, znowu postawiona w niezręcznej sytuacji.- Dziękuję. 

-Drobiazg.- zareplikował; miał na sobie czarną bluzę Adidasa, do której rękawów schował jedną rękę.-Niedługo dojdziemy do tego etapu, w którym będę ci oddawał moje bokserki.

Sprzedałam mu lekkiego kuksańca w bok; zauważyłam, że nieco się rozluźnił. 

-Nie chciałabym chodzić w twoich brudnych gaciach, Zayn.- zaanonsowałam poważnie. 

-Przecież je piorę!- żachnął się. 

-Tak, raz na jakiś czas.

Pokręcił głową, a na jego twarzy rozpostarł się uśmiech. 

Przypomniałam sobie noc, w której razem z Zaynem podziwialiśmy Londyn z jego balkonu. Tego dnia również oddał mi jedną z części swojej garderoby. Największą rzeczą, która nawiedzała mój umysł, było to, że nie mogłam kompletnie zrozumieć powodu, dla którego Malik odczuwa taki strach przed diabelskim młynem. 

Na pewno wykluczałam lęk wysokości, bo inaczej, wtedy na balkonie, doszukałabym się u niego jakichś przejawów.

-Dlaczego, aż tak boisz się diabelskich młynów?- spytałam po dłuższym wzbieraniu w sobie odwagi do zadania tego pytania.

mature♨ z.m. ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz