Gareth
- UWAŻAJ!- krzyknąłem nagle.
Obróciła się, ale niezbyt szybko, bo Żniwiarz za nią, zdążył ją już podciąć. Stojąca jeszcze sekundę temu, na szczycie schodów, leciała głową w dół.
I po co jej to było?! Mogła zostać tam, gdzie była! Po co był ta bezsensowna dyskusja? Mogłem od razu złapać ją siłą, zanieść do pokoju i zamknąć. Nie było by problemu...
- Julie!
Cholera...
- Altheo!
Rzuciłem się w jej stronę, minąłem sprawcę wypadku i doskoczyłem do niej.
Niestety nie byłem na tyle szybki, żeby powstrzymać ja przed upadkiem, ale zdążyłem uchronić ją przed bezpośrednim zetknięciu i bólu. Objąłem ją i przyjąłem cały upadek na siebie.
"Jesteś moją dłużniczką, blondyna"- pomyślałem.
Kurna, nie powiem, że nie bolało, bo bym skłamał. Może dziewczyna nie była ciężka, ale upadek z takiej wysokości, nie należy do najprzyjemniejszych.
Podniosłem się szybko, w razie obrony. Julie dalej leżała na ziemi i jęczała z bólu.
- Wstawaj!- potrząsnąłem nią lekko.
- Ała...
- Podobno przyszłaś tu, żeby walczyć, więc wstawaj. Tak szybko dałaś za wygraną? Wiesz, że w każdym momencie możesz wracać na górę...
Wstała trzymając się za lewe ramię.
- Cholera- jęknęła.
- Mówiłem ci...
- Zamknij się już!
- Dobra, ale żeby nie było...Ej, mówię do ciebie.
Mówiłem jednak do siebie, ponieważ ona ruszyła ku walczącym. Pobiegłem za nią, osłaniając tyły.
Althea podeszła do jednego ze Żniwiarzy atakujących Carly i zadała cios od tyłu. Ten odwrócił się, w nienaruszonym stanie i oddał jej ze zdwojoną siłą. Poleciała do tyłu, lecz szybko się podniosła i naskoczyła ponownie.
Zająłem się kolejnym, który zaczął się do niej zbliżać. Uderzyłem go w podbrzusze i rzuciłem na stolik. Wyjąłem zza paska nóż i wbiłem mu go w szyję.
Podbiegłem do Harolda.
- Dajesz radę?
- Niech cię nie zmyli mój wiek, młody. Jak na 50 lat potrafię jeszcze co nieco.
- Nie wątpię. Uważaj, na drugiej!
Nie obracając się, wykonał podcięcie na napastniku, a następnie zadał mu cios sztyletem w oko.
- Dobra robota- pochwaliłem.
- Jak zawsze, Gary- zaśmiał się.
Obróciłem się do reszty.
- Carly, jak sobie radzisz?- pokazała mi głową, że jest dobrze- A ty Katlina?
- Daję radę- odkrzyknęła.
Spojrzałem jeszcze na Altheę.
Zawzięcie walczyła teraz z dwoma Żniwiarzami.
Prawdą jest, że nie uważałem jej za słabej.
W końcu pochodzi z rodziny Egida. Poza tym nie bez powodu została poczęta, jako dziedziczka Ateny.
Po prostu starałem się doprowadzić ją do stanu, w którym pokazałaby na co ją stać i się nie oszczędzała. Może i z Derisem czy innymi, miała lekko, bo jej pobłażali i nie traktowali treningów poważnie, ale ja taki nie jestem. Zawsze próbuję wydobyć z osoby, którą na to stać, coś więcej niż tylko pot i łzy. Staram się ją przygotować nawet na najgorsze. Pot i łzy na treningach, to tylko namiastka prawdziwego hartu i waleczności. Jest uzupełnieniem tego, co najważniejsze, czyli determinacji i osiągnięcia celu.
Choć nie ukrywam, nie doceniłem Althei. Pomimo drobnej figury, teraz wyglądała, jak stworzona do walki, wojowniczka.
Zgrabnym ruchem zrobiła obrót i zadała cios jednemu z mężczyzn.
- Uważaj! Za tobą!
Jednak ona cały czas miała się na baczności.
Spojrzała tylko na mnie i się sprytnie uśmiechnęła. I kiedy już gościu myślał, że ma ją w garści, schyliła się i kopnęła w goleń, aż upadł. Następnie doskoczyła do niego i okładała pięściami po twarzy.
Rzuciłem jej swoją broń.
Złapała ją bez trudu i wbiła tuż nad sercem.
--------------------------------------------------
Julie
Złapałam nóż Garetha i wbiłam tuż nad sercem Żniwiarza.
Zrobiłam to! Pokonałam Żniwiarzy! Bez niczyjej pomocy!
Przybiłam sobie tzw. "piątkę" zwycięstwa i zmotywowana, dorwałam kolejnego ze Żniwiarzy.
Rozejrzałam się po pomieszczeniu, w celu ogarnięcia się w sytuacji. Sala zaczęła pustoszeć.
Powalone ciała mężczyzn walały się po podłodze. Poległo, również kilku "naszych". Kojarzyłam mężczyznę, który zajmował się kamerami w domu i nadzorował nieproszonych gości oraz dziewczynę z siłowni.
Po ostatnim ciosie na moim przeciwniku, po pojedynku, z którego wyszłam zwycięsko, otarłam zakrwawiony sztylet o bluzkę i z gracją, na jaką było mnie tylko stać, podałam właścicielowi.
- Nieźle- pochwalił, na co przewróciłam oczami.
- Mówiłam, że dam radę!
- Tak, ale na początek musiałaś zrobić wejście z upadkiem na schodach i przy okazji wciągnąć mnie w to- zaśmiał się, na co pokazałam mu środkowy palec i mruknęłam coś pod jego adresem.
- Mogłeś mnie nie łapać- odgryzłam się.
- Tak, ale pewnie teraz leżała byś ze skręconym karkiem!
- Może i tak, ale...dobra, masz rację!- zawahałam się- Dzięki, choć to nie zmienia faktu, że jesteś tyranem!
- Komplement na miarę twojej blondynowatej główki!
- Zamknij się, tyranie!
- Gary!- usłyszeliśmy głos Kataliny i w tym samym czasie odwróciliśmy głowy w kierunku kobiety- Gdzie Lauren?
- Na górze. Bezpieczna- rzekł.
- Dzięki Bogu...- mruknęła.
- Jakieś starty?- krzyknął Gareth do Harolda.
- Czworo naszych i większa połowa ich. Część uciekła, kiedy sytuacja obrała tok, na naszą korzyść.
- Posprzątajmy tu!- nakazał- a ty- wskazał na mnie- leć do mojej kuzynki.
- Mogę wam najpierw pomóc...
- Damy sobie radę, poza tym wyręczam cię z niezbyt przyjemnej roboty, więc zrób to co ci mówię. No chyba, że tak bardzo chcesz przebierać w trupach, to nie ma sprawy...
Zawahałam się chwilkę, ale podjęłam decyzję i ruszyłam ku schodom.
Usłyszałam jeszcze na koniec mruknięcie, a następnie śmiech chłopaka.
CZYTASZ
Udręczona.
ÜbernatürlichesJak się zdawało w życiu głównej bohaterki zapanował spokój. Nareszcie może przestać myśleć o Żniwiarzach i kłopotach. Może skupić się na rodzinie, szkole, przyjaciołach i co najważniejsze miłości. Ale czy na pewno wszystko jest dobrze, skoro młoda...