Rozdział 2.

222 19 6
                                    

    Gdy wyszli z dusznego, gorącego klubu, natychmiast ogarnął ich mróz panujący na zewnątrz. Dziewczyna spojrzała troskliwym wzrokiem na George'a, który na cienką koszulę, narzucił jedynie czarną, znoszoną, skórzaną kurtkę. Chłopak nie wydawał się jednak być wzruszony temperaturą. Spojrzał na Rosie i uśmiechnął się lekko, stawiając kołnierz. W ciszy wyszli z ciasnej uliczki. Stanęli w miejscu, nie wiedząc w którą stronę udać się następnie. Przez chwilę patrzyli na siebie w zastanowieniu.

-Zgłodniałem- powiedział w końcu George- Chodźmy na rybę i frytki. Znam świetne miejsce.- Po czym ruszył w kierunku dyktowanym przez żołądek, nie dając dziewczynie szansy na reakcję.

Szli szarymi, pustymi uliczkami w kierunku rzeki.

-Od początku byłaś sama?

-Słucham?- Nie zrozumiała pytania Rosie

-Czy przyszłaś sama do klubu, czy ktoś z tobą był?

-Ah, nie. Byłam ze znajomymi, ale w pewnym momencie ich zgubiłam.- Zupełnie zapomniała o przyjaciołach których zostawiła za sobą.- Pewnie wyszli gdzieś razem.

- Miejmy nadzieję, że się dobrze bawią.

- Od dawna grasz w tym zespole?- Zmieniła temat

- Quarrymen? Nie wiem... Już prawie trzy lata.

- Ilu was jest?

- Czwórka. Ja, Paul, John i Pete.

- Lubisz z nimi grać?

- Uwielbiam! To naprawdę fajne chłopaki. Chociaż John potrafi być niezłym chamem, a Paul bywa naprawdę upierdliwy... Ale gramy rock'n'roll, a w tym są dobrzy. Jestem z nich najmłodszy, co bywa trochę przytłaczające... John i Paul się rządzą, i to oni piszą wszystkie piosenki. Ja też napisałem parę kawałków, ale nie ma szans na to, żeby pozwolili mi z nimi wyjść. Oni zawsze mają pierwszeństwo. Ale kiedyś, jak zaczniemy już nagrywać płyty, będą na nich moje piosenki. Zobaczysz.- Uśmiechnął się lekko, żeby przełamać gniewny nastrój który niezamierzenie zbudował swoją wypowiedzią.- A ty, jakie masz aspiracje?

- Moi rodzice chcą, żebym została sekretarką, jak moja siostra. Dobrze zarabia, znalazła męża...- jej głos przybrał beznamiętny ton- Nauka nie idzie mi najlepiej. Nie mam też lepszego pomysłu, więc może tak zrobię...

- Niemożliwe, żebyś nie miała żadnego pomysłu na siebie. Żadnego hobby, zainteresowania? Nic cię nie kręci?

- Nie szczególnie. Nic z czego mogłabym żyć.

-Cokolwiek...

- Lubię piec. I całkiem dobrze mi to wychodzi. Mogę się założyć, że nigdy nie jadłeś tak dobrych maślanych herbatników, jak te z mojego przepisu. Ale z ciastek nie da się utrzymać rodziny.

- Ale na pewno łatwiej znaleźć męża...- Odparł George, pogrążony w wizji delikatnych, kruchych ciasteczek.- Nie załamuj się, na pewno jeszcze znajdziesz coś wartego twojej uwagi.

W tym momencie swojej rozmowy, zaczęli zbliżać się do nabrzeża rzeki Mersey. Rzeki, które oboje z nich znało od lat wczesnego dzieciństwa, i nieodłącznie kojarzyło z domem. Zapach dymu z siłowni statków unosił się nad nimi, gdy podchodzili do małej budki, nad którą świecił się napis: "Fish & Chips- 24h".

- Poproszę dwie porcje- George złożył zamówienie, podając sprzedawcy banknot.

Po chwili ich dania były już gotowe. Chwycili je, i ruszyli w kierunku nadbrzeżnej barierki, na której opierając się jedli frytki, i obserwowali statki zakotwiczone w niedalekim porcie. Pomimo tego, iż znali się od niespełna godziny, George i Rosie nie czuli przed sobą żadnego skrępowania. Po tak krótkim czasie, potrafili w swoim towarzystwie zachowywać się jak gdyby znali się od wielu lat. Oboje z nich odczuwało tą więź porozumienia, żadne jednak nie wiedziało, czym mogła być spowodowana.
Na rozmowach o zarówno błahych, jak i całkiem poważnych sprawach, wygłupach oraz spacerowaniu po nadrzecznych Liverpool'skich uliczkach upłynęła im większość nocy. Temperatura spadała jednak coraz niżej, i zrozumieli, iż nie są w stanie doczekać późnego, styczniowego świtu narażeni na jej działanie. Gdy brak czucia w ich dłoniach i stopach stał się naprawdę dotkliwy, postanowili udać się w najbliższe dostępne miejsce wyposażone co najmniej w koc i czajnik. W tym wypadku- do domu George'a.

**************************************************************************************************

Dziękuję wszystkim na tyle wiernym, by przeczytać aż dwa rozdziały! Liczę na to, że jeżeli macie jakieś uwagi, zechcecie się nimi ze mną podzielić. Pochwał nie potrzebuję, są całkiem bezużyteczne! Czuję że się rozkręcam, więc proszę zostańcie, i czytajcie dalej (dla własnego dobra).

P.S. Z tymi pochwałami- żartowałam. Jeśli Wam się podobało, zasypcie mnie komplementami :) (Jeżeli ktoś to rzeczywiście czyta)

Love You To ( Beatles fanfiction PL)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz