Rozdział 52

227 32 0
                                    

Julie

Krzyczałam i krzyczałam. Nie mogłam przestać się rzucać i wierzgać. Płakałam, nie mogłam złapać pełnego oddechu.

Ten sen był moją śmiercią..

Dopiero z tego stanu, wydostało mnie poczucie czegoś na twarzy.

Gwałtownie otworzyłam oczy, łapiąc hausty powietrza. Podniosłam się do pozycji siedzącej i złapałam twarz w obie dłonie, płacząc.

- Hej, już dobrze, to tylko sen, kochanie- ktoś pogłaskał mnie po głowie. Tą osobą okazała się być Katalina- no już, spokojnie, wdech-wydech.

Poczułam wszechogarniającą ulgę widząc ją całą i zdrową, nawet jeśli to był tylko głupi sen.

- N-nie mogę..złap-ać o-oddechu...

- Musisz się uspokoić, już jest wszystko dobrze, tylko oddychaj głęboko...

Uspokoiłam się jak tylko mogłam i się rozpłakałam.

- To był tylko atak paniki. Miałaś koszmar, ale to tylko sen, rozumiesz?- pogłaskała mnie- Tylko sen...

- Tak... to tylko sen..tylko sen..- mówiłam do siebie uspokajająco.

Cholera  był tak bardzo realistyczny. Myślałam, ze to nie sen...

Dostrzegłam stojącego przy drzwiach Garetha. Mama Lauren widząc to, powiedziała:

- To on cię pierwszy usłyszał i mnie zawołał. Nie chciał tu być sam, bo uznał, że wasze stosunki, nie należą do nader przyjaznych.

- Dzięki, Gareth...- jęknęłam, mimo przeszywającego bólu tuż pod sercem.

- Coś cię boli?- zapytał, podchodząc bliżej.

- Nie- skłamałam- nic mi nie jest. Czy...możecie zostawić mnie samą?

Potaknęli głowami i skierowali się do wyjścia. Chłopak przystanął jeszcze na chwilkę i wyraźnie się wahał.

- Wiem, że nie jesteśmy przyjaciółmi i raczej nimi nie zostaniemy, ale...jeśli...ty...- plątał się.

Co, Gareth Wszechmogący nie wie co powiedzieć?! Nie wierzę....

- Co?

Odetchnął i kontynuował na jednym wdechu.

-... możemy porozmawiać i mogę ci pomóc, jeśli tylko będziesz chciała przyjdź.

- Dzięki- odpowiedziałam zdumiona- Naprawdę, to wiele dla mnie znaczy...

- Spoko...ale nie popuszczę ci tego, że zaspałaś na trening. Twój trening zaczął się godzinę temu, a ciebie nie ma i nie było. Będziesz później miała podwójny, więc odpocznij i widzimy się....a niech to! Cholera! Zapomniałem, że dzisiaj odwołano go, bo jest przyjęcie. Dobra, to jutro, ale gdyby to ode mnie zależało biegałabyś w makijażu, sukience i tych waszych szczudłach na bieżni.

Zaśmiałam się. On też, jakby lekko się uśmiechnął, albo to było moje wrażenie.

- To do później. Chociaż na własną imprezę się nie spóźnij- powiedział ironicznie i wyszedł.

- Gdyby to ode mnie zależało, nie byłoby tego całego "przedstawienia"...- dodałam.

Czułam, ze ten dzień będzie dziwny. Czułam, że coś się wydarzy.

Udręczona.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz