*Chloe POV*
Minęły dwa miesiące od kąt przyszłam do tej szkoły, a ja wciąż czułam się jak intruz. Nic dziwnego. Doszłam prawie w połowie roku szkolnego. Nie spodziewałam się, że od razu wszyscy się ze mną zaprzyjaźnią, ale mogliby być trochę milsi.
Mniejsza z tym. Cudem udało mi się nawiązać jako taki kontakt z jedną dziewczyną z klasy. Ma na imię Kelsey i mieszka dość blisko mnie. Ostatni weekend spędziłyśmy razem. Jest nawet fajna, ale wiadomo, że nie zaprzyjaźnię się z nią w kilka dni. To niemożliwe.
Jak zwykle dzisiejszego ranka zaczynałam szkołę zajęciami historii. Wszystko byłoby dobrze gdyby nie ten nauczyciel. Jest strasznie dziwny. Co lekcja uważnie mi się przygląda. Mam czasem wrażenie, że to pedofil, który tylko czeka żeby mnie zgwałcić. Niemniej jednak krępował mnie jego wzrok ciągle zawieszony na mnie. Z początku byłam przekonana, że to dlatego, że jestem nowa i chce zapamiętać mnie z wyglądu, ale to się robi coraz bardziej podejrzane.
Lekcja zaczęła się i pierwsze 20 minut upłynęło dość spokojnie, aż nagle do klasy wparowało dwóch policjantów. A obok nich stała wicedyrektorka. Była już mocno starszą kobietą o wciąż niebieskich jak ocean oczach.
- Chloe, mogłabym cię na chwilkę poprosić? - zapytała kobieta. - Usprawiedliwi pan Chloe nieobecność dobrze Panie Bieber?
Nauczyciel historii szybko skinął głową i otworzył dziennik uzupełniając jedną z rubryczek zapewne przy moim nazwisku.
- Coś się stało? - zapytałam lekko zmieszana. - J..Ja nic nie zrobiłam..
Po klasie rozeszły się ciche szepty i szmery. Każdy był poruszony tą sytuacją. W końcu nie codziennie do szkoły przychodzi policja.
- Ależ skarbie oczywiście, że nic nie zrobiłaś. uspokajała mnie. - Panowie mają do ciebie pewną sprawę. Spakuj swój plecak i chodź z nami.
Zapakowałam książkę, zeszyt i piórnik do torby i wstałam przewieszając ją sobie przez ramię. Skierowałam się w stronę drzwi, aż w końcu wyszłam z klasy w asyście dwóch policjantów i wicedyrektorki. Czułam się jak przestępca. Jak zbieg, który uciekł z więzienia, a teraz ukrywa się i modli, aby go nie znaleźli.
- O co chodzi? - zapytałam ponownie.
- Musisz z nami pojechać na komisariat Chloe. - odezwał się jeden z policjantów. - Ale najpierw zaczekamy w gabinecie pani wicedyrektor na twoją mamę. Nie możemy jechać sami.
- Co się stało? Przecież ja nic nie zrobiłam! O co panu chodzi?! - wrzasnęłam.
- Spokojnie. Wszystko wyjaśnimy ci na miejscu. Nie denerwuj się.
Czemu oni traktowali mnie jak dziecko? Miałam 15 lat, nie 5. Muszę wiedzieć o co chodzi!
***
Po przyjeździe na komisariat wraz z mamą siedziałyśmy w gabinecie jednego z policjantów, który przyszedł po mnie do szkoły.
- Chloe zaraz przyjdzie pani psycholog i porozmawiasz z nią w osobnym pokoju dobrze? - zwrócił się nagle do mnie.
- Czemu mam rozmawiać z psychologiem? - oburzyłam się.
- Chloe taka procedura. - powiedział krótko.
Znów nastała niezręczna cisza, aż funkcjonariusz wreszcie ją przerwał.
- Panią poproszę o dowód osobisty. - teraz zwrócił się do mojej mamy.
Kobieta wyjęła portfel, a z niego dowód, który podała mężczyźnie. Ten jednak zaczął mu się przyglądać.
- Gdzie go pani wyrabiała? - zapytał dość surowo. Jeszcze przed chwilą był taki miły..
- Jak to gdzie? - warknęła mama. - W urzędzie.
- Kiedy?
- Kilka lat temu.
- Rozumiem. Ale zdaje pani sobie sprawę, że ten dowód jest fałszywy? Na pierwszy rzut oka widać, że to podrobiony dokument.
Serce mi stanęło. Moja mama i jakieś przekręty?! Nie, to niemożliwe. Przecież to dobra i uczciwa kobieta. Ona by muchy nie skrzywdziła! Co ten kretyn sugerował?
- Słucham?! Wyrabiałam ten dowód tam gdzie poprzednie. Widocznie zostałam oszukana!
- Proszę się uspokoić. - warknął policjant. - Zaraz złoży pani stosowne zeznania. Chloe mogłabyś pokazać mi swoją legitymację?
- Tak. - mruknęłam cicho.
Sięgnęłam do kieszeni torby i wyjęłam pomiętą legitymację. Podałam ją policjantowi.
- Przynajmniej legitymacja nie jest fałszywa. Dobrze, dziękuję.
Chwilę później do pokoju weszła młoda brunetka. Na oko miała z 26 lat.
- Laura to jest Chloe. Zajmiesz się nią?
- Oczywiście. - odparła z uśmiechem dziewczyna. - Chodź Chloe.
Wstałam i poszłam za kobietą do pokoju obok. Wciąż jednak próbowałam nasłuchiwać dalszej rozmowy mojej mamy z policjantem. Na marne. Nic nie było słychać.
Usiadłam przy biurku naprzeciwko psycholożki i patrzyłam na nią spode łba.
- Chloe nie złość się. Takie są procedury. Nie możesz być przy tak poważnej rozmowie jaką teraz odbywa twoja mama. Jesteś już prawie dorosła, sama rozumiesz. - powiedziała dość spokojnie.
- Chcę w końcu wiedzieć o co chodzi! - krzyknęłam. - Czy to tak wiele?! Wyszłam ze szkoły w asyście policjantów, a teraz jeszcze oskarżają moją własną matkę o podrobienie dowodu! O co chodzi?! Czemu nic mi nie mówicie?! Nie jestem dzieckiem!
Nawet nie zauważyłam, że kiedy krzyczałam podniosłam się z krzesła. Wyglądałam teraz jak rozpuszczony bachor, który wpadnie w szał, bo nie dostał nowej zabawki.
- Spokojnie. Chloe.. To nie jest takie proste. Nie możemy ci nic powiedzieć.. dla twojego dobra. To poważna sprawa. Usiądź..
- Nie chcę. I nie będę z panią rozmawiać. - warknęłam obrażona.
Strzeliłam focha jak dziecko. Brawo Chloe.. a przed chwilą twierdziłaś, że nie jestem dzieckiem.
Siedziałam w ciszy, podczas gdy Laura cały czas o coś pytała. Jak powiedziałam, tak zrobiłam.
Nagle do moich uszu doszedł krzyk i dźwięk szarpaniny. Wybiegłam z pokoju psychologa i zobaczyłam jak policja wyprowadza moją mamę.. w kajdankach. To najgorszy widok jaki można było zobaczyć. Nie życzę g nawet największemu wrogowi..
^^^^^^^^^^^^^^
I znów spaliłam.. Przepraszam bardzo, ale ostatnio nie mam głowy do pisania :( Miałam troszkę inny pomysł na ten rozdział jednak minął się z celem i wyszedł ciut inny. Mam nadzieję, że mimo to komuś się spodobał.
CZYTASZ
Daddy, Where's Mommy? || JB ff
Fanfic*Justin* Minęło 12 lat, 12 pieprzonych lat odkąd porwano moją córkę. Minęło 9 lat od śmierci mojej ukochanej. Straciłem dwie najważniejsze osoby w moim życiu. ^^^^^^^^^ 2 czesc opowiadania "Mommy Mommy! Where's Daddy?"