10.

779 85 12
                                    

Kiedy pomagałem mamie rozpakować wszystkie zakupy,do kuchni wszedł Des, widocznie był zadowolony. Przywitał mamę całusem w policzek i zagadał, rozmawiali o sukience na ślub, że niby to jest idealna, najpiękniejsza i tak dalej. Jak ja miałem ich dość, spijali sobie z dziobków a założę się, że po roku wszyscy zapomną o miłości jaka miała być w tej rodzinie między nami. Mężczyzna w końcu przywitał się ze mną, pytał też coś o Harry'ego, gdzie jest, co robił w dzień, ale mi przypomniała się sytuacja sprzed zaledwie kilku minut. Chłopak proponował mi zapalenie tego świństwa, nie żebym nie chciał, też jestem człowiekiem i ulegam pokusom, ale... Powstrzymała mnie mama, w sumie nie wiem czy to dobrze, czy nie. Chciałem spróbować zakazanego owocu, ale też przypominałem sobie słowa mamy, że „nie wolno mi palić, bo skończę jak dziadek". Ta, nie było to miłe wspomnienie.

Tak jak już nam wspomniano, zaczęliśmy jeść pizzę, Harry wrócił i czułem od niego ostry zapach papierosów, musiał wypalić chyba z całą paczkę, bo nie mogłem wytrzymać. Chyba trzeba się przyzwyczajać to tego typu sytuacji.

-Słyszałem, że od dziś znów mają zacząć się te burze.

-Te bez deszczu? Kto ci powiedział?

-Dziewczyny z pracy, mówią tylko o tym, dobrze, że...

-Jakie burze?-szepnąłem przysłuchując się nagle rozmowie. Nie słuchałem ich wcale, ale kiedy Des zaczął o tym mówić, zrobiłem się blady i zmartwiłem się. Nie miałem już ochoty na pizzę, a była naprawdę świetna.

-Takie co ostatnio w nocy zaczęły się. Całe szczęście, że dom jest odporny na to wszystko.-czułem jak moje mięśnie wiotczeją. Znów cholerne burze, przecież nie pójdę do Harry'ego i nie zapytam czy mogę się u mnie przespać, bo szczam po nogach. Chryste co ja mam robić?-Louis? Wszystko w porządku? Wyglądasz blado.

-T-Tak ja tylko...

-Louis boi się burzy.-nagle głos Harry'ego rozbrzmiał w jadalni. Wszyscy zamilkli, czułem jak mdleję. On to naprawdę powiedział? Wyjawił to co czuję? Przecież wiedział... dobrze wiedział, że chciałem by to zostało między nami, a on...

-Lou, synku to prawda? Przecież mówiłeś mi, że...-nagle wszyscy zajęli się mną, Des proponował mi, że mogę posiedzieć u niego w gabinecie, przeczekać to jakoś. Mama też chciała mnie pocieszyć i zapewniała, że może do mnie przyjść a ja... Ja chciałem się zapaść pod ziemię. Nienawidziłem tego uczucia. Wszyscy się nade mną użalali, pocieszali, pragnąłem jedynie uderzyć tego kutasa w twarz, na której rozpościerał się uśmiech.

-Jesteś idiotą wiesz? To miał być sekret!-wybuchłem niekontrolowanie, sam już nie pamiętałem kiedy ostatni raz mi się to zdarzyło. Byłem wciągnięty w wir wydarzeń, wszystko działo się nagle, działo się to czego nie chciałem i po prostu nie miałem czasu na takie rzeczy. Moje nogi powiodły w stronę schodów, liczyłem schodki, myśląc jak dużo ich jeszcze zostało i najwyraźniej źle obliczyłem, gdyż nagle zaczepiłem o jeden nogą i upadłem, zanosząc się głośnym szlochem. Byłem taki żałosny, nie umiałem poradzić sobie z czymś tak błahym

***

-L-Louis...-jęczałem cicho pochylając się nad drobnym ciałem, gdy nagle poczułem na sobie dłonie, które lekko mnie odpychały, zdałem sobie sprawę co właśnie powiedziałem.

-Dalej ci staje na jego widok?-Nick patrzył na mnie wymownie, nie wiedziałem co mu odpowiedzieć, czego bym nie wymyślił, wszystko było złe bo już jęczałem do jego ucha imię innego chłopaka, kiedy to jego tyłek pieprzyłem. Westchnąłem jedynie głośno i odsunąłem się, nie byłem dziś w humorze na to wszystko.

-Tak, zacznie się zaraz drugi tydzień kiedy zacząłem go obrażać i denerwować ale...

-Ale to nie działa, prawda?-ułożył głowę na moim ramieniu jak zawsze. Był naprawdę cudowny i nie chciałem go teraz stracić. Był jedyną osobą, która traktowała mnie normalnie, nie były dla niego ważne pieniądze, samochód czy markowe ubrania, dla niego byłem po prostu Harry'm.

-Wiesz... ja cie rozumiem. On jest uroczy i nieśmiały, niewinny, taki jakich lubisz najbardziej. Dlatego... zrozumiem jeśli wolisz jego. Jestem przecież tylko...

-Nick nie gadaj głupot.-naprawdę myślał, że go zostawię, chociaż miał rację. Louis był takim chłopakiem, jakiego chciałem. Bezbronny, bym mógł go ochronić. Cichy, by nie wchodził mi w słowo i co najważniejsze ufny. Może to ostatnie zabrzmi tak, jakbym chciał go wykorzystać i w sumie to po części tak było. Wyobrażałem sobie siebie i jego tylko w jednej sytuacji, w łóżku. I tyle, nic więcej.

-Jesteś najlepszy wiesz? Nikt jeszcze nie sprawił mi tyle przyjemności co ty.-postanowiłem pozwolić sobie na trochę czułości, pocałowałem jego policzek, w końcu jakoś go muszę przy sobie zachować.-Chyba że ty mnie już nie chcesz. W takim razie odejdę.-jego uścisk na moim ramieniu zacisnął się, nie chciał tego, ale nic nie powiedział. Jak zwykle.

***

-Zi no weź! Nic się nie stanie, H-Harry tak robi. Mówiłem ci już przecież o tym chłopaku.-siedziałem wręcz na jego kolanach i prosiłem, wręcz błagałem. Chciałem wiedzieć jak to jest pocałować kogoś, czuć czyjeś usta na sobie, czuć się wartościowym. Ostatnio ten dupek, o którym wspomniałem, cały czas mnie denerwuje. Zbywa, popycha i kłóci się co mamy oglądać, ostatecznie kończę w swoim pokoju przed laptopem, a on gra w moją FIFę, po prostu świetnie kurwa.

Chłopak westchnął głośno, wiedząc, że mu nie odpuszczę, w końcu zgodził się skinieniem głowy, a ja wdrapałem się na jego kolana, na dobre. Owinąłem ręce wokół jego karku, nie bardzo wiedziałem co robić, całowałem się może z raz czy dwa, do tego jako mały chłopiec.

-Jesteś pewny tego? Bez poważnego związku, tak?-pokiwałem energicznie głową, nie miałem zamiaru się w nim zakochiwać. Nie żeby Zayn nie był przystojny, bo był, nawet cholernie bardzo, ale po prostu był już moim przyjacielem i nie mógłbym tego zniszczyć, za bardzo się do niego przywiązałem w ten sposób.-Okej, skoro tak...-szepnął i przycisnął swoje usta do tych moich. Powtarzałem jego ruchy, z każdym coraz śmielej. Trochę mnie przeraziło to, jak szybko złapałem i nie bałem się zrobić czegoś złego. Zaynie odsunął się ode mnie z głośnym mlaśnięciem, a ja nachyliłem się mimowolnie, myślałem, że to będzie dłużej trwać, ale po chwili dowiedziałem się o co mu chodziło.

-Cholera Louis, naprawdę nigdy się nie całowałeś? To było genialne...-przyciągną mnie jeszcze bliżej i znów zaczął całować moje usta, podobało mi się to wszystko. Szkoda tylko, że...

Nie.

Nie Louis, to nie jest w porządku.

***

Wszedłem zmęczony do kuchni i po prostu zamarłem kiedy zobaczyłem jak Louis właśnie czyta ostatnią stronę „Skazanych na Shawshank", ostatnia strona książki przy której zasypiałem, książki, którą on mi czytał. I po chwili już ją zamknął, zamknął naszą książkę. Wmawiałem sobie, że to się nie dzieje, ale to było prawdziwe. Louis był prawdziwy i mogłem się o tym przekonać kiedy przechodził obok mnie bez słowa. Czułem od niego perfumy tego całego Zayna, zdążyłem nauczyć się jak je rozpoznać, często przychodził do nas, a później Lou pachniał nimi cały dzień. Mó... znaczy, po prostu Louis.

Jednak tym razem zauważyłem też coś nowego, na jego obojczyku zauważyłem czerwony ślad, mały i niewyraźny, gdyż zasłaniał mi go sweter, który szatyn miał na sobie, jednak udało mi się go zobaczyć i czułem gdzieś w głębi, że nie jestem zadowolony z tego. Chciałem go tylko dla siebie.

---------------------------------------------------------------------

Heeeeeej! Jestem tutaj! Kończą mi się ferie, jestem zmęczona, powinnam dokończyć biologię i lekturę, mam ochotę skoczyć z krawężnika no ale mamy rozdział! Wiecie do czego się zbliżamy wielkimi krokami? Hm? Hm? Hahhaha nie powiem wam!!

Dziękuję za każdy komentarz, bardzo miło mi się je wszystkie czyta! Za 1,4K wyświetleń i ponad 220 gwiazdek!! Zachęcam do dalszego komentowania oraz gwiazdkowania, także przypominam o  hashtagu #BrothersLarryFF

Słowa: 1145

aparelou,,!!

In One Bed With My Brother (Larry Stylinson)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz