4 Domówka u London

1.3K 39 6
                                    

04xSąsiedzi

KIMBERLY

- Dzień dobry, Mądralińska!
Moja reakcja na te słowa była dość nietypowa. W normalnych okolicznościach przewróciłabym stronę aktualnie czytanej przeze mnie książki, wzniosła oczy ku niebu i prychnęła w stronę Jacka, schodząc ze schodków przed drzwiami od domu, ale że nie byłam przyzwyczajona do wizyt sąsiada na moim podwórku, zrobiłam coś naprawdę dziwnego, może i nawet trochę śmiesznego. Dokładnie to wykonałam gwałtowny ruch w stronę zatrzaśniętych drzwi, uderzając o nie czołem i upuszczając nowiuśką książkę Grace w twardej okładce na mokre od nocnego deszczu schody. Mogę przysiąc, że serce stanęło mi wtedy na kilka sekund.
Jack zaś wybuchnął śmiechem.
- Wszystko okej, Mą..
- Głupi, nierozsądny, bezmyślny, dziecinny, nie liczący się z innymi idioto!
- A ty znowu z tym głupi? - uśmiechnął się krzywo.
Zacisnęłam ręce w pięści.
- Jeszcze jedno słowo.. - warknęłam i podniosłam książkę z ziemi, otrzepując ją z mokrego piasku. - Grace mnie zabije!
- No - potwierdził Jack, zaglądając przez moje ramię. - Mogłaś bardziej uważać, wiesz?
Odwróciłam się do niego szybko ze zmarszczonymi brwiami, przypadkiem uderzając ramieniem o jego brodę. Zmrużyłam oczy.
- Szkoda, że siebie teraz nie widzisz! - zawołał, wybuchając salwą śmiechu. - Ten mord w oczach!
Próbowałam oczyścić książkę Grace z piasku i błota przez całą drogę do szkoły. Był kwiecień, a jak wiadomo w tym miesiącu można spodziewać się i zimy i lata. Nocami było ciepło, ale to nie przeszkodziło chmurom w uronieniu paru łez, które stworzyły pokaźne kałuże na drodze. Obejrzałam książkę ze wszystkich stron i z jękiem doszłam do wniosku, że róg okładki spotkał się z jedną z owych kałuż.
- Jack - zawodziłam. - Jesteś idiotą.
- Już to dziś słyszałem, Mądralińska.
Załamałam ręce na jego odpowiedź i udałam, że rozpaczam, zakrywając twarz rękoma.
- Nie wysilaj się, to nic nie da - odparł spokojnie, spoglądając na zegarek. - No, mamy osiem minut do lekcji.
Spojrzałam na niego z ukosa.
- Nienawidzę cię - powiedziałam z zaciśniętymi zębami.
- Tak, tak - Jack zaczął się rozglądać, kiedy weszliśmy na teren szkoły.
Większość uczniów rozłożyła koce lub swoje kurtki na trawie, aby móc na nich usiąść i cieszyć się ostatnimi promieniami słońca, które zobaczą po raz kolejny dopiero na przerwie obiadowej.
Jack uśmiechnął się i pomachał w czyjąś stronę. Powędrowałam za jego wzrokiem i ujrzałam London Parrish we własnej osobie. Jej złote loki opadały swobodnie na ramiona i lśniły na słońcu, oliwkowa cera sprawiała, że każda dziewczyna miała ochotę wydłubać sobie oczy z zazdrości, a obcisłe ubranie uwydatniało jej największe walory w postaci cycków i tyłka, czyli wszystkiego, czego potrzebował do szczęścia przeciętny nastolatek. Przewróciłam oczami, kiedy z uśmiechem odmachała Jackowi i z zaciętą miną wywnioskowałam, że jej dłonie są wprost idealne. Jej całe ciało było jakby wyrzeźbione przez najwybitniejszego artystę. Każdy mijający ją chłopak, pożerał ją wzrokiem. Dobra, albo Jack miał to gdzieś, bo tak naprawdę nie lubi London albo miał to gdzieś tak po prostu albo jeszcze inaczej - miał to gdzieś, bo był przyzwyczajony, że wszyscy zazdroszczą mu bogatej dziewczyny z urodą światowej modelki.
- No - powiedział w końcu, kiedy już pozachwycałam się wyglądem Parrish (może trochę zbyt przesadnie). - Będę się zawijał, Mądra..
- Powiedziałeś Mądra, ha! Nie ma odwoływania! - zawołałam, klaszcząc w ręce, a Jack tylko uśmiechnął się jednym kącikiem ust. - Uciekam, pa.
- Nie, nie - zaprotestował, ciagnąc za książkę Grace w moich rękach. - To ja miałem uciekać, nie ty.
Pociągnęłam mocno lekturę w swoją stronę z diabelskim uśmiechem.
- Chyba jednak nie, Obślizgły Jacku.
- A założysz się? - spytał, zaciskając palce na niebieskiej okładce w chmurkami.
- O co? - wyparowałam od razu.
- O wyzwanie.
Prychnęłam.
- Nie ma zakładów o wyzwania, idioto.
- Chyba jednak są, Mądralińska - zaczął mnie przedrzeźniać, nawet zmrużył oczy w taki sam sposób, jak ja. - Stoi? - spytał, gdy zaczęliśmy przeciągać książkę na swoje strony coraz mocniej.
- Stoi - odparłam od razu, a Jack przestał załatwiać mi reprymendę od Grace za naruszenie idealnego stanu jej mienia i puszczając mi oczko, oddalił się w stronę London.
Kiedy do niej dotarł, objął ją ramieniem w talii i dał jej słodkiego buziaka w usta, co przypomniało mi o naszym prawie-pocałunku.
Westchnęłam, gładząc nieumyślnie książkę Grace.
- Zostałyśmy same, mała - wyszeptałam do lektury i ruszyłam w stronę metalowych drzwi, prowadzących do szkolnego korytarza, a stamtąd do sali chemicznej.

SąsiedziOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz