20.

107 11 2
                                    


Penny

  Zamknęli nas w jakimś pokoju. Razem z mamą zostaliśmy przywiązane do krzeseł aby nie uciec. Nawet, gdybyśmy próbowały ONA  wydała bardzo, stanowczy rozkaz. Jeżeli spróbujemy uciec to od razu mają nas rozstrzelać. Chyba najmądrzejszą opcją będzie czekanie na pomoc. O ile w ogóle się zjawi.

  Zmęczonym wzrokiem patrzę po pustym pokoju. Z tyłu słyszę stłamszony szloch mamy. Naprawdę mi jej szkoda. Czuję jakby to była moja wina. W końcu to ja zdradzałam Calum'owi wszystkie sekrety, to ja zaprzyjaźniłam się z tym z kim nie powinnam. Przez to życie mamy oraz jej dziecka jest zagrożone. Gdybym chociaż zastanowiła się zanim coś powiem, albo zrobię. Na dodatek na czyją pomoc teraz liczę? Harry'ego. Może dlatego bo wiem, iż jest w tym doświadczony. Tylko to również bardzo samolubna myśl. Cała ja jestem samolubna i egoistyczna. Najlepiej, gdyby ta psychopatka zabiła mnie i dała sobie spokój z jakimiś głupimi zemstami. Gdybym ja się chciała zemścić na każdej osobie, która wyrządza krzywdę mi, bądź ewentualnie moim bliskim to jak słowo daję zostałabym seryjnym mordercą. Zachowaj urazę dla siebie, chociaż na moment przestań myśleć o zemście. Spuściłam głowę w dół. Nagle zrobiło mi się okropnie słabo oraz niedobrze. Zacisnęłam powieki aby powstrzymać odruch wymiotny. Przez tych ludzi niebawem umrę przez stres.

- Penny?- usłyszałam łamiący się głos mamy.- Dobrze się czujesz?

- Sama nie wiem, słabo mi mamo- wyszeptałam przymykając powieki. Poczułam jakby lada moment miała zapaść w dosyć długi sen. Nie mogę się poddać, nie tym razem. Przeżyłam gorsze chwile, to iż teraz siedzę związana liną, w oświetlonym pokoju to zasrany luksus.

- Trzymaj się kochanie, wszystko będzie dobrze.

- Chciałabym w to wierzyć mamo.

***

Chyba zasnęłam. W sumie to sama nie wiem. Obudził mnie szczęk zamka. Zamrugałam powiekami dostrzegając przez okno mrok. Nieznajomy mężczyzna postawił w rogu lampkę. Potem podszedł do mnie, a ja rozpoznałam w nim Calum'a. Z kieszeni wyciągnął butelkę z wodą. Przystawił mi ją do ust, a ja zaczęłam pić jak głupia. Nie będę udawać, że mam focha. Akurat tak się składa, iż bardzo zależy mi na przeżyciu. Gdy chłopak poszedł dać trochę wody mojej mamie zaczęłam śmiać się w środku. Cóż za ironia, a niedawno obiecywał być tarczą. Dupek. Mój wzrok utkwiony był na zwierzęciu, które akurat skakało z gałęzi na gałąź. Ptaki powinny spać o tej porze. W sumie, przecież jemu tego nie zabronię. Ha, być wolnym jak ptak. Szkoda, że nie mam skrzydeł i nie mogę spieprzyć z tego gówna. Odlecieć, gdzieś gdzie mnie nie znajdą. Pamiętam pewien piękny poranek z Harry'm. Kiedy żadne z nas nie chciało wstawać. Jego chrypkę, uśmiech, miętowy zapach. To jak mnie przyciągał do siebie. Chwila, w której mówił, że jesteśmy na zawsze. Tyle bym dała aby wrócić do tego poranka. Tyle bym dała aby wrócić do samego Harry'ego.

Harry

Stała przede mną dosyć spora gromadka ludzi. Wydałem rozkaz aby wsiąść do swoich samochodów. No cóż, było ich strasznie dużo, ale dojechać jakoś musimy. Jeszcze raz sprawdziłem czy moja broń została naładowana, po czym kiwnąłem w stronę Stewart'a, na znak iż możemy ruszać. Przez stres zacząłem tupać nogą. Życie przecież musi mieć nutkę adrenaliny! Trzeba zabić człowieka, ratować dziewczynę, bać się o własne życie i poświęcać inne. No, a jak inaczej? To takie dobijające. Jesteśmy inteligentom rasą, aczkolwiek czasami mam wrażenie, iż zwierzęta mają więcej rozumu niż my. Chowamy urazę, zabijamy się bez powodów, gwałcimy, bijemy, okradamy, oszukujemy, uciekamy. To taki niekończący się krąg. Może, gdybyśmy zaczęli myśleć inaczej, uczylibyśmy się na błędach z przeszłości wszystko wyglądałoby lepiej. Nikt nie musiałby zginąć. Nikt nie rzucił by się z mostu, ani wpadł pod autobus. Nikt nie odbierałby innym bliskich osób.

Louis zasnął opierając się głową o szybę. Nawet ja mam ochotę zasnąć. Od jakiś dwudziestu ośmiu godzin jestem na nogach. Przymknąłem powieki. Oczami wyobraźni ujrzałem uśmiechniętą Penny. Paradującą po mieszkaniu w samych majtkach oraz koszuli z talerzem pełnym naleśników. Chciałbym ją mieć tutaj przy sobie. Podenerwować przy pomocy swoich rąk. Kilka minut snu nic mi nie zrobi.

***

Budzę się kiedy ktoś zaczyna szarpać mnie za ramię. Przez moment mam wrażenie, iż to Penny. Dopiero kiedy słyszę głos Stewart'a schodzę do rzeczywistości. Nasze samochody zdarzyły okrążyć całą tą metalową puszkę stworzoną przez Big Scream. Przynajmniej od razu zabiję sukinsynów bez żadnego „Ale". No i wyrzutów sumienia. W końcu przetrzymują MOJĄ dziewczynę. Louis podchodzi do mnie odciągając na bok. Wzdycham ciężko. Czyżby jakaś pożegnalna rozmowa?

- Harry... Jeżeli tam dzisiaj zginę to na Boga, uduszę cię.

- Stary, jeżeli tam zginiesz to nie będziesz żył- pomimo złego humoru razem z Tomlinson'em wybuchamy śmiechem.

- Mam nadzieję, że wszystko się ułoży Harry. Może po tej akcji nawet zobaczymy się na naszych ślubach?

- Może- kiwam głową w stronę wejścia. Zaczynamy pokonywać pierwsze drzewa, musieliśmy zaparkować niedaleko. Cały budynek o tej porze wygląda cholernie strasznie. Przełykam ślinę na samą myśl co Penny teraz przeżywa. Jednakże wiem jak bardzo jest silna. Kucam na ogromnym samochodem, którego skądś kojarzę. Wskazuję głową na drzwi do tej zardzewiałej puszki. Louis oraz Stewart biegną za mną gęsiego. Czuję jak moje serce zaczyna bić mocniej. Adrenalina wzrasta z każdym krokiem, oddechem. Rzucam porozumiewawcze spojrzenie, po czym naciskam klamkę i wchodzę do środka. Stos kartonów, krzesełko i nic poza tym. Jednakże zachowuję czujność. Wchodzę do pierwszego korytarza razem ze Stewart'em kiedy Louis prowadzi resztę chłopaków. Przechodząc przez te wąskie ściany czuję, że mógłbym dostać klaustrofobii. Na dodatek ta jedna żarówka wisząca na kablu. Nadal w dłoni trzymam pistolet. Po jakimś czasie zauważam drzwi. Delikatnie je uchylam, ku mojemu zaskoczeniu widzę osobę leżącą z telefonem w ręku. Czy ten gang składa się z debili? Wchodzę głębiej i dopiero teraz osoba przede mną odwraca głowę. Calum jebany szmaciarz Hood.

- Co do kurwy?- szybko podchodzę do chłopaka wymierzając prawego sierpowego. Jednakże nie muszę czekać długo. Biłem się z tym gnojem i wiem na co go stać. To dlatego chciał zdobyć zaufanie Penny, zapisał się na siłownię i próbował ją zdobyć. Pieprzony gnój.

- Wiedziałem, że nie można ci ufać! Od samego kurwa początku!

- Wybacz Styles, że ty i twoja laska jesteście takimi naiwniakami- parska śmiechem przez co zarabia w szczękę. Gdzie ten jebany Stewart? Zniknął, gdzieś w tych małych ścianach?! Calum spluwa na ziemię. Jakże szczęśliwy jestem kiedy widzę zęba chłopaka. To i tak nic, zaraz będzie zdychał na tej ziemi. Siadam okrakiem chwytając go za głowę. Uderzam nią o beton śmiejąc się przy tym jak psychol.

- Gdzie ona jest?

- Ona wszystko obmyśliła, wiedziała, że tutaj przyjdziesz, wiedziała że będziesz chciał ratować Penny. Czas zacząć grę Styles.

- Calum do cholery... mów jaśniej!

- Sorki Styles, ale nie dzisiaj- znam ten cytat, aż zbyt za dobrze. Wiem kto go powiedział i kiedy. To nie zbieg okoliczności.

  Szybko zostawiam poturbowanego Hood'a na ziemi opuszczając małą klitkę. Z daleka słyszę strzały oraz krzyki moich ludzi. Ona wiedziała, ona zawsze wiedziała bo zwykle przy mnie była. Zabiłem Steven'a, zabiję i tą sukę. Grę czas zacząć. 

Starry Road 2 ||H.S|| [Zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz