Jestem dziewczyną, jak każda inna. Ale czy mogę się nazwać dziewczyną? A może chłopakiem również? Cóż ciało zdradza słabszą płeć.
Nie wyróżniam się niczym specjalnym, choć i tak dla wszystkich jestem inna, odmienna...
Dla mnie jestem normalna, nie mam kompleksów dziewczyn w moim wieku. Nie bardzo interesują mnie chłopcy, zresztą nigdy nie miałam do nich ręki. Po za tym nie bez powodu nazywają mnie szyderczo "chłopczycą". Ah...nie przedstawiłam się. Nazywam się Iveta Browd. Przeżyłam już szesnaście wiosen i uczęszczam do pierwszej technikum, kierunku logistyki. Nie wiem czemu wybrałam akurat logistykę? Czy byłam na tyle naiwna by uwieżyć w to, że zostanę psychologiem i będę pomagać ludziom? Ja i moje żałosne marzenia, które są tylko gęstą mgłą, która znika tak nagle jak się pojawiła.Właśnie siedzę na lekcji fizyki. Nigdy nie uważam na fizyce, jak zawsze rozmyślań i jestem pochłonięta przez moje odległe i mało realistyczne marzenia. Wyobraźnia jest jedyną odskocznią od tego świata trosk i czarno białych barw. Jak zwykle patrzę pustym wzrokiem, na okno i na krople wody, które spływają wolno lub szybko po gładkiej, przeźroczystej powierzchni. Wokół mnie jak zwykle panował chaos. Siedziałam w ostatniej ławce, przy oknie. Nie zwracałam na nic uwagi. Nie zwracałam uwagi na nauczyciela, który próbował uciszyć moją klasę. Nie zwracałam także uwagi na nich tak samo jak oni na mnie...
Nagle w szumie dźwięków, próbuję dosłyszeć moje imię. Głos, który mnie woła znajduje się na początku sali. Moje zielone, obojętne na wszystko oczy, skierowały wzrok na nauczyciela, który gestem ręki zapraszał mnie do tablicy. Jak zawsze uśmiechał się do mnie serdecznie. Resztkami sił, odwzajemniłam uśmiech. Wstałam z ławki i w milczeniu rozwiązałam jedno z trudniejszych zadań. Nauczyciel wynagrodził mnie piątką. Ale czy ocena ta ma jakie kolwiek znaczenie. Przestałam reagować na dobre oceny. Stały mi się obojętne jak reszta świata, który jest obojętny na mnie. W ciągłym milczeniu, wróciłam na swoje miejsce próbując znowu wkroczyć w niezrozumiały szum świata, który odcinał by mnie teraz od rzeczywistości. Jednak nim mi się to udało, do moich uszu zaczęły docierać słowa, które także stały mi się obojętne. Może jednak nie są mi tak całkowicie obojętne? To dlaczego nie odczuwam, żadnych emocji? Czemu nie jestem zła na nich wszystkich, którzy uważają mnie za odmienną? Czemu nie płaczę? Jak to jest płakać? Jak to jest czuć co kolwiek? Jedyne co teraz czuję to 'otchłań'.
Zadzwonił dźwięk dzwonka. Mimo tego, że wszyscy już wyszli ja nadal patrzyłam na krople deszczu. Poczułam lekki dotyk na ramieniu i zmartwiony głos mojego nauczyciela fizyki, ale i jednocześnie wychowawcy:
-Iv? Wszystko gra? Już wszyscy wyszli.
Popatrzyłam w jego brązowe oczy. Było to człowiek, sympatyczny. Każdemu był gotów pomóc. Często się martwił o wiele rzeczy, ale i o wiele osób. Patrzył się nadal na mnie swoimi zmartwionymi oczyma.
-Tak. Już wychodzę. Zamyśliłam się tylko!-Odpowiedziałam po krótkim milczeniu. Zdałam się na lekki uśmiech by nie zadawał mi innych pytań. Kiwną zadowolony głową po czym wyszedł z klasy. Ja powoli się spakowałam. Wyszłam z pustej i szarej klasy. Szłam opustoszałym korytarzem a echo moich kroków jeszcze rozchodziło się po szkole.Park. Było w nim szaro i ponuro, a przez mój parasol chciały przebić się krople wody. Szłam przez pusty i szary park. A powietrze przecinały krople deszczu. Nie omijając kałuż szłam przed siebie, do domu...
Czy to miejsce, w którym dostaje jedzenie i w którym mam gdzie się przespać? Dom to takie puste określenie? Gdy byłam mała i gdy byłam jeszcze w sierocincu, wyobrażałam sobie dom inaczej. Były to piękne lata, gdy wszystko co sobie wyobrażałam było cudowne i wręcz idealne. Dom był w tedy dla mnie miejscem gdzie będę mogła się skryć a potem wbiec w ramiona rodziców, którzy otoczyli by mnie opieką. Tata zawsze występował jako rycerz, który zawsze obroni swoją małą księżniczkę, czyli mnie i królową, mamę. Pamiętam, że wyobrażałam sobie samą siebie siedzącą przy kominku, głaszcząc psa. W czasie gdy rodzice siedzieli by na kanapie czytali książki i od czasu do czasu posłali mi pełen miłości, uśmiech.
Niestety mój tok myślenia drjametralnie się zmienił. Czemu? Przecież nadal mogła bym patrzeć z optymizmem na przyszłość. Więc czemu jestem...jaka jestem? Czemu taka a nie inna? Westchnęłam ociężale. Za dużo pytań zadaje, na które trudno znaleźć odpowiedź. Weszłam w kolejną kałuże, jednocześnie ochlapując sobie jeszcze bardziej szare spodnie. Skarpetki także mam mokre. Po co ja to robię? Może po prostu chciała bym żeby ta płytka kałuża okazała się głęboką głębią, w której mogła bym beskreśnie utonąć? Co ja wygaduję...mimo wszystko nigdy nie myślałam o samobójstwie. Robią to tylko żałośni ludzie, którzy nie umieją poradzić sobie z własnymi myślami. Ja nie jestem żałosna...
Lecz...może jednak? Może osoba, która nie potrafi przeciw wstawić się innym i nie potrafi się zmierzyć z własną osobowością, jest żałosna?
Moja blada dłoń, otworzyła stalową furtkę, która z charakterystycznym dźwiękiem, otworzyła się.
Po kilku krokach stałam już u wejścia. Otworzyłam delikatnie drzwi. Parasolkę zamknęłam, wieszając ją nieopodal kurtek. Zdjęłam mokre buty jednocześnie ze skarpetkami. Kurtkę powiesiłam.
Cicho stąpając, szłam po zimnych płytkach, które są ułożone w całym domu. Nagle poczułam ból, taki sam codziennie. Można by było powiedzieć, że to nieodłączny punkt mojej codziennej rutyny.
Inpet uderzenia był wystarczająco silny, bym, niczym szmaciana lalka, wylądowała pod ścianą. Poczułam w ustach metaliczny, smak krwi, po czym kaszlnęłam krwią, brudzą jednocześnie podłogę. Wzrok mi się zamglił, lecz dobrze widziałam wysoką, muskularną osobę, która szła w moją stronę, jednocześnie wzywając mnie.
-Ty gówniaro! Zobacz co zrobiłaś!- Max chwycił mnie za kark, uderzając moją głową o podłogę, w miejsce gdzie splunełam krwią. Moja twarz była teraz umazana swoją własną krwią. Podniósł mnie gwałtownie do góry, rzucając mnie na mały stolik, na którym stały szklanki po wódce. Przewróciłam go. Szklanki rozbiły się na płytkach. Chcąc odczołgać się pod schody do mojego pokoju, łapałam cząsteczki szkła, które wbijało mi się w dłonie. Teraz z moich dłoni, także ciekłe krew. Czułam metaliczny zapach krwi zmieszany z alkoholem. Rany bolały niemiłosiernie, ale musiałam iść do pokoju. Zostawiałam teraz za sobą smugi czerwonej mazi. Za to, dostałam jeszcze dwa kopniaki w brzuch. Znowu plułam krwią. Leżałam centralnie pod schodami. Ostatkiem sił, wczołgałam się na nie. Chwyciłam klamkę drzwi, jednocześnie małe drobinki szkła, wbiły się głębiej w dłoń. Zacisnęłam zęby. Otworzyłam drzwi. Weszłam do mojej małej oazy spokoju, w której byłam bezpieczna. Zamknęłam drzwi na klucz, który tylko ja mam. Oparłam się o ścianę, lecz jednocześnie obok nich. Ojczym zaczął walić w drzwi. Jak zawsze bluzgał na mnie, wrzeszczał bym otworzyła. Nadal nie wzruszenie leżałam oparta o ścianę. Nie miałam nawet siły by odwlec się dalej. Po kilku minutach dał spokój. A ja uśmiechnęłam się delikatnie do samej siebie. Zawsze mogło być gorzej. Po czym ogarnęła mnie pustka i czerń.Tak...więc jakoż, że jestem jeszcze bachorem (1 gim) to nie umiem pisać. I raczej wyszło mi to beznadziejnie więc po co marnujecie oczy na moje bzdety? ;-;
Mimo wszystko miło mi jeżeli chociaż jedna osoba te bzdety przeczyta :)
A i przepraszam, że zanudziłam was, ale mam nadzieję że się poprawię.
Tak...to moje pierwsze opowiadanie tutaj xd