Wstałam o 8:17 rano. Nie czułam siebie, chyba byłam nadal sparaliżowana wczorajszym dniem. Bałam się, że jak wstanę to, będę w innym miejscu albo Adam się na mnie rzuci i zacznie serie wyzwisk. Mój rozum podpowiadał mi, żebym wstała, bo przecież ja tu jestem osoba, która zabija, a nie która jest zabijana. Bez wahania wstałam. Zobaczyłam, że coś osuwa się po moim ciele. To była ręka Adasia. Cały czas mnie trzymał przy sobie, a ja głupia nie czułam tego. Wstając, obudziłam go.
Miał lekko rozkojarzony wzrok. Widocznie nie wyspał się w nocy. Chciał coś powiedzieć, ale najwidoczniej się przeziębił i boli go gardło. Na pewno od tego darcia się na mnie. Widząc mnie, na jego twarzy pojawił się promienny uśmiech. Dzięki temu zapomniałam całkowicie wczorajszą noc. Wstałam i założyłam kurtkę. Wyszłam z samochodu i poszłam sobie. Widocznie to bardzo zdziwiło Adama. Wstał szybko jakby z jakiegoś transu.
* Perspektywa Adama *
Nie mogłem sobie wybaczyć tego, że jakiś koleś ją obściskiwał. Do tego ona jeszcze znalazła się z nim daleko od klubu. Pewnie jej się bardzo spodobał albo coś w tym stylu. Dobrze, że załatwiłem łajdaka. Nikt nie może teraz jej dotykać, prócz mnie. Właśnie, o tym myślałem całą noc i nie mogłem spać. Przynajmniej bliskość Weroniki dawała poczucie bezpieczeństwa. Nie byłem pewny czy ona coś do mnie czuje, ostatnio mało rozmawiamy. Bardziej na siebie krzyczymy. Mamy się dość. Jeszcze teraz musiała tak rano wstać i mnie obudzić. To bym jej jakoś wybaczył, ale to, że gdzieś sobie poszła bez słowa ?! To niedorzeczne. Pewnie wróci zadowolona i uśmiechnięta. Lubię, gdy się uśmiecha, ale tylko wtedy, gdy uśmiech jest szczery. Czasami patrzy na mnie jak na ofiarę, nie jak na przyjaciela. Jej oczy po prostu zabijają moją duszę. Serce mówi, że to dobra dziewczyna i warta starań, ale mój mózg mówi mi, że ona coś knuje i żebym uważał. Są to tak duże przeciwieństwa, że nie potrafię ich pogodzić ani wybrać jednego z nich. Jest godzina 9:06 i nadal jej nie ma. Przebrałem ciuchy, bo szczerze mówiąc, nie były zbyt czyste.
Tak jak myślałem, wróciła zadowolona i pełna uśmiechu. Na pewno ma jakiegoś kochasia na mieście i się z nim spotkała. Wykorzystała moment, gdzie jestem otumaniony. Eh, jak ona tak może mnie perfidnie wykorzystywać!?
Myliłem się, co do niej. Moja kochana dziewczynka była w aptece po leki. Chyba zauważyła, że z moim gardłem nie jest idealnie. Tak miło, jak się mną opiekuje. Nie chcę nic takiego mówić, ale kurde ! Polubiłem tę smarkulę !
Dzisiaj zrobię jej naprawdę niezłą niespodziankę.
-Weronisiu, mam do ciebie sprawę. Dam ci pieniądze, a Ty polecisz do sklepów i kupisz nam trochę jedzenia. Tak, żeby starczyła na więcej niż dwa dni. Nie śpiesz się tylko, bo mam parę spraw na mieście i chciałbym je załatwić. Będę o 15:00, spokojnie powinnaś się wyrobić. - Powiedziałem łagodnym, zachrypniętym głosem.
-No dobrze, niech Ci będzie. Tylko mnie nie wystaw! - Uśmiechnęła się z pogardą.
Piętnaście minut później nie było jej w samochodzie. Wziąłem większość pieniędzy i poszedłem na miasto. Weronika nie wiedziała, że tu kiedyś mieszkałem. Znam każdy zakątek. Tu nie da się przede mną uciec. Wszedłem do jednej z nowocześniejszych kamienic. Nie była tak stara i szara jak inne. Wręcz przeciwnie. Była kremowa miała dużo ordnamentów. Mieszkali tam sami bogaci ludzie. Z balkonów zwisywały piękne kwiaty, ale zapach był piękniejszy niż one same. Zadzwoniłem do mojego starego kolegi. Planowałem akcję.
Nie czekając długo, moim oczom pojawił się niski mężczyzna o twarzy bandyty. Miał przy sobie pistolet i nóż, który mu wystawał. Był łysy i nie miał za dużo znaków szczególnych. Opowiedziałem mu cały plan i wspomniałem o mojej Weronisi. Kolega aż oniemiał z wrażenia. Był gotowy.
Weszliśmy na najwyższe piętro, gdzie mieszkał 60-letni bogaty mężczyzna. Z tego, co wiem, nie posiadał rodziny. Właśnie mieliśmy wchodzić do jego domu, kiedy drzwi naprzeciwko się otworzy i ukazał nam się 35-letni kawaler. Od razu oznajmiliśmy mu, że przyszliśmy odwiedzić dziadka i zabrać go do domu starości, bo tu sobie nie radzi. Jak widać łatwo jest wcisnąć jakiś kit ludziom. Po długim pukaniu w drzwi otworzył nam starszy człowiek. Wpadliśmy do środka. Kolega zamknął drzwi i „dziadek" dostał nożem w głowę. Chwilę potem był martwy. W domu nie było nikogo więcej. Wyprowadziliśmy staruszka i wpakowaliśmy do samochodu mojego przyjaciela. Powiedział, że go wywiezie za miasto. Byłem mu bardzo wdzięczny.
Poszedłem jeszcze do jego domu, żeby się rozejrzeć i zabrać stare, głupie zdjęcia. Oto dom był gotowy. Spokojnie mogłem tu zamieszkać z Weroniką, a nie w tym pieprzonym twardym samochodzie. Na pewno będzie szczęśliwa, jak to wszystko zobaczy.
CZYTASZ
Najpiękniejsza ŚMIERĆ
HorrorTrylogia. Pierwsza część to: "Najpiękniejsza ŚMIERĆ" (Okładka zmieniona). Druga część to: "Zmartwychwstała ŚMIERĆ" Prolog -Kocham cię. - Powiedziałem ze łzami w...