Amerykański sen?

369 30 8
                                    


Kenji

-Kenji, wstawaj, spóźnisz się do szkoły.- Szturchnęła mnie mama. Wcale nie miałem ochoty wstawać, a co więcej iść do szkoły. Mieszkałem w Ameryce od miesiąca i jeszcze nie zdążyłem zaaklimatyzować się w moim nowym liceum. Moi rodzice musieli opuścić Japonię i przyjechać tutaj w sprawach służbowych.. A ja samodzielnie decydować o swoim życiu będę mógł dopiero za kilka tygodni- 
Kiedy wybije mi osiemnastka. 
-Już wstaję..- Mruknąłem, obracając się na drugi bok łóżka. 
-Wierzę na słowo. My z tatą wychodzimy, zostawiłam ci na blacie śniadanie. Nie zapomnij go zabrać.- Odpowiedziała, całując mnie w czoło. Nigdy wcześniej tego nie zrobiła.
-Miłego dnia.- Powiedziałem zaskoczony. 
Uśmiechnęła się do mnie i zamknęła za sobą drzwi. Pomyślałem sobie, że pośpię sobie jeszcze z dziesięć minutek i dźwigam się z łóżka. Zamknąłem oczy.
Kiedy po kilku minutach je otworzyłem, spojrzałem na zegarek. 
Zamarłem. 


-O CHOLERA!- Krzyknąłem, natychmiastowo zrywając się z łóżka.
Była godzina 7:50, a na punktualnie ósmą zaczynały mi się zajęcia. Szybko pobiegłem do łazienki i sięgnąłem po szczoteczkę do zębów. Pomyślałem, że może zdążę na styk, bo do szkoły pieszo mam z trzy minuty. Z pędem się ubrałem, wziąłem torbę, nawet nie wiedząc, czy mam w niej spakowane odpowiednie książki i wybiegłem z domu.
Bez śniadania i bez butów. 
Dopiero w połowie drogi zorientowałem się, że nie założyłem butów, bo w stopę wbił mi się jakiś wielki kamień.
Wtedy uznałem, że jestem prawdziwym, rasowym debilem. 
Wróciłem po buty i co sił w nogach przybiegłem do szkoły. 

8:07, co? Nie było aż tak źle, ale mogło być lepiej. Zacząłem biec korytarzem ze spuszczoną głową. 
Po chwili znalazłem się na ziemi, sekundę wcześniej uderzając o coś twardego. 
Podniosłem wzrok. 
-Nic ci się nie stało? Przepraszam najmocniej.- Wyciągał do mnie dłoń chłopak w długich włosach. Przystojny był. 
-Nie, dziękuję, nic się nie stało.- Zacząłem zbierać moje książki, które wypadły z torby podczas zderzenia. Wstałem samodzielnie. 
Poczułem się zażenowany faktem, że był ode mnie chyba z piętnaście centymetrów wyższy. 
Zwykle ludzie mnie przerastali, ale miałem wrażenie, że on troszkę przesadził.
Popatrzyłem na niego wyrzutem.
Zrobił zdziwioną minę, a ja go ominąłem i udałem się do mojej sali lekcyjnej. 
-Kim on jest?- Usłyszałem jeszcze głos chłopaka. 
-Przyjechał z Japonii, chyba nie za bardzo mu tutaj idzie.- Odpowiedział jego kolega, a ja się wkurzyłem. Pewnie już cała szkoła o tym wiedziała. 

Siedziałem na lekcji matematyki nie za bardzo wiedząc, o czym właściwie całą godzinę pieprzy nauczyciel.
W Japonii miałem kompletnie inny system nauczania, więc tutejszy to była dla mnie jakaś czarna magia. Nie żeby był trudniejszy, ale tak właściwie musiałem nauczyć się wszystkiego od początku. Wraz z językiem, który też średnio mi szedł. 
Po skończeniu matematyki wyszedłem z sali.
Na korytarzu zobaczyłem chłopaka, przez którego dzisiaj się wywróciłem. Był otoczony grupką dziewczyn śliniących się do niego.
Typowy, szkolny przystojniak. Pewnie wyniki w nauce też miał najlepsze.
-Ashton, z kim dzisiaj zjesz lunch?- Spytała jedna z lasek, kurczowo trzymając się jego ręki.
Więc miał na imię Ashton. Jego imię kojarzyło mi się z jakimś chłopaczkiem z taniego boysbandu. 
Szedłem dalej, kiedy nagle ktoś mnie zawołał. 
-Kenji!- Obróciłem się. Zauważyłem tego całego Ashtona patrzącego na mnie. Uznałem, że to na pewno nie on, więc zacząłem rozglądać się wokół niego.
Tylko, że tam stały same dziewczyny, a tamten głos wyraźnie był męski.
 No chyba, że któraś z nich nabawiła się zapalenia gardła od ciągłego mizdrzenia się do niego.

Pewność tego, że to nie był on stopniowo malała, wraz z chłopakiem zbliżającym się w moją stronę. 
W końcu stanął obok mnie. Uśmiechnął się, pewnie właśnie na to poleciały te wszystkie dziewki. 
-Hej, Kenji.- Powiedział, szczerząc zęby. Nie podobało mi się to. 
-Skąd znasz moje imię?- Spytałem podejrzliwie. 
-Przez godzinę zdążyłem się o tobie dowiedzieć tego i owego.
 Pogrzebałem trochę w twoich aktach, zaciekawiłeś mnie. 
Popatrzyłem na niego wściekły. 
-Nie miałeś prawa.- Odpowiedziałem. 
-Owszem, miałem. Jako jedyna osoba w szkole mam do tego prawo w wyjątkowych sytuacjach, a ta taka była, bo dyrektor mi uwierzył.- Rzekł. 
-Przewodniczący szkoły, co? Nieźle.- Rzuciłem mimochodem, choć tak naprawdę byłem lekko zdziwiony.- Ale to nie zmienia faktu, drogi Ashtonie, że nie miałeś podstaw do tego, żeby buszować w moich prywatnych dokumentach.

Podniósł zdziwiony brew. 
-Ty również znasz moje imię. Czyżbym ci się spodobał?- Zapytał sarkastycznie. Przezabawne.
-Trudno go nie znać, skoro co chwilę na głos powtarza je każda panienka, obok której przechodzę.
Po tych słowach pomyślałem, że uśmiechnie się głupio i wróci do swoich gąsek. Myliłem się. 
Zrobił naprawdę rozdrażnioną minę. Sięgnął po moją dłoń i wcisnął mi w nią jakiś kluczyk i karteczkę. 
-Przyjdź na ten adres po skończeniu lekcji. Pomogę ci w nauce.- I poszedł. 
Stałem jak wryty. ''Jest psycholem, na pewno jest psycholem''- Pomyślałem. 
Ashton wrócił do dzierlatek, a jedna z nich popatrzyła na mnie wzrokiem doświadczonego zabójcy. 

Hug me, kiss me.Where stories live. Discover now