Kolejny, krótki one-shot, tym razem z o wiele weselszą atmosferą, niż poprzedni. Cudem napisany przed północą~!
~*~Przyznam szczerze – kiedy wszedłem do tego przeklętego budynku, spodziewałem się wszystkiego, ale nie sądziłem, że lokum największego marginesu społecznego i zbrodniarzy nawiedzą wróżki z krainy „Różowo W Chuj".
Krótko mówiąc – tak właśnie wygląda 14 luty w moim liceum.
Czułem się emosem do kwadratu, kiedy przemierzałem wystrojone w serduszka korytarze, oraz zakochane pary. Och, emo i forever alone. Nic, tylko się pociąć.
Całe szczęście na korytarzu szkolnym wpadłem na moją paczkę, która wyglądała na równie zniesmaczoną dekoracjami co ja.
- Zobaczcie, tam jest tęęęęęęęczaaaaaa... - rozmarzył się pewien blondyn.
Ach, no tak. Jest jeszcze Mikey. Ale Mikey to stan umysłu.
- Tak jak wszędzie, kurwa jego mać! – obruszył się Gerard, zakładając ręce na piersi, przybierając minę urażonej księżniczki. Tak, on zawsze mnie rozumiał. Obydwoje uwielbialiśmy narzekać na wszystko. Z jednej strony to miłe, ale z drugiej strony jeśli mam mieć osobowość divy, jaką bez wątpienia miał Gerard, to jednak koniec końców nie wychodziło to na moją korzyść. – Naprawdę, jestem tu od jakichś pięciu minut, a już żałuję, że tu przyszedłem!
- Och, nasza ruda ślicznotka się denerwuje? – zapytałem zgryźliwie. Nie zrozumcie mnie źle, to, że go lubiłem, nie oznaczało, że od razu mam zamieniać się w ciepłe kluchy. Uśmiechnąłem się na widok jego piorunującego spojrzenia, gdy znowu napomknąłem temat jego włosów.
- Spierdalaj, Frank – odparł tylko, ze zdenerwowaniem tupiąc jedną nogą.
- Już, już, panowie, przeżyjemy... - powiedział Ray, uśmiechając się w ten pantoflowy sposób. Ach, tak, duet księżniczka i jej służący wraca do gry! – Wiecie co, bo obmyśliłem plan... Są walentynki, co nie?
- NIE, KURWA WCALE NIE! Cały korytarz jest pełen pierdolonej miłości, zobacz, nawet tam w kącie się liżą, jakby od tego zależało ich życie! – dobra, rudzielec się wkurwił. Odmaszerował do sali chemicznej, rzucając jedynie ponure spojrzenie w stronę parki, która oderwała się na chwilę od siebie, aby spojrzeć na nas z zawstydzeniem.
Cholera, księżniczka z natury był nerwusem, ale to już była przesada. Gdyby był kobietą, to bym powiedział, że pewnie zbliża mu się okres. Jednak niestety miałem kurewską pewność, że jest facetem. Nigdy więcej nie będę mieszał alkoholi, przysięgam...
- Temu co się dzieje? – zapytałem patrząc jak oddala się od nas jak najszybciej.
- Ach, Lindsey z nim zerwała dzisiaj rano – wyjaśnił Mikey, nie odrywając wzroku od słodkiego do porzygu, różowego rozkładu zajęć.
- Naprawdę? – zmartwił się Toro, przykładając ręce do klatki piersiowej. – Co takiego się stało? Wydawało mi się, że są szczęśliwi razem...
Nie powiedziałem tego na głos, ale również nurtowała mnie ta sprawa. Wydawało mi się, że ona i Gee są idealnie dobraną parą. Trąciłem językiem kolczyk w ustach, jak zawsze, kiedy nad czymś się zastanawiałem. Ot co, głupi nawyk.
- Wnioskuję, że skoro darł się całą noc „ta pierdolona dziwka mnie zdradziła!", to znaczy, że... ta pierdolona dziwka go zdradziła? – nasz mały Sherlock dokonał niesamowitego odkrycia.
Pomijając umiejętności naszego wielbiciela jednorożców, to sytuacja była zastanawiająca. W sumie to co prawda nie miałem zbyt dużo do czynienia z dziewczyną mojego drogiego kolegi, ale zawsze wydawała mi się miłą osóbką. Jak widać pozory mylą.
YOU ARE READING
Valentine's Day
FanfictionKrótki, suchy i zboczony fanfic dla wszystkich, którzy wolą spędzać ten magiczny dzień wraz z Wattpadem.