-No to jak? Kiedy mam się ciebie spodziewać krasnalu? -zapytał z uśmiechem Kris dzwoniąc do Marceli.
-Jutro mam samolot dryblasie. -akcentując ostatnie słowo wkładała ostatnie z najważniejszych rzeczy, które miała na liście.
-Mianowicie o której go masz karzełku?
-O dwudziestej drugiej tępaku, mówiłam ci wczoraj.
-Ja tęp.. Oszsz ty .. - zbulwersował się, na co dziewczyna wybuchnęła śmiechem. -A co powiesz rodzicom skoro jesteś taka mądra? Inaczej mądra. -dodał nieco ciszej.
-Sam jesteś mądry inaczej! Nie wiem co im powiem. -zaczęła -Zastanawiam się nad tym prawie tydzień i nic. Chyba po prostu..
-Nie ma mowy. -przerwał jej -Musisz im coś powiedzieć.
-Ale co?! - opadła zrezygnowana na łóżko -Pomóż mi Kris.
-Powiedz im prawdę.. -zasugerował.
-Pszsz.. jasne. I mama mnie wtedy zabije wiesz?
-Dlaczego?
-Nieważne. -zakończyła, a on już nie dociekał.
-Powiedz im część prawdy.
-Mianowicie? -zainteresowana wytężyła słuch.
-Powiesz, że jedziesz do mnie, bo..
-Bo?
-Bo wpadłem w depresję przed-ślubną i nie wychodzę z domu, kosmici atakują Bułgarię, a Londyn nie ma się jak bronić przed epidemią dżumy, która nagle powróciła przez zanieczyszczone wody, które stały się zanieczyszczone przez powietrze, którym oddychają skorupiaki.
-Jesteś chory psychicznie. -stwierdziła ze śmiechem -Z tobą na prawdę jest tragicznie!
-Hahaha wiem śmieszku!
-Powiedz mi tylko tak szczerze. Ty to wymyślasz na poczekaniu, czy jak?
-Nie pytaj. -po czym znów para wybuchnęła śmiechem, co choć na chwilę oderwało Marcelę od bieżących wydarzeń.
-Dobra kotek.. ja muszę kończyć. Za chwilę będzie Susan i wiesz.. -wyszczerzył zęby w uśmieszku.
-Co wiem? -droczyła się.
-No ty już dobrze wiesz co to się będzie działo.
-Świntuch! - skwitowała. -Ty tylko o jednym!
-Też cię kocham, ale inaczej.
-Spadaj!
-Dobra, na razie. Będę jeszcze dzwonił. Trzymaj się krasnalu. -oznajmując to zakończył połączenie, a Marcelina jeszcze raz przepatrzyła walizkę i odnotowując w notatniku co ma, a czego jej brakuje zastanawiała się jak powiedzieć rodzicom, że wyjeżdża.
-Adaaaaś! -krzyczała ruda do ucha chłopaka. -Nudzi mi się. Zróbmy coś fajnego! -po czym zaczęła chodzić po swoim pokoju.
-Nie. -mruknął niezadowolony i tępo patrząc za okno cały czas miał przed oczyma Marcelinę.
-Dlaczego taki jesteś? -ofuknęła się i podeszła do niego oplatając rękoma w pasie.
-Jaki? -spytał oschle i zmusił się do popatrzenia jej w oczy. Może jego były puste i bez wyrazu, ale jej były jeszcze gorsze. Biły z nich pioruny gdy była zła, a nawet gdy była wesoła to zachowywała się profesjonalnie i w jej oczach zawsze była nutka chłodu oraz pogardy wobec mniej bogatych. ~ Typowa diwa i pani z ekstraklasy ~ pomyślał. -Tylko nie wyjeżdżaj mi tu znowu z ciążą, uwierz wszystkiego nie można nią tłumaczyć.
-Egoista. -mruknęła i odeszła parę kroków. -Co się z tobą dzieje?
-A co ma się dziać? -spytał znów patrząc w okno.
-Jesteś milczący, nie masz na nic ochoty, a wiesz co ja mam na myśli -znów się do niego przybliżyła dotykając delikatnie jego ramienia -Zachowujesz się dziwnie, a ja ..
-Skończ. -przerwał jej ostro. -Nie myślałem, że kiedykolwiek to powiem, ale żałuję dnia, w którym cię poznałem. -wycedził przez zęby, a Vivan spuściła głowę w dół. -Przepraszam. -rzekł po chwili namysłu. -Jestem do niczego, przecież to nie twoja wina, że jesteś w ciąży.. -przytulił ją, a ona uśmiechnęła się szyderczo. ~Pewnie, że nie moja~ cieszyła się w duchu. ~Twoja też nie... jak to dobrze, że prawdę znam tylko ja~ i wtulając się w niego mocniej szepnęła: -Kocham cię.- lecz on ją tylko mocniej przyciągnął do siebie, a w oczach stanęły mu łzy. ~Znów spierdoliłeś~ szepnęło sumienie.
-A ty, co wyprawiasz? - do pokoju Marceli wparowała siostra wraz z Bobbym, który od razu zajął się niszczeniem jej misia od Adama.
-Pakuję się nie widać? -rzuciła oschle brunetka.
-Wyjeżdżasz? Dokąd? -Marlena usiadła przy biurku i przyglądając się młodszej siostrze zasypywała ją pytaniami -Na długo? Rodzice wiedzą?
-Nie.
-Co? Jak to? -na jej twarzy malowało się ogromne zdziwienie.
-Normalnie.
-Co im powiesz?
-Jezu. Nie wiem. Możesz stąd wyjść? -mówiła zachrypniętym i zdecydowanym głosem siostra.
-Co ty kombinujesz dziewczyno?! -krzyknęła druga -Nigdzie nie idę dopóki się nie dowiem. -zaparła się.
-Wyjdź. -rozkazała. -Póki mam cierpliwość.
-Nie ma mowy. - po tych słowach Marcelina wybuchnęła gorzkim płaczem i usiadła pod ścianą. Marlena nie zastanawiając się długo podbiegła do niej i otoczyła siostrę ramieniem. -Ćśś.. -uspakajała ją -Już dobrze.. jestem z tobą. Możesz mi wszystko powiedzieć, ale najpierw się wypłacz. To zawsze pomaga. -szeptała jej do ucha.
Po parunastu minutach Marcela zaczynała dochodzić do siebie, a siostra dalej ją tuląc szeptała kojące słowa, dzięki którym brunetka czuła jak jej ciało ogarnia spokój.
-Bo ja.. -zaczęła mówić, lecz po jej policzkach wciąż płynęły rzewne łzy -Bo on.. -łkała coraz mocniej, a słowa nie mogły przejść przez gardło -On i Vivan.. oni będą mieli dziecko! -niemalże wykrzykując ostatnie słowa znów zaczęła płakać. Marlena zamarła w bezruchu. Powoli docierało do niej każde słowo wypowiedziane przez siostrę. Ogarnęła ją złość, gorycz i inne uczucia już nie do opisania.
-Ja n-nie mogę tu d-dłużej być rozumiesz? -wyjąkała brunetka. -T-tutaj wszystko mi g-go przypomina. Każde drzewo, z-zakątek, ulica, sklep... wszystko!
-Kiedy to się stało? -zapytała Marlena chłodno.
-W zeszłym tygodniu. -przed jej oczyma znów stanęła scena z kawiarni, a jej łzy przybrały na sile.
-I mówisz mi dopiero teraz? -ona już nie była zła. Chciała po prostu przejąć trochę ulżyć w cierpieniu siostrze. -Gdzie masz zamiar wyjechać?
-Jaa.. nie mogę ci o tym powiedzieć. -wyszeptała.
-Popatrz na mnie. - mierząc ją wzrokiem i kciukami ocierając łzy powiedziała -Przyrzekam, że nie powiem nic rodzicom. Będę cię kryła, ale muszę wiedzieć, że jesteś bezpieczna, słyszysz?
-Mhm..- pokiwała twierdząco głową -D-do Krisa. Jutro mam s-samolot.
-Już jutro?! Dlaczego mi nie powiedziałaś? -Marlenie było żal, że siostra jej nie zaufała.
-Przepraszam.. -chlipnęła- Chciałam sama, a-ale nie wyszło.
-Och siostrzyczko... -przyciągnęła ją mocniej, a Marcela znowu zaczęła płakać.
CZYTASZ
"Jak w Kopciuszku"
Romantik- Kiedy trzy lata temu przylecieliśmy z rodzicami do Los Angeles byłam wściekła, wręcz zdruzgotana. Przez całą drogę moja siostra migdaliła się ze swoim chłopakiem, a ja siedziałam jak ten kołek i marzyłam, żeby i mnie coś takiego spotkało.. -I co...