Pościg cz. 2

182 26 0
                                    

Zapewne wszyscy wiemy jak wyglądają pościgi. Dużo biegania, przeklinania (głównie ze strony pewnego Australijczyka), przejść zatarasowanych przez stragany, wozy lub przechodniów (twierdzę to samo co Terry Pratchett; za tym musi stać jakaś tajna organizacja) i kręcenia się w kółko (za tym akurat stoję ja;). Więc pozwolicie, że przejdę do najciekawszego momentu.

- Cholera, znowu jesteśmy w porcie! - wściekł się Jack, gdy znów zobaczył łodzie i stada mew - Mówiłaś, że znasz to miasto!

- Mówiłam też, że nie było mnie tu kilka lat! - zgromiła go Natalia - Czy ja ci wyglądam na Google Maps?!

- Tam są! - usłyszeli głos "kangura" za plecami. Poczuli też woń arbuzów, w które go wcześniej władowali (w przeciwieństwie do nich nie zdążył wyhamować przed straganem). Natalia złapała chłopaka za nadgarstek i pociągnęła go w inny zaułek. Aster, Ząbek, Piasek, Elsa, North i Merida byli tuż za nimi, gdy nagle dzieciaki zniknęły w tłumie turystów.

- Oż do... - Zając ugryzł się w język, gdy zauważył przyglądające się im dziecko - Gdzie oni są?

- Tam! - krzyknęła Elsa wskazując wejście na plac z fontanną. Mignęły jej dwie charakterystyczne czupryny. Strażnicy pognali w tym kierunku, mijając jakąś parkę całującą się w rogu. Gdy pościg rozproszył się po rynku, parka skończyła umizgi i spojrzała za nimi.

- Kupili to? - Natalia szybko zdjęła kapelusz i zerówki, i odłożyła je na stragan obok.

- Chyba tak - mruknął Jack chcąc zdjąć swój kamuflaż (czyli bandanę i ciemne okulary), ale dziewczyna go powstrzymała - Co?

- Jesteś bardziej charakterystyczny niż ja - wyjaśniła - A tak łatwiej wtopimy się w tłum.

- Fakt.

Natalia podała sprzedawcy stówę (kun) i wskazała wyższy poziom miasta. Jack potaknął z uśmiechem i objął go w talii. Podskoczyli i dzięki lasce oraz Wiatrowi wzbili się w powietrze. Wylądowali na prawie płaskim dachu jednej z kamienic.

- Chyba się udało - mruknął Jack, gdy nagle rozległo się charakterystyczne buczenie. Roślinki między dachówkami zaczęły rosnąć i wydłużać się w szybkim tempie i oplotły ramiona nastolatków. Nadal stali blisko siebie. Krępujące.

- Okej, dzieciarnia - rzekł Aster przerywając grę na aborygeńskim instrumencie - A teraz grzecznie pójdziemy na Biegun Północny i odmotamy to co Pitch namotał.

- Sorry, panie kicająca władzo, w moim słowniku nie ma terminu "grzecznie pójdziemy" - Nat nadepnęła na stopę Zająca. Długouchy wrzasnął z bólu i jął skakać na jednej nodze.

- Ładnie - Jack uśmiechnął się szeroko i zacisnął zęby. Na jego przedramieniu pojawiły się zakrzywione kolce, które posłużyły jako piła. Pnącza puściły i nastolatki rzuciły się do ucieczki. Wtedy Natalia zauważyła didgerdoo Astera leżące w rynnie. Niewiele myśląc złapała instrument. Aster także. Każde ciągnęło w swoją stronę.

- Młoda, puszczaj! - Zając spróbował ją podrapać po rękach. Jack złapał Nat w pasie, jednocześnie dotykając wierzchu łap długouchego. Aster zawył z bólu, gdy zimno wbiło mu się w skórę - Teraz przecholowaliście!

- Umiesz grać na tej tubie? - spytał nerwowo Shade.

- A skąd - burknęła Natalia i przeskoczyła na sąsiedni dach - Rozdzielamy się!

- Dobry plan - Jack pobiegł przed siebie. Aster, oczywiście, pognał za nim i nic sobie nie robił z lodowych pocisków ducha zimy. Był zbyt szybki.

Duch zimy przeskoczył na kolejny dach, gdy wokół jego kostek owinął się złoty bicz Piaska. Od upadku i rozchlapania się na chodniku ocalił go żelazny chwyt Northa.

- Spokojnie, mal'chik - mruknął Kozak - Nie chcemy cię skrzywdzić. Możesz nam zaufać.

- Figę! - Jack zdołał pokazać Strażnikom gest Kozakiewicza. Rozległy się cztery ciężkie westchnienia.

Wierzę w ciebie | RoBTFD fanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz