5.

35 5 0
                                    

- Wiem, że się martwisz Ash, ale naprawdę, już nie jestem małą dziewczynką. Od wtedy nikogo nie całowałam i pomyślałam..- nie dokończyłam wypowiedzi, ponieważ chłopak musiał mi przerwać.

- Że przeliżesz się z obcym kolesiem? Muszę przyznać, że miałaś genialny pomysł.- dokończył ironicznie.

-Ashton, do cholery ! Zluzuj trochę. Wiem co robię, dobra?- zaczął już mnie denerwować.

-Mhmm.- odparł wymijająco. Czy on był irytujący? Och, on był bardzo irytujący. Wiecznie nadopiekuńczy, chcący mieć wszystko pod kontrolą dupek, którego nie da się nie kochać, co jest najbardziej denerwujące.

Ash w końcu zdecydował się mi zaufać i wypuścił mnie z męskiej łazienki. Ile ja mam lat żeby musieć się mu tłumaczyć z każdego ruchu? Muszę z nim to omówić, bo mam już tego dość.

Wróciliśmy na parkiet, którego swoją drogą rolę pełniła wykładzina, ale nie miałam już ochoty na taniec, alkohol, a tym bardziej na powrót do stolika, przy którym chwilę temu obściskiwałam się z Alexem. Najchętniej wróciłabym do domu, ale na to nie ma szans, bo już stąd widzę Asha tańczącego z rudą wywłoką, który popijał drinka z czerwonego kubeczka. Zrezygnowana opuściłam pomieszczenie i udałam się do kuchni. I tak przez jakiś czas nie mogłam prowadzić, zważając na wypity przed 'pocałunkiem' alkohol.

Ugh, co ja tu będę robić przez następne, zbliżające się godziny?

Wyjęłam telefon aby sprawdzić która godzina.

23:09

Świetnie. Jeszcze sobie tu posiedzę.
Zdecydowałam, że pójdę na spacer. Mam już powyżej dziurek w nosie siedzenia w tym domu, gdzie w składzie powietrza, zamiast tlenu jest pot dzikich nastolatków. Ruszyłam w kierunku drzwi wejściowych. Pociągnęłam za chłodną klamkę i otworzyłam szeroko drzwi. Buchnęła na mnie orzeźwiająca fala świeżego powietrza.

- W końcu coś, czym można oddychać.- wymamrotałam pod nosem.

Gdy tutaj jechaliśmy, w oczy rzucił mi się park. Wysokie, gęste drzewa, pomiędzy którymi wiła się piaskowa dróżka. Była oświetlona starymi latarniami gazowymi, dzięki którym nie wyglądała o tej porze na tak mroczną. Na chwilę obecną to miejsce wydaje mi się idealne na krótką przechadzkę.
Idąc pośród gęstwiny drzew, trochę mi się zakręciło w głowie, więc zaczęłam się rozglądać za miejscem, gdzie mogłabym usiąść.
Gdy obiekt zbawienia pojawił się w moim polu widzenia, jak najszybciej chciałam do niego dotrzeć. Ławka była jakieś 100 metrów stąd, więc szybkim krokiem byłabym tam w nie więcej niż dwie minuty.
Trwało to niestety dłużej, bo jakiś dupek uderzył mnie tak mocno w ramię, że zachwiałam się i upadłam.

- Debilu! Może byś trochę uważał?!-  krzyknęłam w stronę chłopaka. On jednak nic sobie z tego nie robiąc, szedł sobie dalej przed siebie. - Mówię do ciebie, złamasie !- nic. Nie zareagował. Skręcił za róg i tyle go widziałam. Wiem jedynie, że miał granatową bluzę, z kapturem na głowie. Twarzy nie widziałam w ogóle, tylko pojedyncze kosmyki ciemnoblond włosów. Wstałam, podpierając się o ławkę. Otrzepałam się z liści, które przyczepiły mi się do kurtki i ruszyłam przed siebie.

Po tej sytuacji stwierdziłam ostatecznie, że wracam do domu. Mam w dupie, że prawdopodobnie  Ashton bzyka teraz jakąś kukłę, albo, że jest kompletnie nawalony. Wywlekę go stamtąd choćby siłą. Mam kompletnie dosyć tego dnia.
Jednak w drodze powrotnej zauważyłam mały staw. Postanowiłam trochę odetchnąć i usiadłam na mostku, tuż obok barierek. Oparłam głowę o zimny słupek trochę się odprężyłam.  Miałam czas aby przemyśleć parę spraw.
                                 ***
  Będąc już pod drzwiami budynku nacisnęłam klamkę i weszłam do środka. To co tam zobaczyłam kompletnie mnie wmurowało. Na szczęście szybciej się urwałam. 

Impreza już ewidentnie się skończyła. Muzyka już nie grała, a w salonie i kuchni był jeden wielki chlew. Wykładzina i kanapa, były całe zarzygane, firanka spalona, czyjś telefon leżał roztrzaskany u moich stóp.

-Och, jaka szkoda, nowiutki iphone 6s.- uśmiechnęłam się pod nosem. Odłożyłam urządzenie na blat i udałam się na poszukiwania mojego wspaniałego przyjaciela. Zrobiłam kilka kroków w przód starając się dotrzeć do łazienki, nie przydeptując ludzi śpiących na podłodze. Otworzyłam drzwi, a tam jeszcze gorzej niż w poprzednich pomieszczeniach. Zbite lustro, porwana zasłona prysznicowa, dziura, autentyczna dziura na środku klapy od kibla. Kompletna melina. Raczej tutaj nie znajdę Asha, więc kontynuuję  poszukiwania. 

Nie było go ani na zewnątrz, ani w środku. W akcie desperacji nawet na dach weszłam żeby go szukac. W końcu stwierdziłam, że skoro nigdzie go nie ma, to nic mu się nie stanie jak raz przenocuje poza domem. Byłam bardzo zmęczona, więc udałam się do samochodu. Miałam tylko nadzieję, że nie zasnę za kierownicą.
Wyszłam z budynku i podeszłam do pojazdu. Otworzyłam drzwiczki od samochodu, a tam.... Nasza śliczna zguba. Księżniczka Ashi spała sobie smacznie z policzkiem przyciśniętym do deski rozdzielczej. Uroczy widok.

Trzepnęłam chłopaka w tył głowy, ale on tylko jęknął i poszedł dalej spać. Walnęłam go z pięści w ramię, ale nadal nic. Rezygnując z nieudolnych prób budzenia śpiącej królewny, wsiadłam na miejsce kierowcy. Nie miałam kluczyków, więc zaczęłam szukać w kieszeniach szatyna. Oczywiście w przednich ich ich nie było, dlatego musiałam przewrócić przyjaciela na bok, żeby przeszukać tylne. Na moje szczęście znalazłam je tam. Ostatnie czego chciałam, to powrót do tego syfu, w poszukiwaniu durnych kluczy. Współczuję tym, co będą to sprzątać.

Mystery.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz