Gdy byliśmy już pod domem, wyciągnęłam kluczyki ze stacyjki głośno wzdychając.
-Co z tobą Ash, wstawaj.-nic nie odpowiedział. A czego się spodziewałaś? Jak chce to niech śpi, ja idę do domu.
Będąc już w swoim pokoju rzuciłam się na łóżko. Nie fatygowałam się, aby ściągnąć buty, ani żeby przebrać się w piżamę. Może sen w pełnym makijażu nie zrobi dobrze mojej cerze, ale jestem zbyt leniwa, aby ruszyć dupę i wziąć prysznic. Najzwyczajniej w świecie zasnęłam wtulona w poduszkę.O szóstej nad ranem obudziła mnie irytująca piosenka Adele, którą już chyba każdy rzyga. Hello it's, kurwa, me. Nie znalazłam jeszcze czasu, żeby zmienić sobie dzwonek. Jakoś zawsze o tym zapominam.
Nacisnęłam zieloną słuchawkę przerywając ten okrutny dźwięk. Na wyświetlaczu ukazał mi się zadowolona twarz Ashtona.-Czego.- powiedziałam opryskliwym tonem.
-Chloe?! Gdzie ty jesteś? Dlaczego zostawiłaś mnie w samochodzie i nie wzięłaś mnie do domu? Zostawiłaś mnie na tej dennej imprezie samego!
-Idioto, siedzisz w samochodzie przed naszym domem. Nie wczołgałam cię do środka, bo nie chciało ci się wstawać i stwierdziłeś, że jest ci wygodniej na desce rozdzielczej niż we własnym łóżku !
-Emm.. Aha. Ale wiesz... Drzwi są zamknięte i nie mogę wyjść.- odparł zmieszany chłopak.
- Idę po ciebie, ćwoku.- westchnęłam. Wstałam z łóżka i podeszłam do drzwi. Przelotnie spojrzałam w lustro. Wyglądałam, tak jak się spodziewałam. Źle. Miałam worki pod oczami, że względu na mało snu, które pokrywała rozmazana warstwa tuszu do rzęs. Roztrzepane włosy nie wyglądały wcale lepiej. Poranną toaletę całkowicie olałam. Jedyne co zrobiłam to założyłam buty oraz kurtkę.
Wyszłam na zewnątrz, gdzie niebo było różowe,a słońce dopiero wschodziło. Gdy spojrzałam na pojazd ujrzałam buzię Ashtona, przyciśniętą do szyby. Jak dziecko.
Śmiejąc się, otworzyłam drzwi od samochodu, aby wypuścić go na wolność. Chłopak wyskoczył z auta niczym młoda łania i pomknął w kierunku schodów. Alkohol chyba jeszcze nie opuścił jego żył.
Rozeszliśmy się do swoich pokoi, żeby się trochę ogarnąć. Podczas krótkiego prysznica, umyłam włosy i się ogoliłam. Ubrałam niedopasowaną bieliznę, w której skład wchodziły różowe figi i beżowy stanik. Miałam miseczkę zbliżoną do C, więc moje piersi były spore. Nie było to wygodne, ale miało swoje plusy.
Włożyłam czarną bokserkę i narzuciłam na siebie flanelową koszulę. Założyłam jescze czarne legginsy i zeszłam na dół zrobić śniadanie. Po drodze weszłam do pokoju Asha, zapytać czy ze mną zje. Gdy otworzyłam drzwi chłopak spał rozwalony na swoim łóżku. Postanowiłam go trochę podenerwować i wskoczyłam mu, ze śmiechem, na plecy. Chłopak wydał z siebie głośny jęk niezadowolenia. Zaczęłam klepać jego plecy, starając się go wybudzić.-Wstawaj księżniczko! Idziemy na śniadanie.-powiedziałam w przerwie między śmiechem.
Poddałam się po pięciu minutach braku reakcji szatyna. Przytuliłam się do jego pleców. Nie minęło parę minut a zasnęłam, razem zasnęliśmy.Obudził mnie Ashton. Postanowił zemścić się za ostatnie próby pobudki i, radosny, skakał po mnie w ten sam sposób co ja jeszcze przed chwilą. Zaraz, to nie było przed chwilą. Złapałam budzik chłopaka i spojrzałam która godzina.
- Dwadzieścia po trzeciej ?!- nie powiem, zaskoczyło mnie to.
-No co, królewno, ja też dopiero co wstałem.
- Przecież przespaliśmy prawie całą sobotę !- wykrzyknęłam. Zirytowało mnie to, ponieważ nie lubiłam marnować czasu. W przeciwieństwie do mojego kuzyna, który w weekendy śpi do trzynastej, a gdyby mógł spałby tak codziennie. Do pracy ma zwykle na dziewiątą, więc i tak ma czas na wyspanie się. Ja nie pławiłam się w takich luksusach, w tygodniu miałam na siódmą. Pracowałam w salonie ciotki, mamy Ashtona.
Mieszkam z nimi od urodzenia. Moja mama umarła przy porodzie,a ojciec, w tym samym dniu, popełnił samobójstwo. Mama wiedziała, że mogą być komplikacje przy porodzie, więc w testamencie przypisała opiekę prawną, swojej siostrze. Miała zaledwie 18 lat. Ojciec był tchórzem, zabił się wiedząc, że jest odpowiedzialny za małą, nic nie świadomą istotkę, którą byłam ja. Miał dwadzieścia pięć lat, gdy razem z mamą wpadli, podczas przygodnego seksu. Obydwoje byli w związkach, ale zakończyli je gdy dowiedzieli się o ciąży. Wzięli ślub i z czasem zakochali się w sobie. "Dopóki śmierć ich nie rozłączy", napisał mój ojciec w liście samobójczym. Potem dodał jeszcze: "i rozłączyła, lecz ja nie chcę tego kończyć. Spotkamy się, tam, w górze".-Ej, Chloe! Słuchasz mnie?- krzyknął Ash, pstrykając mi palcami przed nosem.
- Weź tą łapę.- powiedziałam odpychając rękę chłopaka.- Nie, nie słuchałam. Jeśli chcesz, możesz powtórzyć.-odparłam. Opryskliwy ton, to mój ulubiony ton, w stosunku do Asha.
- Pytałem czy pójdziesz ze mną do kawiarni. Wiesz, poranna kawa i jakieś ciastka.
-Po pierwsze, to nie będzie poranna kawa, tylko popołudniowa, a po drugie, okej chodźmy, ale ty stawiasz.
- Ugh, niech ci będzie.- powiedział, wyjmując portfel z kieszeni.- Mam ostatnie pięć dych, więc możemy iść.
- I jeszcze tę babeczkę, ploooose.- powiedziałam do Asha robiąc maślane oczy i składając ręce jak do modlitwy.- No nie bądź taki.- pchnęłam go lekko w bok.
-Dobra, okej, ale ty stawiasz nam lody.-powiedział zadziornie.
-Lody?-spytałam.
-Mhmm.. Pomyślałem, że pójdziemy. Rano naszła mnie ochota, ale jeśli miałem wybierać pomiędzy lodami a spaniem, to druga opcja wydawała się bardziej kusząca.
-Okej, czyli ja płacę za lody, a ty za kawę?
-Tak.
-Czyli kupisz mi tę babeczkę?-wyszczerzyłam się.
-A mam wybór?- westchnął.
Siedzieliśmy przy dwuosobowym stoliku pod oknem. Ze względu na to, że chłopak płacił, to ja musiałam iść po zamówienie.
- Ashton i .... Chloe!- wykrzyknęła kelnerka zza lady. Wstałam i poszłam odebrać naszą kawę.
- Dzięki.- powiedziałam krótko, łapiąc za kubeczki. W drodze powrotnej do stolika zobaczyłam chłopaka z parku. Był w tej samej, granatowej bluzie. Weszłam za róg, żeby z ukrycia lepiej mu się przyjrzeć. Włosy, niesfornie opadające na czoło, w kolorze o odcień ciemniejsze niż ciemny blond. Zwykłe, czarne spodnie i tenisówki w tym samym odcieniu co bluza. Jego oczy, w odcieniu błękitu, uśmiechały się do dziewczyny, która z nim siedziała. Ładna, młoda blondynka z włosami zaczesanymi w koński ogon. Oczy tak samo niebieskie jak nieznajomy przeszywały mnie na wylot. Cholera.
Szybko schowałam się za ścianą i pomknęłam do mojego stolika. Mam nadzieję, że Ash nie zauważy jak płonie mi twarz.-Thanks.- powiedział chłopak gdy podawałam mu napój. Moja czekoladowa babeczka leżała na blacie, nieruszona. Jak najszybciej się do niej dorwałam, żeby tylko się czymś zająć. Chłopak widząc, że mam zajęte usta nie zadawał żadnych pytań, ani się nie odzywał, tylko wpatrywał się we mnie, popijając kawę.
- Dlaczego się na mnie gapisz?-spytałam, bo czułam się już nieswojo, pod ciężarem jego wzroku.
- A nie mogę?-odpyskował.
- A co jeśli nie?
-To nadal będę się gapił.- odpowiedział zadziornie.
-To sobie nie popatrzysz, bo idę do toalety.- gdy te słowa opuściły moje usta, wstałam i udałam się na poszukiwanie drzwi, na których powinna widnieć dziwna, trójkątna dziewczynka. Niestety na moje nieszczęście drzwi nie były oznaczone trójkątnymi osobnikami różnych płci, tylko figurami geometrycznymi. Jebane kółeczko i kurewski trójkącik. Nigdy nie umiałam tego odróżnić. Stoję tu jak kompletna idiotka. Jednak postanowiłam wejść do trójkąta....
Co było błędem. Ogromnym błędem. Przy pisuarze stał, nie kto inny, jak chłopak z parku. Co za wtopa.
Zamiast zamknąć drzwi i uciec stamtąd jak poparzona, stałam tam jak słup soli, wpatrując się w niego. Pewnie byłam mocno zarumieniona. Nie mogłam ruszyć się z miejsca, wpadłam w panikę. Nieznajomy albo mnie nie zauważył, albo nic sobie z tego nie robił, że patrzę jak sika. Nasze spojrzenia skrzyżowały się w lustrze. On posłał mi mordercze spojrzenie, a ja zawstydzona schowałam twarz za włosami. W końcu moje nogi przestały odmawiać posłuszeństwa i mogłam ruszyć się z miejsca. Czym prędzej opuściłam pomieszczenie, nadal będąc w szoku. Co to do cholery było ?! Kurwa, kurwa, kurwa. KURWA. Wbiegłam do damskiej toalety, która okazała się być jebanym kółeczkiem, i spojrzałam w lustro. Nie robiłam sobie dziś makijażu, więc spokojnie mogłam sobie chlusnąć w twarz zimną wodą. No nie, nie ma ręczników papierowych, tylko suszarka do rąk. Mam włożyć twarz pod tą dmuchawę ?! Ci ludzie chyba nie myślą. Poirytowana wbiegłam do pierwszej, lepszej otwartej kabiny i zawinęłam sobie na dłoń kawałek papieru toaletowego. I tak moja twarz wygląda jak gówno, więc mogę ją sobie podcierać dodupnym papierem.
