Chapter no.5 - Stitches

31 2 0
                                    

Ustaliliśmy, że wybierzemy się na kawę. Znaczy ja tak ustaliłam, a Justin skinął głową przystając na moją propozycje. Skierowałam się więc w stronę galerii. W połowie drogi ręka chłopaka skierowała się w stronę radia. Jednak zanim je włączył usłyszałam pytanie wychodzące z jego ust:

- Czy mogę?

Zaśmiałam się i lekko skinęłam głową. Z głośników wypłynęły pierwsze dźwięki piosenki, a ja spojrzałam w stronę blondyno-szatyna, bo nadal nie odróżniłam do końca koloru jego włosów. Gdy patrzę z jednej strony wydają się brązowe, w świetle słońca są niesamowicie jasne, a niekiedy Justin jest ciemnym blondynem. Uznajmy jednak, że jest szatynem, który przy muzyce niesamowicie się rozluźnia. Widziałam jak jego ramiona opadły w dół, a stres i niepewność po prostu wyparowały. Jego usta lekko otwierały się przy każdym śpiewanym przez artystę słowie. Wstyd, który go ogarnia jest strasznie słodki. Cały jest słodki. Nie wiem jakim cudem nie zauważyłam go nigdy w szkole. Jest taki niespotykany, wyjątkowy, a przecież ja uwielbiam takie osoby. Szukałam takiej od dawna, bo wszyscy ludzie otaczający mnie są tacy sami. Widzą tylko czubek swojego nosa, interesuje ich ilość zer na koncie i to ile razy na rok jesteś na wakacjach. Różnicą byli tylko moi rodzice i Martha, ale oni się nie liczą. W końcu nie będę rozmawiać z nimi o wszystkim. Potrzebuje prawdziwego przyjaciela, który będzie nietypowy, taki jak Justin. Znam go od wczoraj, ale zdaje sobie sprawę z tego, że wszyscy inni opowiedzieliby mi już historię swojego życia. On jest inny, trochę to potrwa zanim się otworzy. Zanim cokolwiek mi o sobie powie. Będę musiała zawalczyć o jego zaufanie, a to najbardziej mi się podoba. Walczyć o przyjaźń, moje marzenie. W końcu walczy się o rzeczy trudne do zdobycia. Czekoladowooki taki był, taki jaki powinien być prawdziwy przyjaciel.

- To co chcesz dzisiaj robić? - zapytał z uśmiechem.

Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Po prostu jest zachowanie w ogóle nie pasowało do chłopaka, którego wczoraj odwoziłam do domu. Chyba powoli się do mnie przekonywał, a ja przy nim traciłam pewność, ponieważ całkowicie nie wiedziałam co mu odpowiedzieć. Znaczy miałam plan ułożony w głowie. Kawa, kino, obiad i spacer, ale nie potrafiłam tego wypowiedzieć, a wszystko przez ten idealny uśmiech na twarzy szatyna. Onieśmielał mnie, jak nikt inny.

- Zacznijmy od kawy, a potem się zobaczy - wydusiłam z siebie i skręciłam na podziemny parking.

Szukając miejsca parkingowego usłyszałam dźwięk przychodzącego SMS'a, jednak nie za bardzo mnie on zaciekawił. Ustawiłam się pomiędzy srebrnym BMW i białym Mercedesem. Zgasiłam silnik i razem z Bieberem wysiedliśmy z samochodu. Ruszyliśmy w stronę windy, w której po chwili się znaleźliśmy. Wybrałam 3 piętro. Przez całą drogę do kawiarni nie rozmawialiśmy, dopiero gdy siadając przy stoliku zapytałam Justina na co ma ochotę usłyszałam jego głos:

- To co ty, znaczy się co mi polecasz? - zaczerwienił się.

Zaczął bardzo pewny siebie, ale zakończył tak jak zawsze. Czyli słodko i wstydliwie spuszczając głowę. Uśmiechnęłam się i obejrzałam do tył gdzie na ścianie wisiały czarne tablice z całym menu. Nie wiem w zasadzie po co to zrobiłam skoro zawsze wybieram to samo. Poinformowałam szatyna, że idę zamówić kawę i wstałam od stolika.

- Poproszę dwa razy frappuccino karmelowe bez bitej śmietany i dwa serniki nowojorskie - odezwałam się do brunetki za ladą.

Zapytała mnie o imiona, więc je podałam, zapłaciłam za wszystko, a następnie stanęłam w miejscu gdzie odbiera się zamówienie. Odwróciłam się w stronę chłopaka i spoglądałam na to co robi. Justin rozglądał się po galerii, tak jakby nigdy tutaj nie był. Zapewne Kendall czy Alison wyśmiałby mnie za to, że w ogóle tak pomyślałam. Przecież każdy chodzi w takie miejsca, nawet "najgorsze ścierwo szkoły" jak to nazywają moje kochane koleżaneczki. Mam nadzieję, że sarkazm jest wyczuwalny. Cholerne blondynki nazywają tak niewidocznych z naszej szkoły, a tak naprawdę to one są tym ścierwem. Dadzą dupy każdemu z drużyny futbolowej, żeby być choć trochę bardziej popularną. Czasem nawet zastanawiam się czy nie przenoszą HIV, kto wie ile facetów miały w sobie. To po prostu żałosne by tak nie szanować samej siebie. Musiałabym nie mieć mózgu by tak postąpić. Brunetka zawołała mnie po odbiór, więc wzięłam kawy i ciastka na tacy. Wróciłam do stolika i znowu z uśmiechem powiedziałam:

- Smacznego, mam nadzieję, że lubisz sernik.

Znów nastała cisza, ale taka komfortowa. Taka, którą lubiłam. Siedziałam sobie właśnie z kandydatem na przyjaciela, mimo że on o tym nie wiedział. Piłam kawę i zajadałam się pysznym ciastem. Idealna sobota można by rzec. Gdyby tylko odzywał się trochę częściej, a ja wiedziałabym więcej niż jego imię, nazwisko, wiek, adres zamieszkania i to, że jest nieśmiały. Liczyłam na to, że z dnia na dzień dowiem się czegoś więcej na jego temat, ale na razie na to się nie zapowiadało. Trudno, poczekam troszkę dłużej.

- Może to nie odpowiednie, bo to ty dzisiaj płacisz za co przepraszam jeszcze raz i obiecuje, że oddam wszystko - odezwał się, a ja postanowiłam nie przerywać. - Ale tak chciałem zaproponować... W kinie grają kilka ciekawych filmów... Może wybralibyśmy się na jeden z nich? - zapytał ze spuszczoną głową.

Teraz to już w ogóle mnie zaskoczył. Nie spodziewałam się po nim takich słów, znaczy tego, że sam zaproponuje co możemy robić. Wytrącił mnie w pewnym sensie z równowagi. Nie mogłam się przygotować na to pytanie, bo nie miałam nawet choć jednej myśli, że zada takie pytanie. Gdy po chwili się otrząsnęłam odpowiedziałam mu:

- Jasne, też chciałam zaproponować kino.

Nic nie powiedział tylko znów się uśmiechnął. Znów pokazał rząd idealnych, białych zębów. Znów mnie onieśmielił, a ja nie miałam pojęcia jakim cudem zwykły uśmiech potrafi tak na mnie zadziałać. Przecież nie pierwszy raz widzę jak ktoś się uśmiecha. Jednak nie miałam wielu okazji by zobaczyć go u Justina. Wydaję mi się, że ma on tajemniczą moc.

Gdy skończyliśmy posiłek skierowaliśmy się w stronę kina, lecz jak już tam dotarliśmy oboje jednogłośnie stwierdziliśmy, że nie idziemy na żaden film. Wróciliśmy do samochodu by pojechać do Central Parku i przejść się po nim w listopadową sobotę. Justin powiedział mi, że musiałby wrócić do domu przed 19:00, ponieważ musi dzisiaj zostać z młodszym rodzeństwem. Jego rodzice wychodzą gdzieś na spotkanie ze znajomymi, a on miał robić znowu za opiekunkę. Gdy tak o tym mówił, czułam, że słowo rodzice wypowiada z bólem. Miał w środku jakieś blizny, które zamierzam poznać. Były otwarte, nadal potrzebowały mocnych szwów. Może przyjaźń pomoże mu je zaszyć. Mimo że przykro zrobiło mi się na myśl o tym, że znów zostawi mnie samą to plusem było to, że dowiedziałam się jednej rzeczy o nim. Ma młodsze rodzeństwo.

Gdy dochodziła 17:00 zgłodnieliśmy, więc jak przystało na prawdziwych mieszkańców NY wybraliśmy się do budki z hot-dogami. Mieliśmy niezły ubaw gdy siedząc na ławce miałam problem z ugryzieniem bułki. Była napchana warzywami i tak wielka, że nie miałam pojęcia jak to zjeść. Bieber ciągle podśmiechiwał się ze mnie pod nosem, a ja słysząc to także wybuchałam śmiechem. Nieźle sobie radził z jedzeniem, ale przecież był facetem. Oni zawsze jakoś dają sobie z tym radę.

Pochodziliśmy jeszcze trochę po parku i wróciliśmy do Audi. Z jednej strony nie dawaliśmy już rady z zimna, a z drugiej Justin musiał już wracać. Znów w ciszy odwiozłam go do domu. Wysiadłam razem z nim pod jego domem. Szatyn podszedł do mnie i z uśmiechem powiedział:

- Dziękuje za dzisiaj, na prawdę jesteś inna niż ci wszyscy popularni w szkole. Polubiłem cię Leah, do zobaczenia w poniedziałek.

Przytulił mnie i szybkim krokiem ruszył do drzwi. On mnie przytulił. Przytulił mnie.


+_+

Na początek pragnę bardzo was przeprosić.

Wiem, że rozdziału nie było prawie miesiąc, ale tak jak to napisałam pod rozdziałem na drugim blogu: miałam problemy zdrowotne. Nadal je mam, jednak nie są już takie poważne.

2 marca idę do szpitala, mam nadzieję, że okaże się, że jestem zdrowa.

Trzymajcie za mnie kciuki, proszę.

Mam nadzieję, że mnie nie zostawiliście.

Podoba wam się rozdział?

Pozdrawiam was kochani.


Piosenka: Shawn Mendes - Stitches

Everyone deserves happiness [ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz