Od tamtego wieczoru upłynęły raptem dwa dni. Niby nic się między nami nie wydarzyło, jednak ja cały czas o nim myślałam. Przecież w końcu zasnęłam i obudziłam się dopiero rano w salonie, okryta kocem. Niestety Jaya już ze mną wtedy nie było. I gdyby nie fakt, że znalazłam karteczkę zostawioną przez niego, myślałabym, że to wszystko było wybrykiem mojej wyobraźni.
"Zasnęłaś, więc postanowiłem wrócić do domu. Przepraszam, że przed wyjściem cię nie obudziłem, jednak tak słodko spałaś. Jay"
Czyż on nie jest uroczy? Tak, wiem, znam go raptem dzień, ale przez jego tajemniczość, którą skrywa w sobie, sprawia, że chce się go poznać bardziej. Fakt, Amanda wróciła do domu późnym popołudniem i zaczęła opowiadać o nocy z Mattem, ja jednak jednym uchem słuchałam, drugim zaś wypuszczałam. Wiem, to nieuprzejme z mojej strony, ale uwierzcie mi, nie miałam zamiaru całe popołudnie wysłuchiwać co wyprawiali w łóżku. Szczerze mówiąc, po mojej głowie krążyło wtedy nieustanie jedno pytanie, mianowicie: "Co miał na myśli, mówiąc, przymusowy urlop?". Wiem, odpowiedział mi, ja jednak chciałam poznać więcej szczegółów.
I tak oto, zamiast cieszyć się wolnym popołudniem po pracy z nową zdobyczą w ręku, którą wypożyczyłam, tkwię wzrokiem na jednej ze stron od piętnastu minut. Jak mówiłam, moje myśli krążyły wciąż wokół szatyna. Tak więc zamykam książkę i odkładam ją na stolik obok, przecież i tak nic z niej nie rozumiem. Spoglądam przed siebie i widzę ocean, który nadzwyczaj jest dzisiaj spokojny. Przepraszam, zapomniałam wspomnieć, Amanda ma taras z widokiem na ocean i od miesiąca po pracy ląduję prosto tutaj z nową książką. Widok stąd jest piękny, prócz szumu fal nie słychać nic więcej i chyba dzięki temu jest to moje ulubione miejsce. Nagle słyszę dzwonek telefonu, który wyrywa mnie z zamysłu. Sięgam po niego i spoglądam na wyświetlacz, to mama. Kompletnie wyleciało mi z głowy by do niej w niedzielę zadzwonić. Po krótkiej chwili namysłu odbieram:
- Cześć mamo.
- Witaj córeczko - w jej głosie można było usłyszeć tęsknotę. - Czemu nie dzwoniłaś? Czekaliśmy razem z ojcem na telefon od Ciebie.
- Tak, wiem, wyleciało mi to z głowy i zapomniałam. Przepraszam - powiedziałam ze skruchą w głosie.
- Wybaczam ci tym razem i mam nadzieję, że byłaś zajęta czymś ważnym, w innym wypadku masz przechlapane - już widzę oczami wyobraźni jak uśmiecha się, gdy wypowiada te ostatnie słowa. Zawsze tak robiła gdy próbowała udawać, że jest zła na mnie i na brata. Choć od śmierci Olivera rzadko kiedy już tak robiła. - Więc opowiadaj kochanie, co u ciebie słychać?
- A więc, w pracy na mnie nie narzekają, więc tak, u mnie wszystko dobrze. A u was?
- Och córeczko, jak dobrze to słyszeć. U nas dobrze, tata wygrał ostatnio tę wielką sprawę, nad którą pracował od miesięcy. Był taki radosny i szczęśliwi.
- Naprawdę? Aż żałuję, że tego nie widziałam - uśmiechnęłam się sama do siebie.
- Poza tym, bardzo za Tobą tęsknimy, Kim. Kiedy przyjedziesz?
- Ja też za wami tęsknię - westchnęłam. - Wkrótce mamo, obiecuję.
- Nie pozwól nam długo czekać.
- Dobrze.
- Trzymam cię za słowo, a teraz wybacz mi kochanie, ale muszę już kończyć. Obowiązki wzywają. Kocham cię, do usłyszenia.
- Ja ciebie też kocham, do usłyszenia.Jeszcze krótką chwilę po zakończonej rozmowie przyglądałam się ekranowi w telefonie, gdy w końcu usłyszałam, że ktoś mnie woła. Energicznym ruchem podniosłam się z leżaka i ruszyłam schodami na dół.
- Kim! No idziesz wreszcie?! - krzyknęła blondynka.
- Tak idę - odpowiedziałam podnosząc lekko ton.
Gdy znalazłam się już w salonie skierowałam się prosto do kuchni, skąd dochodziły krzyki. Przekraczając próg kuchni dostrzegłam siedzącą Amandę zapatrzoną w telefon.
- Wołałaś - odpowiedziałam siadając naprzeciw niej.- Co się stało?
- Chciałam się właśnie spytać ciebie o to samo - tym razem całą swoją uwagę skupiła na mnie.
- Ale o co chodzi? - odpowiedziałam ze zdziwieniem w głosie.
- O Ciebie i o Jaya. Napisał do mnie właśnie, czy podam mu twój numer telefonu. Czy między wami coś się wtedy wydarzyło? - szczerze mówiąc, to teraz nie mam pojęcia co jej mina przedstawia. Ni to zdziwienie, zdenerwowanie czy też zaskoczenie. Zaczyna mnie bawić jej wyraz twarzy. - Pytam poważnie, Kim.
- Absolutnie nic się nie wydarzyło - przyglądam jej się.
- Jesteś tego pewna? - tym razem odpowiada z troską w głosie.
- Tak, Amanda, jestem tego pewna - teraz to zaczynają mnie denerwować jej pytania.
- Podam mu twój numer, jeśli się zgodzisz, ale pod jednym warunkiem.
- Jakim?
- Jay nie jest typem faceta dla Ciebie. Ba! Dla nikogo.
- Czemu tak myślisz? - nie żebym zamierzała się z nim wiązać, ale ten fakt bardzo mnie zaciekawił.
- On nie szuka dziewczyny do poważnego związku. Nie raz widziałam jak płakały przez niego. On jest typem faceta szukającego dziewczyny na jedną noc. A uwierz mi, że potrafi dobrze zagrać by upolować zdobycz - uśmiechnęła się krzywo.- Więc obiecaj mi, że nie pozwolisz mu się złapać w jego sidła. Obiecujesz?
- Obiecuję - tak obiecałam, choć w tym momencie te słowa bardzo mnie zaskoczyły.
CZYTASZ
Nigdy nie wiesz dokąd doprowadzi Cię Twój wybór.
Любовные романыKimberly postanawia rozpocząć nowy etap w swoim życiu. Opuszcza więc swoje rodzinne miasto Wilmington by zamieszkać w Los Angeles. Nie stać jej jednak na kupno mieszkania, więc wynajmuje niewielki pokój z ogłoszenia młodej dziewczyny, która poszukuj...