Odcinek 1 [re-write]

6.3K 295 76
                                    

Pogoda nie zachęcała zbytnio do wyjścia na zewnątrz. Wiatr hulał za oknem, rzęsisty deszcz od ponad dwóch godzin bębnił w parapety i dach domu trójki braci, a ciemne chmury wiszące na niebie nie zapowiadały poprawy jeszcze przez najbliższe godziny.

Kuroko zaczynał powoli żałować, że złożył swojemu przyjacielowi Takao obietnicę, iż tego właśnie dnia spotkają się w kawiarni Bonsai w centrum miasta. Obawiał się, że nawet gdyby założył na siebie dziesięć kilo ubrań, które na dodatek zmokłyby na deszczu, dodając mu ciężaru, to wiatr i tak porwałby go hen, daleko.

Chociaż – pomyślał, zapinając kurtkę – gdyby poniósł mnie do samego centrum, to w sumie nie miałbym nic przeciwko...

On i Takao poznali się na studiach niecały rok wcześniej, ale mimo różnych charakterów, dość szybko się zaprzyjaźnili. Ich spotkanie było właściwie pomyłką Takao – chłopak trafił na zły oddział, ale zanim się zorientował, zagadał już akurat Tetsuyę. Wymienili się numerami, i chociaż już po kilku minutach pierwszego wykładu Kazunari czmychnął niepostrzeżenie z sali, oboje postanowili utrzymywać ze sobą kontakt.

Kilka dni wcześniej Takao zaprosił go na kawę do ich ulubionej kawiarni, aby „poważnie porozmawiać". Tetsuya domyślał się, że chodzi o sprawy sercowe, które wymagają natychmiastowego „oplotkowania", wobec czego od razu się zgodził. W środę akurat miał tylko dwa wykłady z rana, na uczelni Takao zaś była awaria prądu, więc szczęśliwie się złożyło, iż mieli czas się spotkać.

Droga do kawiarni okazała się prawdziwą walką o przetrwanie. Tak jak się spodziewał, wiatr próbował zmieć go ze swojej drogi, podobnie jak innych przechodniów, próbujących skryć się nieudolnie za swoimi parasolkami, z kapturami na głowach. Jeden z nich miał tylko gazetę, która, cała zmoknięta, rozerwała się na strzępki i przykleiła do jego łysiejącej głowy.

Kuroko jednak udało się jakoś dotrzeć na przystanek autobusowy. Pierwszy raz w życiu cieszył się, że był tak zapchany – dzięki temu z pewnością wiatr go nie przewróci. Po piętnastu minutach jazdy Tetsuya wyskoczył z pojazdu na przystanku centralnym, po czym ostrożnie ruszył w kierunku kawiarni Bonsai, próbując zasłonić ręką oczy przed silnym wiatrem, który zdawał się pragnąć za wszelką cenę wycisnąć mu je z oczodołów.

Kiedy po paru minutach dotarł na miejsce, ciepło pomieszczenia wywołało na jego policzkach uczucie nieprzyjemnego szczypania. Zdejmując z siebie czapkę i szalik, zaczął rozglądać się po lokalu, wśród wysychających i poczochranych sylwetek szukając swojego przyjaciela.

– Kuroko!- usłyszał nawoływanie z przeciwnej strony.

Odwrócił się w tamtym kierunku i napotkał spojrzenie Kazunariego – choć najpierw w oczy rzuciła się jego ręka, machająca ku niemu w opętańczym szale. Kuroko skinął mu z powagą głową, po czym podszedł do niego, po drodze zdejmując kurtkę.

– Dzień dobry, Takao-kun – przywitał się.

– Cześć, Kuroko – odparł tamten, uśmiechając się szeroko.- Ładna pogoda, co?

– Nie inaczej – westchnął błękitnowłosy, przewieszając kurtkę na jednym z pobliskich wieszaków. Zwykle robił to na fotelu, ale nie chciał go zapaskudzić mokrą i trochę ubłoconą kurtką.- Zamówiłeś już coś dla siebie?

– Kelnerka nie dawała mi spokoju, więc wziąłem już kawę – westchnął, wywracając oczami.- W taką pogodę ludzie pchają się pewnie nawet do burdeli, byle tylko postać w ciepłym i przeczekać deszcz. Dziś płaci się tu za miejsce w ciepełku, kawa i ciasto są za darmo.

Kuroko zerknął na przyjaciela znad karty menu, którą otworzył. Był nawet skłonny uwierzyć w jego słowa, dlatego też postanowił odczytać prawdę z jego twarzy – przyjaciel zdecydowanie sobie żartował.

Moda na Uke ||Kuroko no Basket/Multi Pairing||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz