Odcinek 27 [rewrite]

1.2K 131 9
                                    


Takao Kazunari nie pamiętał, kiedy ostatnio czuł się taki zestresowany.

I to wszystko przez jego własną głupotę!

Powrót do wynajmowanego wspólnie z Midorimą mieszkania dobrze mu zrobił – mężczyzna odżył nieco, poprawił się mu humor, od czasu do czasu raczył nawet Shintarou jakimiś żarcikami. Choć Midorimy nigdy one nie śmieszyły, widać było po nim, że ignoruje je z przyjemnością.

Zupełnie tak, jakby wszystko powoli wracało do normy.

Takao czuł co prawda, że uczucie jakim Shintarou darzy Akashiego, czai się gdzieś w kącie. Miał wrażenie, że sam Akashi Seijuurou wisi nad nimi niczym zwiastun nieszczęścia. Starał się nie myśleć o tym, ignorować jego istnienie, udawać, że Midorima nie kocha nikogo, i że nikt nie jest w stanie mu go odebrać.

Ale to nie było dobre myślenie. Shintarou nie należał do niego – nie należał do nikogo. A Takao, jeśli chciał pozostać jego przyjacielem, był zmuszony uczestniczyć w życiu towarzyskim Midorimy, a co za tym idzie, być świadkiem jego romansów i melancholii. Powinien zacząć uczyć się, jak żyć ze swoimi uczuciami, jak przytłumić je na tyle, by sam sobie nie odbierał szczęścia.

To musiało jednak poczekać.

Ponieważ ku Takao, niczym fala tsunami, zbliżała się kolejna katastrofa.

- Jeśli już masz sobie psuć wzrok od tego telefonu, to chociaż rób coś na nim, a nie rozświetlaj sobie tapetę, nanodayo – mruknął Midorima, kiedy w sobotni wieczór siedzieli obok siebie na kanapie, popijając piwo i słuchając muzyki.

- Muszę zadzwonić do Miyajiego – powiedział Takao, uśmiechając się niemrawo.- Jeszcze mu nie powiedziałem o wypadku...

- Od prawie dwóch tygodni unikałeś tego tematu, leżąc w szpitalnym łóżku?- Midorima uniósł brwi i poprawił okulary na swoim nosie.- Jesteś niemożliwy, Takao.

- To nie moja wina...- jęknął Kazunari, uderzając komórką w czoło.- Naprawdę chciałem mu o tym wszystkim powiedzieć, ale było mi tak potwornie głupio!

- Skoro ze mną porozmawiałeś, to z nim też możesz.

- Ty to co innego – westchnął Takao.- W końcu razem mieszkamy. Poza tym ostatnim razem, kiedy...- Kazunari urwał raptownie, rumieniąc się lekko. Odchrząknął, zakłopotany.

- Zdaję sobie sprawę z tego, że są rzeczy, którymi dzielisz się tylko z nim – burknął Midorima, marszcząc gniewnie brwi.- Nie musisz udawać, że nie masz przede mną tajemnic.

- T-to nie tajemnice, Shin-chan! To tylko... chwilowe pomijanie szczegółów z mojego życia. W każdym razie, nie tak dawno sprawiłem Miyajiemu trochę kłopotu i... cóż, obawiam się, co od niego usłyszę, gdy mu powiem o wypadku.

- Pobiciu, nanodayo.

- Tyle się już nasłuchałem od ciebie, od Kuroko, od rodziców, od siostry...- zaczął wymieniać z poirytowaniem.- Jak jeszcze od niego będę wysłuchiwać, to oszaleję!

- Kto wie, może ostatecznie będzie to miało na ciebie zbawczy wpływ – stwierdził zielonowłosy.- Jesteś pewien, że nie jesteś masochistą?

Takao spiorunował przyjaciela wzrokiem. Midorima tylko uśmiechnął się leciutko, wyraźnie zadowolony, że wytrącił go z równowagi, po czym zabrał talerze po ich kolacji i udał się do kuchni.

Kazunari uznał, że to znak, by w końcu wybrać numer do Miyajiego.

Pierwsze trzy sygnały pozostały bez odpowiedzi i kiedy Takao postanowił po czwartym rozłączyć się i ulżyć sobie tym samym w cierpieniu, w słuchawce rozległ się cichy trzask, a po chwili głos Miyajiego:

Moda na Uke ||Kuroko no Basket/Multi Pairing||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz