Untitled Part 27

6.7K 290 12
                                    


Leżałem sparaliżowany dłuższą chwilę. Nie wiedziałem, co miał na myśli Feliks. Mam być szkolony, aby pomóc w ucieczkach ? Może w zabijaniu ? O co tu chodzi ?
Nagle usłyszałem, że ktoś idzie po schodach. W mig oprzytomniałem. Nasłuchiwałem każdego kroku. Z chwili na chwilę był coraz głośniejszy i szybszy.
Czułem, że ta osoba stoi już przed moimi drzwiami. Chyba się wahała wejść, bo drzwi nie chciały się otworzyć.
-Jest tam kto ? - Zapytałem cichym głosem.
W tej samej chwili drzwi uchyliły się. Zobaczyłem postać Weroniki. Dreszcze przeszły mnie po całym ciele. Patrzyła na mnie dość dziwnie, nawet nie jestem w stanie opisać. Podeszła małymi kroczkami w moją stronę. Na mojej twarzy pojawił się wielki grymas połączony z obrzydzeniem.
Wzięła głęboki oddech i usiadła na skraju łóżka. Patrzyła na mnie, ale nie w oczy. Czyżby się bała?
Pragnąłem na wszystkie sposoby zobaczyć jej źrenice, ale nie byłem w stanie.
Ponownie wzięła głęboki wdech i wyprostowała się. Podniosła dumnie twarz w moim kierunku. Wtem ujrzałem jej oczy. Nie były szare, ale czarne! Cholernie czarne !
-Adamie, muszę z tobą poważnie porozmawiać. -Jej głos rozległ się po pokoju.
-T-tak? A o czym ?- Mój głos drżał.
-Zlitowałam się nad tobą, chociaż wiedziałam za co trafiłeś do więzienia. Dałeś mi tyle ciepła jak żadna z moich ofiar. Musiałam cię ocalić, to była siła wyższa. Teraz musisz być mi wdzięczny. Zostaniesz jednym z nas. Będziesz szkolony. Zaczniesz już jutro z samego rana. Pierwszy z twoich nauczycieli będzie Jonatan albo Aldona. To sobie sam wybierzesz. Mają bardzo podobne umiejętności. Bez obaw, będziesz tu bezpieczny. Wszystko powinno być dobrze, jeżeli będziesz robił, co ci każemy. Chyba wszystko jasno określiłam ?
-Weroniko, ale jakie szkolenia? O co w nich chodzi? -Byłem bardzo zakłopotany.
-Zwykle szkolenie, masz się stać mną. To znaczy, nie koniecznie mną, ale na wzór masz brać mnie. Domyślasz się, co mam na myśli ?
- Mam zabijać ? - Wydukałem z trudem.
Jej smukła sylwetka wstała. Popatrzyła na mnie swoimi czarnymi oczyma. Odwróciła głowę i delikatnie na palca opuściła mój pokój.
-I co teraz mam być zabójcą- psychopatą? Naprawdę?! Chyba już wolałem zginąć! Co to za sekta?! Ilu nas tu jest ? Wszystkich tu przyprowadziłaś ?! -Zacząłem krzyczeć, mając nadzieję, że się odwróci i odpowie.
Postanowiłem wstać i się rozejrzeć. Mój brzuch nadal był obandażowany. Nie bolał już tak bardzo, co mnie bardzo cieszyło. Stanąłem na równych nogach. Trochę się chwiałem i miałem mroczki przed oczami. Odczekałem, aż to minie i powędrowałem w stronę wielkiego okna.
Moim oczom ukazał się piękny leśny krajobraz. Byliśmy w środku lasu, a dom był naprawdę ogromny. Na tarasie siedziała Weronika, Feliks i Kamil. Chyba o czymś rozmawiali. Wpatrywałem się w głąb lasu i szukałem czegoś wzrokiem.
Moim oczom ukazała się mała postać na drzewie. I to bardzo dużym drzewie. Siedziała skulona i przytulona do niego. Próbowałem dojrzeć kto to, ale nie dałem rady. Postanowiłem zejść na dół i poinformować resztę.
Otworzyłem delikatnie drzwi i powoli zszedłem ze schodów. To był mój błąd.
Poczułem mocne uderzenie w prawy bok. Upadłem na ziemie, uderzając mocno głową o schodek. Nie zważając na ból, szybko wstałem i wzrokiem szukałem sprawcy.
Zobaczyłem chudego, wysokiego chłopaka. Ubrany był cały na czarno. Miał krótkie czarne włosy. Blada cera dodawała mu uroku. Nie miał nawet jednego rumieńca. Spod rękawa wystawały mu białe, a gdzieniegdzie czerwone bandaże. Patrzył na mnie złowrogo.
Jego chude ręce złapały mnie za barki i odepchnęły w stronę schodów.
-Simon ! Cholera jasna zostaw go! -Usłyszałem aksamitny głos.
Podbiegła do nas zgrabna dziewczyna. Była to Aldona.
Chwyciła chłopaka za ręce i wytłumaczyła, kim jestem. Najwidoczniej był bardzo zdziwiony nową osobą.
-Dobra, Aldona ! Skończ ! Nie wiedziałem, to się już nie powtórzy ! Okej !? - Warknął młodzieńczy głosik.
Przechodząc obok mnie spojrzał, głęboko w oczy z pogardą.
Zostałem sam z Aldoną.
-A więc Adamie, gdzie się wybierałeś ?
-Em, no, bo z okna u siebie widziałem kogoś na drzewie i chciałem powiadomić resztę. - Powiedziałem niepewnie.
-Eh ! Spokojnie, to tylko Jonatan. Ma takie zadanie, żeby wytrzymać 5 godzin na jakimś wysokim drzewie. Jak mu się nie uda to musi oddać całą swoją skrzynię skarbów. -Zaśmiała się dziewczyna.
-No to dobrze, chociaż to dość dziwne. To ja wrócę do siebie.
-Spoko ! Wyluzuj, czuj się jak u siebie. Jakbyś czegoś potrzebował, to krzyknij przez okno, na pewno cię usłyszę.
Nic nie odpowiedziałem, odwróciłem się w stronę schodów. I powędrowałem na górę.
-Adam ! O 16:00 jest obiad na tarasie! Przyjdź ! -Usłyszałem za sobą ponownie anielski głosik.
Na mojej twarzy pojawił się uśmiech i lekki rumienić. Sam nie wiem czemu. Wszedłem do pokoju i położyłem się, głowa mnie jeszcze bolała od uderzenia Simona.

Najpiękniejsza ŚMIERĆOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz