Untitled Part 28

6.7K 285 12
                                    


Położyłem się z ogromnym bólem głowy. Z miejsca nienawidziłem Simona. Sam nie wiem, kiedy usnąłem. Miałem dość dziwny sen.
Byłem w jakimś lesie. Dość gęstym i ciemnym. Byłem całkowicie sam. Co dziwne to, że niczego się nie bałem. Słyszałem w głowie płacz dzieci. Gdy tylko o tym myślę, serca mi pęka. Szedłem w głębie lasu, a głosy były coraz głośniejsze. Zobaczyłem piękny dom, calutki z drewna. Jakby opuszczony. Bez wahania do niego wszedłem. Kierowałem się odgłosami płaczu dzieci. Trafiłem do jakiegoś pokoju na górze. Otworzywszy drzwi, ujrzałem kilkadziesiąt istot. Siedziały w kątach i płakały żałośnie. Podszedłem do jednego z nich. Ono spojrzało na mnie czarnymi, podpuchniętymi oczami i wydało przeraźliwy ryk.
W tej samej chwili przebudziłem się z ogromnym krzykiem. Pot spływał mi z czoła. Ręce miałem całe bordowe, a pięści ściśnięte tak mocno, że krew do nich nie dochodziła. Byłem bardzo szczęśliwy, że to tylko zwykły sen.
Położyłem się na boku, twarzą do małej komody. Patrzyłem obojętnym wzrokiem. Nagle zauważyłem zegarek, którego jeszcze tu nie widziałem. Była godzina 15:50.
Przypomniało mi się, że miałem zjeść na kolacje. Wstałem z łóżka i zszedłem ostrożnie ze schodów. Kilka razy się cofałem w obawie, spotkania Simona albo jakiegoś innego mieszkańca. Na szczęście nikogo nie było. Trafiłem na taras jako ostatni. Cała reszta siedziała już przy stole. Cieszył mnie fakt, że nie ma tu nikogo, kogo bym nie znał.
Stół był cały z drewna, tak samo, jak i krzesła. Na nim było wiele kolorowych potraw, które jadłem już samym wzorkiem. Na samym środku siedział Feliks. Po jego prawej stronie Weronika, a po lewej Kamil. Od strony Weroniki siedział Simon i Jonatan, którzy już pałaszowali dziczyznę. Zaś po lewej stronie siedziała Aldona. Cieszyłem się, że tylko koło niej jest wole miejsce. Przyglądałem im się chwilę, a później zasiadłem do stołu. Wszyscy patrzyli na mnie życzliwie, oprócz Kamila i Simona.
-Adamie proszę, skosztuj czegoś. Pewnie jesteś głodny i zmęczony. -Powiedział Feliks.
-Owszem, dziękuje.
Zajadałem, aż mi się uszy trzęsły. Nie jadłem nigdy w życiu tak dobrze przygotowanych dań. Wszyscy patrzyli ze zdumieniem. Chyba nie mogli pojąć, jak tak szczupły chłopak może zjeść taką ilość jedzenia.
Pół godziny później od stołu odszedł Kamil z Weroniką, a chwilę później Jonatan. Oczywiście inni siedzieli i rozmawiali ze sobą, a ja wcinałem kolejny deser.
-A więc Adamie jak Ci się tu podoba? -Zapytała Aldona.
-Jak na razie jest dobrze. Tylko obawiam się tych szkoleń.
-Hahaha! Cienias ! Kto go tu w ogóle przygarnął ? Taka łamaga tu nie pasuje. - Powiedział zbulwersowany Simon.
-Jaka łamaga!? On jest taki jak my, Weronika nam wszystko powiedziała. Więc zamknij pysk! Z tego, co ja wiem, to Ty tutaj nie pasujesz ! Może mam przytoczyć twoją historię jak tu trafiłeś, co ? Chcesz tego !? -Powiedziała gniewnie Aldona.
Simon bez słowa opuścił nasze towarzystwo. Jego oczy zrobiły się jeszcze ciemniejsze niż zwykle. Widocznie on był tu kozłem ofiarnym.
-Eh, no dobrze. Ja idę się przespać. W nocy muszę wyruszyć w podróż. Dobranoc.- Powiedział Feliks, po czym ziewnął.
-Dobranoc. -Powiedziałem razem z Aldoną.
Feliks powoli opuścił taras. Zbliżała się noc. Szarość ogarnęła las. Aldona zbliżyła się do mnie.
-Wiesz już, z kim chcesz jutro zacząć szkolenie? -Zapytała ciekawska.
-Nie jestem pewien. Mam do wyboru ciebie i Jonatana. Macie podobno takie same zdolności.
-O nie ! Mamy podobne, ale na swój sposób inne. Jakbyś chciał, to ja mogę jutro cię po szkolić. Będzie to dla mnie wielka przyjemność. -Uśmiechnęła się, a jej biel zębów oślepiała.
-Oczywiście, bardzo chętnie. -Odwzajemniłem uśmiech.
-Ja muszę iść do miasta, a wrócę późno w nocy. Więc dobranoc ! -Wstała i się pożegnała.
Chwyciła za czarną skórzaną kurtkę i poszła w stronę lasu.
-Dobranoc. -Zdążyłem jej jeszcze odkrzyknąć.
Udałem się w stronę domu. W większości pokojów światła były zgaszone. Tym razem pewny siebie udałem się do swojego pokoju. Pierwszy raz mi zaskrzypiały, co wywołało u mnie dreszcze. Na łóżku leżała jakaś walizka. A w kątach pokoju pojawiły się nowe, drewniane mebelki.
Otworzyłem walizkę. Była pełna ubrań, który od razu poskładałem i włożyłem w szafki. Na dnie walizeczki była skórzana torebka. Szybkim ruchem wyjąłem ją i usiadłem na łóżku. Otworzyłem i wysypałem zawartość.
Ujrzałem kilka noży, harpunów i kół zębatych. Moje ciało zostało całkowicie sparaliżowane. Nie wiedziałem po co mi to, ale chyba mi się to przyda. Włożyłem zawartość znowu do torebki i zamknąłem w innej szufladzie. Byłem tak najedzony, że położyłem się i usnąłem.

Najpiękniejsza ŚMIERĆOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz