W życiu każdego człowieka przydarza się moment, który rzutuje na resztę ziemskiej egzystencji. Może to być śmierć rodzica, wygrana w lotto, wypadek samochodowy, cokolwiek. Kiedy to zdarzenie przychodzi, nigdy nie jesteśmy tacy sami. Świat wywraca się o 180 stopni i zaczynamy funkcjonować inaczej. Doskonale o tym wiem.W moim życiu zdarzyło się nawet kilka chwil, które bardzo i bezpowrotnie na mnie wpłynęły. Wszystko zaczęło się już w dzieciństwie.
Kiedy miałem sześć lat, zdechł mój pies. Miał na imię Bullet i był niewielkim terierem. Kochałem go bardziej niż moją wiecznie rozhisteryzowaną matkę, dlatego przeżyłem to dość mocno. To znaczy, dopiero, gdy dotarło do mnie, że pies jest martwy. Doświadczyłem tego- dźgałem go palcem tak długo, że bolała mnie ręka. Wtedy zawołałem ojca. Spokojnie usiadł przy zwierzęciu i powiedział, że przeżył już swoje i musiał iść tam, gdzie jego miejsce. Zdziwiłem się- przecież leżał, nigdzie nie szedł. Tata roześmiał się, ale wyraz jego twarzy pozostał smutny. Nie umiał mi tego inaczej wytłumaczyć. Zapytałem, czy to przez serce, bo wcześniej w telewizji słyszałem, że dużo ludzi umiera na serce. "Tak, to pewnie wina serca" mruknął tata, oglądając psa. Siedzieliśmy tak przez chwilę w ciszy. Potem ojciec powiedział, że teraz musi iść do pracy, a jak wróci wieczorem, pochowamy Bulleta w ogródku. Jednak gdy skończył robotę, zastał mnie, grzebiącego w brzuchu zwierzaka. Rozciąłem jego brzuch jakimś ostrym kamykiem. Chciałem zobaczyć, co się stało z tym sercem. I co to w ogóle jest to serce. Tata był przerażony. Nakrzyczał na mnie, zabrał psa i sam odprawił mu pochówek. Było mi przykro, że nie mogłem się z nim pożegnać.
Kiedy miałem osiem lat, mój młodszy brat, Mikey, w trakcie zabawy spadł z górnej gałęzi wysokiego drzewa. Było to w parku, i spadając na chodnik rozwalił sobie kolano. Było mnóstwo krwi. Zaczął płakać, a ja, starszy i (niby) rozsądniejszy, nie zważając na jego ból, usiadłem przy nim i zacząłem grzebać patykiem w jego otwartej ranie. Nie wiem, jak by się to skończyło, gdyby nie fakt, że zauważyła nas jakaś starsza pani, przejeżdżająca obok na wózku. Zaczęła krzyczeć- brzmienie jej wrzasku pamiętam do dziś, męczy mnie w koszmarach nocnych- i natychmiast zleciało się mnóstwo ludzi. Ktoś odciągnął mnie na bok, a jakiś chłopak zaniósł Mikeya do najbliższego punktu medycznego. Ranę udało się opatrzyć, ale z pewnymi trudnościami- naruszyłem tkanki pod jego skórą, poza tym stracił więcej krwi, niż straciłby bez mojej ingerencji. Nie rozumiałem, o co całe to zamieszanie. Po prostu bawiłem się i odkrywałem świat. Dlaczego aż tak się zdenerwowali?
Zrozumiałem to dopiero lata później. Grzebanie patykiem w kolanie albo robienie sekcji psu jest jak seks w miejscu publicznym- może być ciekawe, ale jeśli ktoś zauważy, będzie z tego więcej szkody, niż pożytku. (Nie żebym był doświadczony w seksie w miejscach publicznych, nic z tych rzeczy).
W każdym razie od tamtej pory odczuwałem dziwny pociąg do rzeczy, które nie powinny mnie kręcić. Lubiłem rozmawiać o śmierci, umieraniu, medycynie i tematach, które nie były interesujące dla przeciętnej osoby w tym wieku. Uczyłem się w miarę dobrze, chcąc w przyszłości zostać patologiem. Ta robota mogłaby mi się naprawdę spodobać, a zresztą- z czegoś trzeba zarobić na chleb, więc dlaczego nie?
Później wielokrotnie robiłem przeróżne głupie rzeczy- żeby imponować i pokazywać, jaki to ja nie jestem. Bo dlaczego nie? Ludzie popisują się niekiedy własną głupotą i wychodzą na tym lepiej, niż inteligentne osoby. Nie miałem zahamowań, nie radziłem sobie ze sobą. I byłem idiotą.
Jednak to nie dzieciństwo wpłynęło na mnie najbardziej. To, co zmieniło moje życie, przydarzyło się, gdy byłem w ostatniej klasie liceum.
.
CZYTASZ
Another night and I'll be with you (Frerard)
FanfictionMam ochotę ich wszystkich pozabijać. liczba słów: 13736