Zdarzyło się to pewnego zimowego wieczora. Był to czas, gdy noce wydawały się wieczne i były tak mroźne, jak nigdy wcześniej, ani nigdy później,a dnie zdawały się mrugnięciem powieki - krótkie, bezsłoneczne, z wieczną zawieją śnieżną. Świadkowie tej historii twierdzili później, że to rozpacz rozlała się nad światem tworząc wieczny mrok, który miał ukoić rozsypane w pył serca... Zegar wskazywał godzinę szóstą po południu. Ciemności za oknem niebyły w stanie rozproszyć nawet światła latarń - trwała zamieć. Pacjenci Oddziału Zamkniętego Szpitala Psychiatrycznego pod wezwaniem Św. Antoniego nie zwracali na to najmniejszej uwagi. Byli pochłonięci przypatrywaniem się„Nowemu". Sanitariusze przynieśli go całkiem niedawno, ale po oddziale już krążyły plotki. - Podobno on jest wampirem! - zachichotał jeden z mężczyzn zgromadzonych przy łóżku „Nowego" - Ja też tak słyszałem, pielęgniarki o tym mówiły. Myślicie, że wariat? - Jak my wszyscy... - szepnęła wychudzona kobietao podkrążonych oczach - Patrzcie, ma bladą, błyszczącą skórę i pewnie ogromne zęby! - Głąbie, ale przecież oddycha, a wampiry nie oddychają, bo nie żyją.Wariat i tyle. To już lepszy jest ten chłopiec z sali obok, który mówi, że jest Don Juanem, przynajmniej ja mu wierzę... - Cii! Pielęgniarki idą! - pięć osób stojących nad łóżkiem młodego mężczyzny pogrążonego w głębokim śnie rozpierzchło się po sali udając, że są zajęci czymś zupełnie innym. Do sali weszły dwie pielęgniarki, obejrzały nowego pacjenta, chwilę rozmawiały cichym głosem i wyszły. Zgromadzenie zebrało się nad śpiącym raz jeszcze. Nagle z piersi wszystkich pięciu osób wyrwały się pełne zdziwienia westchnięcia -„Nowy" jak gdyby nigdy nic otworzył oczy i usiadł na łóżku. Jego nieco obłędny,pełny bólu wzrok lustrował stojących tuż przy nim pacjentów. Miał piękne,czysto-błękitne źrenice. Czarne, proste włosy opadały mu na ramiona, były w lekkim nieładzie, a biała skóra błyszczała w świetle jarzeniówek. Ciszęprzerwał jego lekko zachrypnięty, ale melodyjny głos: - A więc to z wami przyszło mi spędzić moją ostatnią noc w tym świecie... Dobrze więc, niech i tak będzie... - Mówiłem, że wariat! - Nie wydawaj pospiesznych sądów, mój przyjacielu. Spotkało mnie w życiu wiele krzywd tylko dlatego, że ktoś zbyt pospiesznie wydał o mnie swój sąd... Pozwólcie, moi państwo, że się wamprzedstawię - piękny młodzieniec wstał z łóżka, spojrzał nieco krytycznie na szpitalne ubranie, jakie kazano mu założyć i skłonił się zebranym wokół niego ludziom -Nazywam się Kim Jongin, Syn-Ciemności , jestem wampirem ósmego pokolenia z klanu Wu . Chciałbym was prosić, abyście dzisiejszą noc ofiarowali mej historii, gdyż o świcie zakończy się już moja egzystencja w tym. Chciałbym, aby choć w waszych sercach przetrwała opowieść o mojej tragedii... Po szpitalnej sali przeleciały pomruki niedowierzania, zaskoczenia lub irytacji. W końcu pięcioro pacjentów Szpitala Psychicznego pod wezwaniem Św. Antoniego usadowiło się jak najbliżej Jongina ,gotowi usłyszeć co też ich współlokator ma im do powiedzenia... * Moja historiazaczyna się w latach sześćdziesiątych dwudziestego wieku. Byłem wtedy chłopcem zaledwie dwunastoletnim. Moi rodzice nigdy nie okazywali mi znaczniejszego zainteresowania, byłem więc dzieckiem samotnym, „trudnym". Moje życie jako samotnika i outsidera miało się zmienić wkrótce po przeprowadzce, do której zmusili mnie rodzice, a której byłem przeciwny. Małe miasteczko, w którymzamieszkaliśmy, wzbudzało we mnie nienawiść na samą myśl o nim. Jeszcze Bardziej nieszczęśliwy, jeszcze bardziej samotny, jeszcze bardziej „trudny"...Do czasu, kiedy z wizytą nie zawitali do nas sąsiedzi z naprzeciwka wraz zeswoją córką, moją rówieśnicą. Cóż dwunastoletni chłopiec może wiedzieć omiłości? Cóż może wiedzieć o uczuciu od pierwszego wejrzenia, tak silnym, takgłębokim, że miało przetrwać mimo wszelkich przeciwności losu aż do końca? Ówdwunastoletni chłopiec, którym byłem, nie wiedział o tym zupełnie nic. Mimowszystko długowłosa blond, zawsze uśmiechnięta dziewczynka urzekła czymś mojemłode serce i postanowiłem nie odtrącać jej, jak każdą inną istotę w moimżyciu. Szybko okazało się, że jesteśmy do siebie tak bardzo podobni, choćprzecież diametralnie różni. Ona - zawsze pogodna, zawsze życzliwa, chętna doniesienia pomocy każdemu człowiekowi, zawsze otoczona wieloma osobami, którymskradła serca tak jak mnie; ja - zawsze ponury, zawsze samotny, zawsze cynicznymimo zaledwie dwunastu lat, młody starzec zmęczony życiem i ludźmi. A naszedusze? Nasze dusze biły jednakowym rytmem, były jedną duszą umieszczoną w dwóchróżnych ciałach. W ten sposób oddałem Lee MinRi moje serce. Na zawsze. Naszaprzyjaźń, prawdziwa nierozerwalna przyjaźń, zmieniła się z biegiem lat wuczucie nieco głębsze, okraszone nastoletnim pożądaniem. To właśnie pierwszyraz moje usta dotknęły ust MinRi, to jej jako pierwszej i jedynej pragnąłemofiarować wszystko co miałem. Byliśmy młodzi, szczęśliwi, zakochani i wciążtacy beztroscy. Mijały piękne wiosny, upalne lata, deszczowe jesienie i śnieżnezimy, a ja i MinRi wciąż byliśmy nierozłączni, wciąż bardziej bliscy sobie.Zmieniła moje życie tak bardzo, jak się tylko dało. Aż do pewnej przeklętejwiosny w siedemnastym roku naszego życia... * Opowiadanie Jongina zostałoprzerwane przez nadejście pielęgniarki rozdającej nocne dawki leków. - Widzę,że nasz nowy pacjent już się obudził, to dobrze - powiedziała - dzisiejszą nocspędzi pan tutaj, jutro natomiast zajmie się panem lekarz, który zostanie panuprzydzielony. Zostanie pan też przeniesiony na inną salę. Proszę przyjąć teleki. Podała mu plastikowy kubek z wodą i trochę mniejszy z trzema tabletkami.Jongin wykrzywił usta w uśmiechu i podziękował za lekarstwa. Po wyjściupielęgniarki pięcioro towarzyszy Jongina wlepiło w niego rozpalony ciekawościąwzrok. Czekali na dalszą część historii. Wampir nie pozwolił im długoniecierpliwić się... * Mieliśmy wtedy po siedemnaście lat i serca zalanewspólnymi marzeniami o przyszłości. Jakże szybko przyszło nam przekonać się, żenic nie trwa wiecznie, a każde szczęście prędzej czy później przemienia się wrozpacz. Większość czasu spędzaliśmy z MinRi razem, jednak bywały takiemomenty, że musieliśmy się rozdzielić. Tak jak w tamto popołudnie, gdy wracała sama ze szkoły. Nie było mnie przyniej i myśl o tym do dzisiaj rozpala w moim sercu gorący płomień nienawiści dosamego siebie. MinRi nigdy nie dotarła do domu. Wieść o jej zniknięciu bardzoszybko przeleciała przez miasteczko, szukali jej wszyscy. Przez kilka dnichodziłem oszalały z przerażenia i strachu o nią. Wreszcie powstały plotki, żeuciekła z domu, inni twierdzili, że widzieli, jak ktoś wciągał ją do samochodu i odjeżdżał, jeszcze inniopowiadali bardziej niestworzone historie. Po jakimś czasie policja znalazła wokolicznych lasach strzępki jej ubrania i jej krew. Nigdy jednak nieodnaleziono jej ciała. Po kilku miesiącach wyprawiono jej pogrzeb. Jej rodzinapoddała się, miasteczko wróciło do dawnego życia. Tylko ja wciąż wierzyłem,wciąż szukałem, wciąż czekałem na jej powrót. Oszalały z nieszczęścia niemogłem poradzić sobie z własnym życiem, nie mogłem poradzić sobie z myślą o jejśmierci. Uciekałem z domu próbując w jakiś dziwny sposób odnaleźć ją w wielkichmiastach i małych miasteczkach, trzymałem się różnych szalonych śladów, ależaden z nich nie zaprowadził mnie do niej. Z rozpaczy próbowałem dwa razyodebrać sobie życie. Spędziłem wiele miesięcy w zakładach i szpitalachpsychiatrycznych. Rodzina odwróciła się ode mnie, a ja starając się wjakikolwiek sposób uciec myślami od MinRi, popadłem w narkomanię. Moje życie stało sięjednym wielkim bagnem. Z tamtego okresu życia nie pamiętam prawie nic, możeoprócz wielkiego głodu palącego moje trzewia i twarzy MinRi, która nigdy niechciała zejść spod moich powiek. Nie wiem również w jaki sposób poznałem Krisa . Czy to ja znalazłem jego, czy też raczej onmnie? Co go zainteresowało w takim wraku człowieka, jakim byłem? Nigdy się tegonie dowiedziałem. Anthony zabrał mnie do siebie, do wielkiej willi, w którejmieszkał. Przez kilka miesięcy stosował na mnie różne praktyki, które pozwoliłymi uwolnić się od mojego uzależnienia. Zamiast pragnienia narkotyków, czułemteraz dużo większe pragnienie. Pragnienie napoju, którym poił mnie mój wybawca.Pragnienie krwi... Zadajecie sobie na pewno pytanie czy nie było dla mniedziwne, że nieznajomy człowiek uwięził mnie w swoim domu i poił krwią? Mnie naniczym nie zależało, równie dobrze mógłby mnie wtedy zabić i tak nie sprawiałomi to różnicy. Ale napój, jego krew, wpompowała we mnie nową ochotę do życia, araczej potrzebę picia tego specyfiku i odkrywania w sobie coraz to nowszychzdolności - bo po każdym łyku stawałem się coraz silniejszy, zwinniejszy, mojezmysły odkrywały nowe rzeczy w otoczeniu. Kris codziennie poświęcał mi długiegodziny na rozmowę. Nasze tematy zakrawały o wszystkie aspekty wiedzy i życia.Wiele się od niego dowiedziałem, poszerzyłem wielokrotnie moją wiedzę iwykształcenie. Nie byłem jego więźniem, choć czasem tak się czułem. Dodyspozycji oddał mi swoją bibliotekę i kilka pokoi, w żadnym jednak z tychpomieszczeń nie znajdowało się ani jedno okno. Przestało mieć dla mnieznaczenie, czy jest noc, czy dzień. Żyłem bez wyraźnego celu i przyczyny, wnieokreślonym czasie i miejscu. Aż przyszedł moment, w którym Kris uznał, żejestem gotowy... * Na korytarzu było słychać krzyki jakiegoś pacjenta. Jonginpowiódł wzrokiem po twarzach swoich słuchaczy. Na policzkach bardzo wychudzonejkobiety odnalazł ślady łez, w oczach pozostałych czaiło się współczucie i żal.Do sali weszła pielęgniarka z pielęgniarzem. Oznajmili, że nastał czas nagaszenie świateł i ciszy nocnej. Odprowadzili wszystkich do ich łóżek i zabroniliopuszczania ich. Jongin wykonał ich polecenie, wsunął się cicho pod kołdrę ileżał nieruchomo dopóki nie wyszli gasząc za sobą światło i zamykając drzwi.Wówczas podniósł się i zobaczył, że wszyscy z napięciem wpatrują się w niego iczekają. Nie było słychać najmniejszego szmeru, najmniejszego oddechu. Jongin zniżyłgłos do szeptu i podjął opowieść... * Było to dokładnie w dniu moichdwudziestych trzecich urodzin. Przyszedł złożyć mi propozycję, która miałazaważyć na dalszym moim życiu. Miał to być jeden z najwspanialszych prezentów,jaki kiedykolwiek mógłbym otrzymać. Wyjawił mi swój sekret, rysował przede mnąwizję wspaniałego życia, które czeka na mnie, jest w zasięgu ręki. Opowiadałtak barwnie o urokach nie-życia, że uwierzyłem mu. Mogła to być moja szansa nazapomnienie tamtych oczu, tamtych rudych włosów i tego magicznego głosu, któryciągle mnie przyzywał do siebie... Mogłem zapomnieć o MinRi i zacząć wszystko raz jeszcze. Lub żyć zotwartą raną w sercu przez następne tysiąclecia... Postanowiłem jednakzaryzykować. Jak się zapewne domyślacie Kris był wampirem. Wybrał mnie naswojego syna i dziedzica wszystkich zdolności, jakich nauczył się przez setkilat swojego istnienia. A ja zgodziłem się na to. Moja przemiana w wampira byłaprzeżyciem, którego nigdy nie da się zapomnieć. Kris wpił swoje zęby w moją tętnicę, a ja poczułem,jak wraz z każdą kroplą krwi uchodzi ze mnie życie. Byłem bliski oszołomienia iutraty zmysłów. Choć wiedziałem ,ze umieram nie chciałem przerwać tegodoznania. Kiedy wypił ze mnie prawie całą krew, zapytał raz jeszcze, czy chcędostąpić zaszczytu przemiany w wampira. Leżąc w jego ramionach pragnąłem życiajak chyba nikt na świecie. Mgnienie chwili dzieliło mnie od śmierci.Wyszeptałem tylko ochrypłe „tak". Wtedy podwinął swój lewy rękaw i zębamirozszarpał swój nadgarstek. Przystawiając go do moich ust rzekł - Niech sięstanie! - i pozwolił mi pić. Przywarłem do niego łapczywie i w tym momencieprzez mój umysł przemknęły miliony scen, tysiące myśli, setki uczuć. Nienależały one do mnie. To były jego myśli, jego uczucia, jego życie napełniającemoje martwe ciało. Przeżyłem ekstazę nieporównywalną z żadnym ludzkim uczuciem.Nigdy potem, pijąc krew człowieka, nie czułem się tak cudownie, jak w tejjednej chwili. Dla mnie mogła trwać całą wieczność, jednak Anthony odjął swójnadgarstek od moich ust, a ja straciłem przytomność. Tak zaczęło się mojenie-życie jako wampira. Już przeszło trzydzieści lat trwam w tym stanie wciążwyglądając jak dwudziestolatek. Kris nauczył mnie wszystkiego, stał się nie tylkomym Ojcem-W-Ciemności, ale i prawdziwym ojcem, którego zawsze mi brakowało. Żyłemod zmierzchu do świtu, zaangażowałem się w życie społeczne wampirów, z czasemzyskałem sobie szacunek innych i przyjaźń Księcia, który dla wampirów jestwyrocznią i świętością. Jednak los zakpił ze mnie raz jeszcze... Częstopomagałem Księciu i wykonywałem dla niego liczne zadania. To, kolejne a zarazemostatnie, miało być po prostu jeszcze jedną, zwyczajną pracą dla klanu iKsięcia. Gdzieś w mieście pojawił się nielegalny wampir - Dziecię-W-Ciemnościprzeistoczone bez wiedzy i zgody Księcia. Miałem je odnaleźć i zlikwidować orazdowiedzieć się kto jest jego Ojcem-W-Ciemności. Do pomocy przydzielono mi„Młodego" - syna Księcia, niezwykle rozwydrzonego i rozpieszczonego,nieopierzonego wampira. I to był początek mojego końca. Znalezienie „nielegala"nie było trudne. Nie zacierał po sobie śladów, był nieostrożny i działałchaotycznie. Trafienie na jego trop zajęło mi niecałe dwie noce. Trzeciej nocy doszło między nami do konfrontacji. Odkryliśmy go w ciemnym zaułku podczas polowania, posilał się akurat jakimś człowiekiem. Był raczej niski i drobny, jego ciało okrywał wystrzępiony czarny płaszcz, a twarz skryta była w cieniu kaptura. Hyunsoo - czyli „Młody" nie słuchając moich ostrzeżeń ruszył na niego, nie mając więc innego wyjścia podążyłem za nim, nie mogłem dopuścić, aby coś mu się stało. „Nielegal" był zwinny i poruszał się szybko, toteż unikał ciosów bez większej trudności, sam jednak nie atakował, próbował przedrzeć się przez nas i uciec. Stałem w pogotowiu gotowy zaatakować bądź ruszyć w pościg. Synek Księcia starał się za wszelką cenę pochwycić swoimi szponami ofiarę lecz nie udawało mu się, przez co wpadał w coraz większą złość. Wreszcie zahaczył jedną ręką o ciało nielegalnego wampira zadając mu ranę i zrywając mu z głowy kaptur. Wampir krzyknął przeraźliwie. Moim oczom ukazała się burza rudych loków, piegi na policzkach, te same oczy, usta... Niewiele myśląc rzuciłem się na Hyunsoo i przygniotłem go do ziemi nim zadał jej kolejny cios. Korzystając z okazji MinRi przemknęła zwinnie między nami i uciekła w plątaninę uliczek. Musiałem się gęsto tłumaczyć dlaczego powstrzymałem mojego towarzysza od zabicia „nielegala" przez co zyskałem jedynie czujny, nieufny wzrok śledzący moje ruchy z uwagą. Hyunsoo nigdy mi nie ufał i nie darzył szczególną sympatią przez zaufanie, jakim obdarzał mnie Książe. A ja nadal nie mogłem się otrząsnąć z tego co widziałem. To nie mogła być moja wyobraźnia - widziałem ją dokładnie, każdy milimetr jej twarzy zachowałem w pamięci, a tamta wampirzyca wyglądała dokładnie jak siedemnastoletnia MinRi. Następnej nocy nie tracąc czasu na polowanie i posilanie się, wykorzystałem ten czas rozłąki z moim towarzyszem na odszukanie mojej ukochanej, z którą los rozdzielił mnie przeszło czterdzieści lat temu. Nie było to trudne, wampirzyca słabo znała miasto, nie wiedziała jak się po nim poruszać. Kiedy stanąłem naprzeciwko niej moje martwe serce odżyło na nowo uczuciami sprzed dziesięcioleci. Nie poznała we mnie dawnego Jongina, lecz oprawce z wczorajszej nocy. Szaleństwo wyzierało z jej oczu, głód i żądza krwi kierowały jej ciałem. Minęło sporo czasu nim jej zagubione myśli odnalazły w pamięci mój obraz. Krwawe łzy spłynęły po moich policzkach, kiedy przytuliłem ją, osłupiałą, głodną i zagubioną. Zdobyłem dla niej krew, nakarmiłem i kazałem uciekać z miasta. Obiecałem odszukać ją w najbliższym czasie w lasach. Nasze spotkanie po latach musiało nieubłaganie się skończyć. Po kolejnych kilku dniach poszukiwania „nielegala" w mieście zakomunikowałem Księciu, że albo uciekł, albo został przez kogoś zabity. Cały czas czujne oczy Hyunsoo przypatrywały się każdemu mojemu działaniu. Książę przyjął moją wiadomość z żalem, ale zaakceptował ją i poniechał dalszych działań w tej sprawie. Odczekałem jeszcze kilka dni i wyruszyłem do pobliskich lasów, aby odszukać moją Sol. Postanowiłem, że już nigdy jej nie opuszczę i będę jej bronił przed Księciem i innymi wampirami. Nasze kolejne spotkanie przywróciło mi wszystkie wspomnienia, które tak głęboko chowałem na dnie serca. MinRi była już jednak zupełnie inną osobą. Dziką, wystraszoną, z obłędem w oczach. Nie pamiętała prawie nic ze swojego poprzedniego życia. Zdołałem się dowiedzieć, że przemienił ją jakiś szaleniec, Sehun zapewne, i przez te wszystkie lata mieszkała razem z nim ukryta głęboko w lesie, żywiąc się krwią zwierząt. Jednak pewnego razu Sehun po prostu ją opuścił, a głód i szaleństwo przywiodły ją do miasta. Do mojego miasta... Przeznaczenie? Rozłączeni kochankowie znowu razem? Nie... parszywy dowcip losu... Chciałem z nią zostać, choć nie zachowywała się już jak moja mała siedemnastoletnia MinRi . Przypominała niedostępne, dzikie zwierze, nie ufała mi i zapewne byłaby w stanie mnie zabić. Jednak te kilka dni, które spędziłem z nią, dały mi więcej, niż kilkadziesiąt lat wampirzej egzystencji. MinRi zaufała mi i powoli uczyła się życia godnego człowieka, nie zwierzęcia. Uwierzyłem, że szczęście powróciło do mojej duszy. Dano nam niespełna trzy miesiące. Nie wróciłem już do Księcia, wolałem się łudzić, że zapomni o moim istnieniu i pozwoli spokojnie żyć u boku MinRi. . Pewnego zimowego dnia obudziliśmy się w towarzystwie kilku wampirów z mojego miasta. Byli oni najbardziej wyszkolonymi strażnikami Księcia. A wśród nich był i jego Syn-W-Ciemności z krzywym uśmiechem na twarzy. Opór był bezskuteczny. Związano nas i przetransportowano do Księcia. Wkrótce miał się odbyć sąd. Po mojej stronie stawił się Anthony, mój Ojciec-W-Ciemności. Znał on moją historię z Sol i starał się przekonać Księcia, że nie dopuściłem się niesubordynacji i zdrady, tylko owładnęła mną chwilowa słabość. Moim oskarżycielem był Hyunsoo , który robił wszystko, abym poniósł najwyższy rodzaj kary - śmierć. Jednak śmierć byłaby dla mnie nagrodą w stosunku do kary, jaką mi wymierzono. Książę ogłosił swój wyrok - MinRi zostanie skazana na śmierć poprzez spalenie, a nauczką dla mnie na przyszłość miało się stać wykonanie wyroku na mojej ukochanej. Serce pękło mi na milion kawałków, gdy usłyszałem czego mam dokonać. MinRi zdawała się niczego nie rozumieć, jej szalone oczy błądziły po zebranych w sali wampirach i błagały o kroplę krwi. Tymczasem miała odbyć się egzekucja... Cała społeczność wampirów zebrała się wokół pala, do którego przywiązano krzyczącą MinRi . Pochodnia już płonęła w ręku synalka Księcia, którego twarz szpecił grymas ironicznego, triumfującego uśmieszku. Wpatrywałem się bezwiednie w twarz Sol, w twarz kobiety, którą kochałem nad własne życie. I postanowiłem zginąć razem z nią. Odmówiłem przyjęcia pochodni, zacząłem krzyczeć i rzucać się na wszystkich stojących obok mnie. Wyczerpany, bez krwi, bez siły i nadziei szybko zostałem zdominowany przez parszywą bestię, Hyunsoo. Wszystko we mnie krzyczało, cała moja jaźń wiła się z bólu, ale ciało robiło to, co chciał ten smarkacz. Chwyciłem pochodnię i zbliżyłem ją do ciała MinRi. Jedynie moje oczy wyrażały ogrom bólu i rozpaczy, jaki wówczas przeżywałem. MinRi krzyczała, a ja odrzuciłem pochodnię dopiero wtedy, gdy całe jej ciało płonęło. Jej wykrzywiona strachem i bólem twarz stoi mi przed oczami nawet teraz... Płakałem krwawymi łzami, ostatnimi kroplami krwi, jakie pływały jeszcze w moich żyłach. Gdy po jej ciele został jedynie popiół odzyskałem władzę nad moim ciałem. Padłem na kolana i krzyczałem... Na sali panowała martwa cisza przerywana jedynie okropnym rechotem książęcego Syna-W-Ciemności. I wtedy wpadłem w szał. Kris opowiedział mi później, że jednym długim skokiem dopadłem do Hyunsoo i ogromnymi szponami oderwałem mu od tułowia głowę. Wówczas zaczęła się wrzawa i szamotanina, jednak mój Ojciec-W-Ciemności pomógł mi wydostać się stamtąd. Sam naraził się Księciu i skazał się na banicję i Krwawe Łowy. Mnie też czeka to samo. Wszystkie wampiry w mieście polują na mnie. Anthony ma jeszcze szansę uciec gdzieś daleko. Ale mnie dopadną prędzej czy później... * Żadnego z pięciorga osób siedzących w sali Szpitala Psychiatrycznego pod wezwaniem Św. Antoniego nie zdziwił widok spływających po policzku młodego mężczyzny kropel krwi. Jego oczy płonęły bólem i nienawiścią. - Dlatego postanowiłem przyjść tutaj. Nie pozwolę się dotknąć żadnej parszywej pijawie. Zrobiłem dla nich już dość, nie dam im teraz satysfakcji z zabicia mnie i wypicia mojej krwi. Drodzy przyjaciele, rozchmurzcie się. Dzisiejszego ranka pierwszy raz od wielu dni zaświeci słońce. - Ale przecież słońce zabija wampiry... Co będzie z Tobą, kiedy nadejdzie dzień?... Jak się lekarze dowiedzą, że jesteś... - Przecież im powiedziałem, mój drogi. Słońce będzie dziś mym przyjacielem, nie wrogiem. Będzie ukojeniem... Będzie lekiem na całe moje chore życie... Jongin zsunął się cicho z łóżka. Łzy zaschnięte na jego policzkach tworzyły krwawy wzór. Podszedł bezszelestnie do zakratowanego okna i otworzył je na oścież. Mroźne, zimowe powietrze zalało całą salę. Chmury przysłaniające niebo rzedły coraz bardziej, na dworze robiła się szarówka. Jongin stał wyprostowany, czekając na nieuniknioną chwilę szeptał coś niedosłyszalnie dla pacjentów. Pięć par oczu wpatrywało się w niego, pięć par załzawionych, smutnych, współczujących oczu... Gdy pierwsze promienie porannego słońca przebiło się przez najrzadszą warstwę chmur na twarzy pięknego wampira pojawił się uśmiech. Nie trwało to długo. Jongin nie wydal najmniejszego odgłosu, po prostu rozpłynął się w oślepiającym blasku słońca, które spowiło jego ciało i pozostawiło po nim pył, który wraz z mroźnym wiatrem wyleciał przez okno. Ktoś w sali zaszlochał... Za oknem dało się słyszeć szczęśliwy śmiech pary nastolatków... A może to tylko wiatr zawył w konarach drzew?... KONIEC
˥l>e