Był piękny, słoneczny dzień. Ptaszki wesoło ćwierkały, znaki drogowe i automaty latały. Dzieci bawiły się razem w parku... Czekaj! Wróć! Znaki drogowe? Automaty? To chyba nie jest normalna sceneria pięknego dnia? Ach! Zapomniałam wspomnieć, że to zwyczajny dzień w Ikebukuro. Heiwajima Shizuo, znany jako Bestia z Ikebukuro jak niemal co dzień gonił za swoim odwiecznym wrogiem- Izayą Oriharą, rozpoznawanym jako najlepszego informatora w całym Tokio, który kocha wszystkich ludzi, ale nie przeszkadza mu to w niszczeniu ich żyć i popychaniu do samobójstw.
– IZAYA, mendo! Wracaj do tego swojego, parszywego Shinjuku i nie pokazuj mi się więcej w Ikebukuro!- krzyknął Shizuo, goniąc za czerwonookim. – Shizu-chan~! Pomyśl, gdybym się tu nie pojawiał to byśmy się nie spotykali. Nie uważasz, że tak jest o wiele zabawniej~?- zachichotał brunet i w tym samym czasie uniknął lecącego w jego kierunku automatu z napojami. – Ne, Shizu-chan~!Popracuj nad celnością, bo coraz gorzej z tym u ciebie- zakpił. Blondyn ryknął wściekle, a żyłka niebezpiecznie zapulsowała na jego skroni. Wyrwał najbliżej niego znajdujący się znak drogowy STOP'u i rzucił nim w Oriharę. Brunet zaśmiał się w głos, kiedy znak przeleciał tuż obok jego twarzy. Doskonale zdawał sobie sprawę z niebezpieczeństwa i dobrze wiedział, że już dawno byłby martwy, gdyby nie idealnie opanowany parkour, jego zwinność, szybkość i inteligencja. Brunetowi powoli zaczynała się już nudzić taka monotonna pogoń, więc skręcił w najbliższą uliczkę, jak się okazało był to ślepy zaułek. Czerwonooki upatrzył w tym możliwość świetnej zabawy i podrażnienia Shizusia jeszcze trochę. – I co teraz zrobisz, pchło?- zapytał wściekły Shizuś. – Oi, nie~! I co ja teraz zrobię~? Złapałeś mnie Shizu-chan~! Nie mam drogi ucieczki~!- zachichotał.- Na filmach wygląda to lepiej- prychnął, wyciągając swój nóż sprężynowy i uśmiechając się po swojemu, zaczął się nim bawić. Blondyn wyrzucił, trzymany w ręku znak, za siebie i zbliżył się do Izayi. Ręce oparł na ścianie, po obu stronach głowy bruneta. Spojrzał na jego twarz, a potem w rozbawione, czerwone oczy. W jego złotych tęczówkach iskrzyły się gniewne płomyki. – Jakieś ostatnie życzenie, mendo? Zanim cię zabiję?- zapytał „dobrodusznie" Shizuo. Orihara udał, że się zastanawia. W rzeczywistości już dawno zaplanował sobie tą chwilę. Nadal nie mógł uwierzyć, że jego nieprzewidywalny potworek dał się w to wciągnąć~! To było zdecydowanie zbyt proste~! – Tak~!- odpowiedział radośnie, co tworzyło dosyć ciekawy kontrast z jego niebezpiecznym uśmieszkiem.- Zanim mnie zabijesz, to chcę ci coś dać~! – Mi?- zdziwił się blondyn.- Nie dam się w nic wrobić, pchło- warknął na niego. – Oi, Shizuś~! Czy wszystko co JA robię musi być złe?- mruknął na pozór smutno. Złotooki tylko spojrzał na niego jak na kogoś niespełna rozumu, ale koniec końców się nie odezwał. Izaya znów wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu. Schował swój nożyk i wyjął z kieszeni, swojej ukochanej kurtki z futerkiem, małe, czarne pudełeczko, przewiązane czerwoną wstążką, zawiązaną na kokardę i wręczył je blondynowi, przyglądając mu się z zaciekawieniem. Shizuo nieufnie patrząc na pakunek, wziął go do ręki. Nie ważył za dużo, chociaż Shizusiowi raczej ciężko było to ocenić skoro posiadał nadludzką siłę i nawet uniesienie automatu nie stanowiło dla niego problemu. Niepewnie otworzył wieczko i zajrzał do środka. W pudełeczku był średnich rozmiarów breloczek w kształcie... Izayi? – Wesołych Świąt, Shizu-chan~!- wykrzyknął brunet i nim Shizuo zdążył zareagować, czerwonooki rzucił mu się na szyje, przytulając. – Eeee...- bardzo inteligentnie wysłowił się blondyn. Po chwili pozbierał szczękę z ziemi i odchrząknął.- Jesteś katolikiem? Izaya spojrzał na niego zdziwiony, lekko uchylając usta. Spodziewał się po nim wszystkiego. Od odepchnięcia i zwyzywania, po dotkliwe pobicie ze skutkiem śmiertelnym, ale na pewno nie spodziewał się, że Shizuo go nie odepchnie, a na dodatek zacznie z nim normalnie rozmawiać. Ale zaraz po tym chwilowym zawieszeniu znów uśmiechnął się radośnie. Przecież to był jego nieprzewidywalny potworek. Zawsze robił inaczej niż chciał tego Izaya.– Nie, Shizu-chan~!- zachichotał.- Ale czy nie uważasz, że każda okazja do świętowania jest dobra? – Nie, nie uważam- warknął i odepchnął go od siebie. Kolejnym zaskoczeniem było, że zrobił to na tyle lekko, że Izaya w ogóle nie poczuł bólu. Brunet ucieszył się z tego, ale naturalnym dla niego było to, że nie dał po sobie teraz poznać tego zadowolenia.– Izaya- warknął.- Dlaczego dałeś mi... siebie?- nie do końca wiedział jak sprecyzować to, o co chciał zapytać. Nawet dla niego samego ta wypowiedź zabrzmiała dosyć dwuznacznie.Brunet spojrzał na niego, a Shizuo mógłby przysiąc, że zauważył cień rumieńca na jego twarzy. Było to tak niespotykane, że dosyć trudno było mu w to uwierzyć. W końcu uznał, że musiało mu się przewidzieć, bo Izaya już znów miał na ustach swój firmowy uśmieszek, który tak bardzo irytował blondyna i patrzył wprost w złote oczy swojego wroga.– Wiesz, Shizuś~! Tak to ująłeś, że zabrzmiało jak obietnica.– Nie wkurzaj mnie, mendo!Izaya nie zwrócił uwagi na warczącego i wyraźnie niezadowolonego blondyna, i zaczął mówić dalej.– Skoro jeszcze nie zamieniłeś w drobny pyłek prezentu ode mnie, to chyba jednak nie nienawidzisz mnie aż tak bardzo jak się ciągle zarzekasz. Ne, Shizu-chan~? Czyżbym się nie pomylił~?– Izaya!- warknął ostrzegawczo.Brunet oczywiście nic sobie z tego nie robił i zwyczajnie zaśmiał się. Tym razem był to inny śmiech, tak różny od jego zwyczajowego, szyderczego śmiechu. Ten był zwyczajnie radosny i Shizuo mógłby przysiąc, że pierwszy raz słyszał, że Izaya się tak śmieję. – Nie, oczywiście, że nie~! Przecież jestem najlepszym informatorem w branży i ja się nigdy nie mylę~!- zawołał nadal uśmiechając się radośnie.– I z czego się tak cieszysz?- mruknął.Shizuo czuł się...dziwnie. Było to spowodowane brakiem adrenaliny pulsującej w jego żyłach podczas tego spotkania z brunetem. Zazwyczaj w takiej sytuacji jak ta, już rzucałby w niego automatami i znakami drogowymi, wykrzykując do niego różne groźby. Nie wiedział czemu teraz nie czuje złości ani agresji. Ale chyba się z tego cieszył. Przynajmniej mógł teraz na trzeźwo myśleć, umysłem nie zaślepionym rządzą mordu. Podobało mu się to uczucie i był dumny, że nawet przy tak denerwującym pchlarzu, jak stojący przed nim brunet, potrafił nad sobą zapanować. Wcześniej taka możliwość wydawała mu się nierealna.– A z czego się tu nie cieszyć~? Shizuś jest pierwszy raz spokojny w mojej obecności~!– Taaa... też jestem zdziwiony- mruknął.– Ale ja się z tego cieszę~!- powiedział, okręcając się kilka razy wokół własnej osi.– No, Shizu-chan~! Uśmiechnij się do mnie- poprosił.- Czemu jesteś taki ponury?- nie dał mu nawet dojść do głosu, mówiąc dalej.- Podoba ci się prezent~?- zapytał, patrząc na niego uważnie, ale nadal uśmiechał się delikatnie.– Izaya, ja nie rozumiem. O co ci chodzi? Czego ty ode mnie chcesz?Czerwonooki przyglądał mu się przez chwilę, a potem westchnął ciężko. To bardzo zdziwiło blondyna. Przecież to IZAYA. ON nigdy nie wzdycha! Teraz to Shizuo zaczął mu się uważnie przyglądać. Brunet wyglądał na zawiedzionego. Wydawało mu się, że te jego czerwone oczy patrzyły na niego smutno z lekko dostrzegalną nutką melancholii. Złotooki nic już z tego nie rozumiał. Z jakiego niby powodu Orihara nagle stał się smutny, a co ważniejsze, dlaczego pokazał swoje prawdziwe uczucia przy Shizuo? Czy to była tylko gra? Część jego, chorego planu? Nie potrafił wydedukować.– Na prawdę jesteś pierwotniakiem, Shizuo.Teraz to blondyn był autentycznie zdziwiony. No niby, od kiedy to Izaya zwraca się do niego, jego pełnym imieniem, a nie tym irytującym zdrobnieniem? I dlaczego jego głos już nie był taki melodyjny jak jeszcze przed chwilą?– Chory jesteś?– No kto by pomyślał~! Shizu-chan~! Bestia z Ikebukuro się martwi! I to o kogo?! O mnie? O swojego wroga? O kogoś kto według ciebie nie ma prawa żyć?- zapytał szyderczo lecz nadal się nie uśmiechał. Jego oczy nie wyrażały już smutku tylko pustkę. Blondyn nie widział w nich już żadnych emocji i nie spodobało mu się to. Przyzwyczaił się już nawet do tej kpiny i nonszalancji z jaką zawsze patrzył na niego brunet, dlatego tak nienaturalnie wyglądał bez tych emocji.– Nie martwię się o ciebie. Zwyczajnie dziwi mnie twoje zachowanie, Izaya. Co ty knujesz?- spojrzał na niego podejrzliwie.– Niczego tym razem nie knuje, Shizu-chan- odparł spokojnie brunet.Shizuo znów uważniej przyjrzał się Izayi. Dlaczego czerwonooki tak dziwnie, nawet jak na ich standardy, się zachowywał. Dał mu prezent, ale jaki prezent! Dał mu siebie. Wydawał się dziwnie smutny, kiedy blondyn doszukiwał się w jego zachowaniu jakiegoś podstępu. A teraz udawał obojętność. I nagle Heiwajiama dostał olśnienia i zrozumiał zachowanie bruneta. – Trzeba było powiedzieć od razu, pchło.– O czym ty mówisz, Shizu-chan~?– Nie udawaj, Izaya! Po prostu, jak facet przyznaj, że się we mnie zakochałeś.Brunet spojrzał na niego zaskoczony, a jego twarz momentalnie pokryła się rumieńcem.– Ja... skąd wiesz?– Nie trudno było się domyśleć. Zachowywałeś się jak roztrzepana nastolatka- zachichotał złotooki.Izaya spojrzał na niego z pod byka, ale nawet nie zdążył tego skomentować, kiedy poczuł ramiona owijające go w pasie i przyciągające bliżej gorącego ciała blondyna. Brunet zarzucił mu ręce naszyję, a Shizuo wpił się łapczywie w jego wargi. Przez chwilę stali tak przytuleni do siebie całując się namiętnie, po czym oderwali się od siebie i spojrzeli w swoje oczy, uśmiechając się.– Wiesz Izaya, nie mam dla ciebie prezentu, ale może chcesz zjeść ze mną obiad?Brunet skinął głową na znak zgody. Wyszli ze ślepej uliczki objęci, mijając zszokowanych tym widokiem przechodzących tamtędy ludzi i udali się do Rosyjskiego Sushi na pierwszy wspólny obiad.
CZYTASZ
Perfect gift
FanfictionJaki idealny prezent można dać swojemu największemu wrogowi? Izaya ma świetny plan