Rozdział 9.

31 4 6
                                    

Noel zaczął klaskać w dłonie i gestem przywoływać nas do siebie.

- Zbliżcie się młodzi artyści. - zaczął, a ja spuściłam głowę.

- Ciekawe co tym razem wymyślił. - powiedział James koło mojego ucha.

- Jakoś nie chcę wiedzieć. - odparłam.

- Słuchajcie! Robicie spore postępy i... - tu przerwał i się rozkleił. - i... ja.. na prawdę jestem taki wspaniały. Żaden z was nie potrafił nic, a teraz... Jesteście po prostu genialni. - powrócił do swojego normalnego tonu.

Cała nasza grupa stała osłupiona po tej jakże pięknej przemowie i próbowała się lekko uśmiechać i nie załamać.

Ja sama byłam z siebie dumna. Nie bałam się już tańczyć, wyrażać siebie poprzez taniec.

- Na balu nie będę siedziała z boku. - myślałam. - Halo! Ja w ogóle pójdę na bal!

Byłam bardzo szczęśliwa.

- Ale, ale, ale. - zaczął znów Noel. - Zapamiętajmy teraz wszyscy jaki jestem nowoczesny, bo specjalnie dla was, za wasze widoczne postępy zabieram was dzisiaj do teatru na sztukę "Dziadek do Orzechów", gdzie aktorzy będą również tańczyć.

To, co stało się po jego ogłoszeniu można określić jako potężny, zbiorowy jęk.

- No nie. - Jamesowi też nie spodobał się pomysł nauczyciela. - Właśnie tego się bałem.

- Ty się w ogóle czegoś boisz? - zapytałam uśmiechając się pod nosem. - Hmm... James?

- Skąd ci to przyszło do głowy, śliczna? - odparł, na co tylko parsknęłam.

- Zabierzcie swoje rzeczy. Za pięć minut widzimy się przed wejściem. - krzyknął Noel.

- Kotku - James szepnął mi do ucha, przybliżył się i złapał mnie za talię. - Co powiesz, żebyśmy we dwoje zerwali się z teatru?

- Tak?

- Tak. - dotknął nosem mojej szyi. - Na przykład na kawę.

- Powiedzmy, że się zgodzę.

Chłopak uśmiechnął się i poszedł po swoje rzeczy.

A może on nie jest taki straszny? Może wcale nie jest podrywaczem? Może się myliłam?

Wychodziłam właśnie z sali, gdy nagle James podbiegł do mnie i chwycił za rękę. Zdziwiłam się, ale go nie puściłam. Przed budynkiem czekał już na nas nauczyciel.

- Chodźmy.

Przez całą drogę rozmawiałam z Jamesem na masę różnych tematów. Okazało się, że jest inteligentny, zabawny i (jak na początku mi się zdawało) NIE był podrywaczem. Na prawdę mnie sobą zainteresował. Lubił dobrą muzykę i włoskie jedzenie. Równie dobrze mógł być moim bratem. Byliśmy do siebie podobni.

Po około dwudziestu minutach Noel w końcu doprowadził nas do celu. Zaczął rozdawać bilety i cała nasza grupa powoli wchodziła do środka.

- Dobra. - szepnął do mnie James. - Teraz mamy szansę.

Przylgnęliśmy do ściany budynku i powoli przesuwaliśmy się w stronę miasta. James nadepnął mi na nogę z pięć razy i za każdym dostawał coraz to mocniejsze pacnięcie w ramię. W końcu udało nam się zostać niezauważonym i skierowaliśmy się do Starbucksa.

- Poprosimy małe Chai Latte i jedno Latte Macchiato. - razem złożyliśmy zamówienie i zajęliśmy dwa duże, zielone krzesła przy oknie.

Siedząc na przeciwko Jamesa tak na prawdę po raz pierwszy udało mi się mu dokładnie przyjrzeć. Jego brązowe włosy lekko kręciły się przy końcówkach, był lekko opalony i na na jego policzkach pojawiły się w małej ilości piegi. Oczy miał nadal niebieskie jak morze i czujnie wpatrzone we mnie. Ten widok był słodki. James był słodki.

- To co w sprawie naszej randki? - zadał nurtujące mnie od dłuższego czasu pytanie.

Zawahałam się tylko przez chwilę.

- W sumie to... czemu nie? - zdałam sobie z czegoś sprawę. - A to przypadkiem nie jest randka.

Na twarzy nastolatka pojawił się uśmiech.

- Nie. To nie w moim stylu. - przyznał.

Hmm... To ciekawe co jest.

- A. - skomentowałam wyczerpująco. - No to jaki masz plan?

- Pozwól mi się zaskoczyć. - zaproponował na co przystałam kiwając lekko głową i popijając mały łyk Chai Latte.

- Pozwalam. - odparłam uśmiechając się.

- Bardzo się więc cieszę.

I wyraźnie było to po nim widać. Od chwili zgodzenia się na wspólne wyjście James uśmiechał się znacznie częściej. Rzucał co chwilę jakimś suchym żartem, na co oboje zanosiliśmy się śmiechem zwracając na siebie uwagę pozostałych klientów.

Z nim nigdy się nie nudziłam.

W kawiarni spędziliśmy na prawdę sporo czasu. Mieliśmy nadzieję, że Noel wybaczy nam urwanie się ze sztuki i nie będzie się na nas wyżywał na rozgrzewkach.

***

James odprowadził mnie do domu pożyczając mi swoją bluzę, bo wracając robiło się już zimno. Czasem potrafił być szarmancki.

- No to do zobaczenia śliczna. - powiedział zarzucając swoje ręce ma moją szyję. - Będę tęsknić.

W uścisku trwaliśmy dobre kilka minut. Wcale mnie to nie zdziwiło. Gdy w końcu się od siebie oderwaliśmy spojrzałam mu w oczy. Błyszczały jeszcze bardziej w świetle latarni. On uśmiechał się do mnie co chwilę. I wtedy James przysunął się bliżej i złączył nasze usta w pocałunku. Zupełnie się tego nie spodziewałam. Czułam się jak jedyna dziewczyna na ziemi. To on tak na mnie działał. Oddałam pocałunek.

Kiedy w końcu się od siebie oderwaliśmy James oparł czoło o moje i dalej patrzył mi w oczy. Widziałam w nich szczęście. Sama też czułam się szczęśliwa, bo przecież od dłuższego czasu myślałam o nim. Teraz tylko potwierdził moje uczucia.

----------------------------

Woooooooł!

Ten rozdział piszę w nocy! Mam nadzieję, że się wam spodobał :*

Jak ja kocham Jamesa!

Ciekawe co na to Rav?!

Kolejny pojawi się już niebawem!! :D

~ Anet.

What I WantOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz