Z krainy snu wybudziły ją promienie słoneczne, wpadające do pokoju przez nie zasłonięte okno. Otwierając oczy, Sky skarciła w myślach samą siebie za nie zasłonięcie żaluzji przed pójściem spać, ale poprzedniego wieczoru była tak zmęczona, że zupełnie wypadło jej to z głowy, z resztą nie tylko ta jedna rzecz. O reakcjach nauczycieli na nieprzygotowanie się do lekcji i całkowite nie ruszenie pracy domowej wolała na razie nie myśleć.
Ręką sięgnęła do stolika nocnego, stojącego koło łóżka, w celu znalezienia swojego telefonu. Nokia 8800 Arte może nie była najnowocześniejsza, ale swoją wytrzymałością i odpornością na upadki biła wszystkie inne smartfony czy inne tego rodzaju urządzenia, a w przypadku Skylar bardzo było to przydatne. Po za tym mieściła wszystkie najukochańsze playlisty dziewczyny.
Jeszcze zaspanym wzrokiem spojrzała na wyświetlacz, który wskazywał 7:57. Mimo że miała tylko około 30 minut do lekcji, a sama droga zajmowała prawie połowę tego czasu, nie śpieszyła się. Należała ona bowiem do osób, które nie potrzebowały bóg wie ile czasu na poranne czynności.
Z niechęcią wstała z ciepłego, miękkiego łóżka i podeszła do szafy. Wyciągnęła z niej swoje codzienny zestaw, w który w skład wchodzi bielizna, czarne podarte na kolanach spodnie i t-shirt z logo jakiegoś zespołu. Ubrała się i spokojnym chodem skierowała się do łazienki, w której zamaskowała wszystkie pozostałości po wczorajszym wieczorze i umyła zęby.
Jak w zwyczaju miała, do torby oprócz książek i przyborów szkolnych, trawił jeszcze telefon ze słuchawkami i jabłko. Przed wyjściem założyła swoje trampki i granatową, rozpinaną bluzę, która swoim długim rękawem zakrywała wszystkie blizny. Dzisiaj nie musiała uważać przy wychodzeniu, bo jej rodzić wczesnym rankiem był zmuszony do pójścia do pracy.
Mimo pozorów, Pan Blake miał pracę, która w pełni wystarczyła do opłacania podatków i zakupu alkoholu, a pracował jako jeden z robotników na budowach. I nawet, jeśli było od niego czuć smród najróżniejszych trunków, nikt i tak na to nie zwracał większej uwagi, bo umiał on wykonać kawał dobrej roboty.
***
Brunetka szybko wybiegła, niczym poparzona, przez wielkie brązowe drzwi, które prowadziły do budynku szkoły, a po jej policzkach leniwie spływały łzy. Kurczowo trzymając torbę na jednym ramieniu, zmierzała przed siebie, nie patrząc, gdzie właściwie niosą ją nogi. Nie obchodziły jej nawet trwające dalej lekcje, chciała po prostu znaleźć się jak najdalej od tego miejsca.
Miała już dość całego poniżania i pomiatania sobą, ale wiedziała, że jest za słaba by się sprzeciwić i zrobić coś z tym. Przez to czuła tylko bezsilność i pewnego rodzaju rozczarowanie swoją własną osobą.
Do dziś pamiętała czasy, kiedy to była silną i odważną dziewczyną. Wtedy nie bała się wyrazić własną opinię i nie była kozłem ofiarnym wszystkich wokół. Miała przyjaciół, na których zawsze mogła liczyć, a jej największym problemem było zrozumienie matematyki.
Ale gdzie teraz jest ta dziewczyna? Beztroska, żyjąca chwilą dziewczyna, która tętniła pełnią życia?
Odeszła, razem z czasami spędzonymi w gimnazjum*. Pamiętała jeszcze, jak to było w Nowym Jorku, kiedy jej rodzina była w komplecie, a ona nie przejmowała się niczym. Ale gdy tylko zdarzył się ten okropny wypadek, ona i jej tata przeprowadzili się na drugi koniec kraju, do San Diego.
Z takimi myślami biegła aż do zmęczenia, ale po 20 minutach opadała z sił i była zmuszona do zatrzymania się. Nie miała za dobrej kondycji, a wiązało się to z rzadkim ćwiczeniem na wuefie. Dłońmi wytarła już kończące się łzy i zaczęła się rozglądać, w celu rozpoznania okolicy. Z zadowoleniem mogła stwierdzić, że znalazła się w parku**, który zaliczał się do jej ulubionych miejsc.
Poprawiła torbę na ramieniu i udała się w stronę ławki, na której zawsze siedziała. Prawie co wieczór, gdy jej ojciec już spał, wymykała się z domu i przychodziła po siedzieć właśnie na tej konkretnej ławce, więc spokojnie mogła nazwać ją swoją. Znajdowała się ona na obrzeżu i był otoczona krzakami, co dawało miłą atmosferę schronu.
Usiadła na niej i przyciągnęła kolana do klatki piersiowej. Z zaciekawieniem zaczęła się rozglądać, co nie było dobrym pomysł. Widok nie daleko bawiących się dzieci na placu zabaw przywołał wspomnienia, kiedy to razem z siostrą bawiła się w podobnych miejscach. Od razu po jej twarzy zaczęły się tworzyć nowe słone ścieżki. Nie hamowała ich, bo wiedziała, że to nic nie da. Schowała twarz w dłoniach i pozwoliła sobie na chwilę słabości.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------
*w Ameryce mają troszkę inaczej niż u nas w Polsce, zaczynają oni edukację od 5 lat ( trwa ona od 6-8 lat i to jest przedszkole + podstawówka ), potem mają szkołę średnią trwająca 6 lub 4 lata i kończą szkołę najczęściej w wieku 18 lat, nie mają gimnazjum, ale na potrzeby opowiadania nazwałam ten okres czasu
**nie wiem czy w San Diego jest w centrum jakiś duży park, ale na potrzeby opowiadania załórzmy, że jest
Hej,
Tak jak obiecałam jest rozdział, mam nadzieję, że spodoba się wam.Przeprasza za jakiekolwiek błędy ortograficzne czy złą składnię zdań.
-Nameless-
CZYTASZ
Czy to tak wiele? ~Dylan O'Brien
FanfictionMarzyła tylko o jednym, o końcu tego koszmaru.Chciała choć jeden raz szczerze się uśmiechnąć, choć jedną chwile przeżyć szczęśliwą.Czy to tak wiele? UWAGA!W opowiadaniu mogą pojawiają się wulgaryzmy oraz sceny przemocy.Wszystko co to można znaleźć...