Rozdział 2

175 13 1
                                    

Tony
Po kilku minutach byliśmy już w drodzę do domu Rhodsów. Chciałem teraz jakoś zacząć rozmowę, ale wiem, że ojciec nie rozmawia podczas prowadzenia pojazdu. Gdy wyszliśmy z auta drzwi od domu otworzyły się, a w nich stanęła uśmiechnięta kobieta. Roberta przywitała się z nami po czym weszliśmy do środka.
-Siadajcie do stołu, a ja pójdę zawołać Hansa
-Dobrze
-Tato mogę klucz od auta ? Zapomniałem telefonu
-Niedługo głowy zapomnisz. Leć - rzucił mi klucz, a ja poszedłem po telefon, który leżał na siedzeniu. Gdy wróciłem wszyscy zasiadali do stołu, siadłem między moim przyjacielem a ojcem.
-Smacznego kochani-powiedziała czarnoskóra kobieta
-Wzajemnie-odpowiedzialiśmy wszyscy, po czym zajęliśmy się kolacją
Po kolacji pomogliśmy Robercie posprzątać ze stołu, a ja miałem w końcu czas by porozmawiać z tatą.
-Tato możemy już pogadać?
-Tony przepraszam, ale dziś już jest późno. Rano pogadamy.
-Zawsze ta sama śpiewka ! Nie masz nigdy dla mnie czasu ! Albo siedzisz w pracy, albo w ogóle nie interesujesz się mną!
-Jak tak w ogóle możesz mówić. Staram się jak mogę by niczego co nie brakowało, a Ty tego nie umisz docenić!
-Brakuje mi ojca ! Chciałbym aby mama z nami była!
-Przykro mi, że jej nie ma !
Słyszałem duży gniew w głosie taty. Krzyknął i wyszedł czaskając drzwiami, a na przejściu stanęła Roberta to pacząc na mnie to na drzwi, w których zniknął ojciec.
-Tony co tu się stało? -przeszywał mnie jej wzrok
-Nic!
-Właśnie widzę. O co poszło?
-O matkę!
-Oł. Dobra. Tony uspokuj się, bo to do niczego nie doprowadzi tylko może mi zaszkodzić -podeszła do mnie i przytuliła gładząc po plecach- Już? Już dobrze ?
-Tak
-No dobra to idź na górę do Jamesa. Pomoże Ci przynieść materac
Wchodząc po schodach poczułem na sobie czyjś wzrok. Był to Rhodey i już wiedziałem co powie. Miał już otwierać usta
-Rhodey nie chce o tym gadać
-Okay. Idźmy po materac
-Na strych ?
-Na strych
-Kto pierwszy- uśmiechnęłem się do niego przez ramię
- O tak przegrasz!
-Zobaczymy-pobiegliśmy

Howard

Chyba źle postąpiłem. Tonemu potrzebna matka, a jej nie ma, ja też nie jestem zbyt dobrym ojcem, zawsze jego sprawy są dla mnie najmniej ważne, a powinny być najważniejsze. Moje nogi przywlekły mnie nad grób Marii. Siadłem przy nim a wspomnienia wróciły kilka krotnie silniejsze.

Po tym jak zakończyłem swoją pracę pojechałem po czekającą na mnie Marie. To był najszczesliwszy czas dla mnie jak i dla mojej młodej żony, niedawno się orzeniliśmy, a teraz oczekujemy naszego dziecka.
-Hej skarbie- przywitała mnie swoim uroczym uśmiechem
-Witaj kochanie- pocałowałem ją na przywitanie
-Howardzie jestem zmęczona, jedźmy już do domu
-Jak sobie panna życzy
Podczas jazdy zadzwonił do mnie telefon nie wachając się długo odebrałem
-Howard łącz na drogę!
-Spokojnie Mario nic się nie stanie. Jestem doskonałym kierowcą.
-Nie rozmawia się podczas jazdy
-Dobra
Rozłączyłem się i zacząłem pisać wiadomość, gdy usłyszałem krzyk Marii , a później wszystko potoczyło się szybko. Za zakrętu wyjechało auto, zacząłem hamować lecz to na nic się nie zdało mieliśmy czołowe, po czym dachowaliśmy i zrobiliśmy kilka obrotów.
-Mario! Mario!
-Ho..Howardzie, ja.. ja krwawie
-Pomoc już jedzie. Proszę patrz na mnie
Kilka minut później podjechało pogotowie
-Tu szybko ! Moja żona jest w ciąży ! Jest ranna-podbiegło do mnie dwóch sanitariuszy
-Proszę położyć ją na noszach
-Który to miesiąc?
-Siódmy. Proszę ratujcie moją żonę i dziecko
-Zrobimy co w naszej mocy. A panu coś dolega?
-Boli mnie ręka i głowa. Mogę jechać z żoną
-Dobrze
Gdy dojechaliśmy na miejsce Marię od razu zabrali na sale operacyjną. Poszedłem za nimi i musiałem czekać przed salą. Godziny ciągły się nie ubłaganie, a ja byłem jak na szpilkach. To wszystko moja wina ! Przez moją głupotę mogę stracić żonę i dziecko. Oni muszą ich uratować. Nie mogą umrzeć. Po 8 godzinach z sali operacyjnej wyszedł doktor.
-Doktorze co z nimi ?
-Udało nam się powstrzymać krwawienie i wyciągnąć dziecko. Niestety dziecko bez pomocy sztucznego podtrzymania serca nie przeżyło by nawet chywili. Wtrzepiliśmy mu implant, który pobudza życie syna, ale trzeba będzie implant regularnie ładować, bo inaczej nie będzie dobrze spełniał swojego przeznaczenia.
-Rozumiem, a co z Marią? !
-Kobieta straciła masę krwi, ale może wyzdrowieć i ile nie pojawią się żadne komplikacje.
-Dziękuję doktorze. Mogę się z nimi zobaczyć?
-Tak. Tylko ostrzegam to nie będzie należeć do miłych widoków
-Dam radę
Wszedłem na sale gdzie ujrzałem syna, który był w inkubatorze, a na klatce piersiowej miał implant świecący niebieskim światłem.
Maria wyglądała okropnie, mimo że sytuacja była opanowana nadala mogła umrzeć, a to wszystko moja wina.

To przeze mnie Tony żyje z tym cholerstem, a Maria umarła. Gdyby nie ten cholerny telefon było by wszystko dobrze !
-Howardzie ?!-usłyszałem za sobą głos
-Roberto ? Co Ty tu robisz ?
-Szukam Ciebie. Wybiegłeś z domu. Już 23 wracajmy do domu. Tony już śpi
-Nadal jest na mnie wściekły?
-Sam jutro spytaj. A czemu akurat przyszedłeś na cmentarz ?
-Czułem taką potrzebę. Znów wszystko powróciło
-Rozumiem. Myślę, że Tony powinien poznać prawdę
-Nie. Jeszcze bardziej mnie znienawidzi
-Znienawidzi Cię jeśli będziesz cały czas to przed nim ukrywać
-Jestem fatalnym ojcem
-Hehe zdążyłam to już zauważyć
-Wiesz co ? Miałem nadzieję że chociaż w tobie znajdę pocieszenie - powiedziałem z udawaną złością
-No dobrze. Przynajmniej starasz się być dobrym ojcem
-Nawet nie umiem z nim pogadać
-Czemu ?
-Boję się? Nie wiem. Dziś znowu odwlekałem rozmowę z nim
-Musisz z nim porozmawiać inaczej oddalicie się od siebie
-Masz rację muszę jutro z nim porozmawiać
-Dobrze. To teraz wracajmy do domu.
Razem z Robertą opuściłem cmentarz i odprowadziłem ją do domu, a sam udałem się do siebie by dokończyć pracę. Wszedłem do domu i ujrzałem rozwalone papiery z mojej teczki na stole. Czyż by ktoś czegoś szukał?
Tylko kto by to był i czego szukał?
Podpisałem przed snem jeszcze kilka papierów i ukończyłem nowy projekt, który pomoże lekarzą w diagnozie choroby. Podkładałem wszystkie papiery i włożyłem do odpowiednich teczek. Zgasiłem światło i uruchomiłem alarm gdyby ten kto grzebał w papierach postanowił wrócić. Udałem się do swojej sypialni gdzie przebrałem się. Kręciłem się na boki. Nie mogłem zasnąć. Po około 15 minutach udało mi się zasnąć.

Pepprr

No nie znów poniedziałek i ta durna szkółka.


My HeroOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz