Wstałam przed brzaskiem. Słońce nawet nie myślało jeszcze, żeby wyłonić się zza horyzontu, a chmury leniwie przesuwały się po niebie. Niektóre ptaki przebudziły się już, pokrzykując i podśpiewując radośnie za oknem.
Przeciągnęłam się leniwie na łóżku. To był ten dzień.
Będę wolna.Spakowałam rzeczy do skórzanego plecaka. Śpiwór i koc były oczywiście niezbędne. Jakimś cudem zdołałam upchać do niego część kosmetyków i ubrań, nie zapominając również o pożywieniu w postaci konserw i batoników. Do kieszeni kurtki schowałam zapalniczkę i scyzoryk, który dostałam od dziadka ze Szwajcarii.
Po dłuższej chwili, wreszcie byłam przygotowana. Wolniej już, poszłam do łazienki i ostatni raz w domu ciotki, wzięłam chłodny prysznic.
Założyłam czystą bieliznę i ciepłe ubrania. Zima się kończyła, ale na zewnątrz cały czas panował nieprzyjemny, górski przymrozek.Na myśl, o czekającej mnie przygodzie, zalała mnie nagła fala euforii. Usiadłam jeszcze raz na miękkim łóżku. Przytuliłam się do pachnącej lawendą poduszki, obszytej ozdobnym haftem. Od razu powróciły wspomnienia, te przyjemniejsze i te mniej: śmierć rodziców, rozprawa, zadomowienie u okropnej ciotki... Tak bardzo chciałam już wyjść na zewnątrz... Coś jednak zatrzymywało mnie w moim malutkim, ciasnym pokoiku na poddaszu. Szastały mną sprzeczne emocje. Nie byłam pewna swego. Ale musiałam to zrobić. Dla dobra ogółu. Odrzucić te wspomnienia. Zostawić ból, skończyć ze strachem i odepchnąć smutek.
Odłożyłam poduszkę na miejsce, po czym zeszłam cicho po schodach. Minęłam pokój wrednej ciotki, po czym założyłam niedawno kupione trapery.
- Zrób to - powiedziałam do siebie niemal bezgłośnie, po czym przekroczyłam próg domu. Nie wzięłam telefonu. Zabrałam jedynie książkę, bez której moje życie do końca pozostałoby szare - ,,Złodziejkę książek". Podarowała mi ją mama. Miałam siedem lat, kiedy ów powieść trafiła do druku, a później w moje małe ręce. Mimo młodego wieku, książka mnie oczarowała i dała nowy pogląd na świat. Wtedy zaczęłam prawdziwe życie. Początek miało ono w angielskim Stratford, które zamieszkiwała większość mojej rodziny. Przebywaliśmy w pięknej, dużej kamienicy, niegdyś należącej do największych szych wiktoriańskiej Anglii. Żyliśmy tam poczciwie i niczego nam nie brakowało.
Na nieszczęście ojca - a tym samym nas - musieliśmy w końcu wyjechać. Długi związane z układami wujka zmusiły nas do oczyszczenia naszego nazwiska. Przeprowadziłam się wtedy z rodzicami do Austrii, do Bad Gastein, niedużego miasteczka w Alpach, osadzonego w pięknych, górzystych dolinach.
Kiedy moi rodzice zginęli w wypadku, wypadając samochodem z trasy mieszczącej się przy jednym z licznych stoków, trafiłam do ciotki Hristophy, która traktowała mnie jak swoją własność. Nie pozwalała wychodzić nigdzie indziej, niż do szkoły. Często kłamałam, że nauczycielki kazały mi zostawać po lekcjach, by móc spotkać się ze znajomymi. Czasami dzwoniła do mojej wychowawczyni w tej sprawie, na szczęście zawsze mnie wtedy broniła. Bardzo to sobie wtedy ceniłam.
Ale teraz, kiedy mam już prawie osiemnaście lat, czas z tym skończyć. Czas uciec i ponownie zacząć życie. Gdzie się skończy? Tego nie wiem.
Jestem jednak pewna, że po drodze spotka mnie największa przygoda, jakiej mogłam się podjąć.
CZYTASZ
Life is a journey || ZAWIESZONE
Adventure[Opowiadanie w trakcie remontu, ogłoszona długa przerwa] Moje życie dotychczas zapełniała monotonia i szablonowość. Zawsze chciałam uciec. I udało się. Poznałam nowych ludzi. Zyskałam przyjaciół. Doznałam straty. Ale żyłam pełnią życia. Byłam sobą. ...