Rozdział 1

1.5K 104 4
                                    

Rok później, Erebor

*Bilbo*

Po kilku tygodniach znanej mi trasy stanąłem twarzą w twarz z główną bramą do Samotnej Góry.
Zsiadłem z mojego rumaka przeciągając się. Od tylu godzin siedzenia w siodłe moje mięśnie wymagały wyciągnięcia.
Dobrze wiedziałem, że nie potrzebuje konia by się tu dostać, lecz wolę nie ryzykować. Gdybym został ranny koń może sam mnie tu przywieźć.
Złapałem kuca za uprząż i poprowadziłem za sobą. Do stajni królewskiej.
- Witaj Ori! - zawołałem do krasnoluda stojącego przy wejściu.
Odwrócił się do mnie zaskoczony.
- O! Bilbo!- uśmiechnął się szeroko.- Dobrze, że przyjechałeś!
- Nie odrzuciłbym zaproszenia na taką wyjątkową okazję.- zaśmiałem się.- Popilnujecie mojego konia?
- Na pewno znajdzie się dla niego miejsce.- odparł odbierając odemnie lejce.- Panna młoda czeka na Ciebie w środku.- dodał jakby wiedział, że chcę o nich zapytać.
- O.. dziękuję.- powiedziałem lekko zaskoczony.- Do zobaczenia potem.
- Narazie!

Odwróciłem się na pięcie i ruszyłem w kierunku wejścia.
Brama była otwarta na ościerz a po jej bokach stali strażnicy.
Minąłem ich wchodząc do Ereboru. Szczerze byłem mile zaskoczony wnętrzem. Przez rok krasnoludy zdążyły już wszystko posprzątać i ozdobić jak to na królestwo przystało. Panował ruch jak w mrowisku. Wszyscy się denerwowali i śpieszyli. Chociaż czemu się dziwić, uroczystość już blisko a każdy chce by ślub i wesele wyszło jak najlepiej. Czemuż się dziwić, to nie byle kto się żeni. Przecież to młodszy siostrzeniec króla..
- Bilbo!

O wilku mowa. Odwróciłem się do niego a raczej to nich.
- Kili! Tauriel!

Uścisnąłem ich.
- Cieszymy się, że przyjechałeś.- powiedziała elfka z uśmiechem.
- No co wy! A tak w ogóle to gratuluję wam!
- Tak...

Po moich gratulacjach zrobili się jacyś nieswoi, smutni.
- O co chodzi?- zmartwiłem się.
- Zastanawialiśmy się, czy to dobry pomysł z tym weselem.- wyznała Tauriel.- Niedawno minęła żałoba i...
- Właśnie minęła- przerwałem jej.- Selly na pewno by nie chciała byście wzlekali...

Gdy wypowiedziałem jej imię żal ścisnął mi serce. Starałem się z tego otrząsnąć. I się nie udało. Chwilami, tak strasznie mi jej brakuje. Jej śmiechu, troski...
Dość!

- Pewnie masz rację.- uśmiechnęli się smutno.
- A.. Thorin?

Zrobili pytające miny.
- Co z nim? Radzi sobie?

Kili westchnął cicho.
- No.. nie bardzo. Tak to wygląda. Unika towarzystwa, nas też. Odkąd został królem zamknął się w pokoju do reszty pochłonięty obowiązkami. On się w sobie zamyka Bilbo. Jak tak dalej pójdzie będzie źle.

Zamyśliłem się patrząc na nich uważnie. Nic nie przychodziło mi do głowy jak pomóc. Nie ma lekarstwa na złamane serce. Do tego potrzebny jest czas. Ale Kili może mieć rację...

- Witam witam, nieznajomy!

Skrzekliwy głos przy moim uchu sprawił, że podskoczyłem w miejscu.
- Eee... Dzień dobry?- powiedziałem niepewnie.
Obok mnie stał zapewne nie krasnolud i nie człowiek. Odziany w prostą, czarno- granatową szatę oraz beret na kruczoczarnych włosach. Miał orli nos oraz złośliwe oczy i uśmiechem.
Niewidocznie odsunąłem się od niego o krok. Nie wzbudzał we mnie sympatii.
- Arles! Miło cię widzieć! - zawołał przyjaźnie krasnolud.
- Was również wasza wysokość.- ukłonił się nisko.

Chrząknąłem przypominając o swojej obecności.
- Och, Bilbo to jest Arles, główny doradca Thorina. Arlesie to jest...
- Bilbo Baggins.. jestem.- przedstawiłem się niechętnie.
Spojrzał na mnie dziwnym wzrokiem. Wedłóg mnie.
- Kili, gdzie znajdę Thorina? Spróbuję z nim porozmawiać.
- Z Tobą pewnie zechce.- odparła Tauriel.
- Arlesie zaprowadź go do komnaty króla.
- Co tylko rozkażesz Panie.- znów się ukłonił i garbiąc się ruszył przed siebie.

Nie byłem zadowolony z faktu, że będę z nim szedł sam. Nie chcąc jednak popsóć nastroju młodej pary uśmiechnąłem się do nich sztucznie i wolnym krokiem ruszyłem za przewodnikiem.
Szliśmy korytarzami i schodami a we mnie rosło jeszcze większe oczarowanie tym jak bardzo Erebor się zmienił. Zapamiętałem go jako góry gruzów, kurzu i tym podobnego.
- Król Thorin Dębowa Tarcza rzadko kiedy ma ochotę z kimś rozmawiać.- rzekł nagle.

Jego głos przeprawiał mnie o dreszczę.
- Cóż...- nie wiedziałem co powiedzieć.- Mogę się domyślić.. dam sobie radę..
- W co nie wątpię..- mruknął z przekąsem.

Po dłużącej się niemiłosiernie trasie doradca zatrzymał się przed jakimiś drzwiami.
- To tu. Powodzenia...

Znów ten tajemniczy błysk spod krzaczastych brwi. Nie spuszczając z niego oka dostąpiłem do drzwi cicho w nie pukając. Nie słysząc odpowiedzi uchyliłem je wchodząc.
- Wyjdź! Nie mam teraz czasu!

Krasnolud siedział przy wielkim, czarnym biurku plecami do mnie. Miałem chwilę czasu by obejrzeć pokój. A był przestronny i bogato ozdobiony.
Wielkie, królewskie łoże z zielono- złotymi zasłonami i narzutką, ciemnogranatowa sofa i fotel z podnóżkiem, półki z książkami i mapami sięgająca od podłogi po sufit, okrągły dywan na środku pomieszczenia oraz drzwi prowadzące zapewne do łazienki. Podłoga była wyłożona ciemnymi panelami a ściany pokryte ciemnozieloną tapetą wyszywaną złotą nicią. Nieźle się urządził.
- Głuchy jesteś? Wyjdź proszę...
- Też się cieszę, że cię widzę przyjacielu...

Zerwał się z krzesła, jakby usiadł na pinesce. Wyraz twarzy miał zdumiony.
- Bilbo Baggins?
- W rzeczy samej...

Kilka szybkich kroków wystarczyło by zaraz znalazł się przy mnie. Chwycił mnie w ramiona.
- Dobrze Cię widzieć..
- Ciebie również Thorinie..

Gdy się odemnie odsunął zaraz skoczyło na mnie coś wielkiego z białym futrem.
- Aza!- zawołałem śmiejąc się, gdy pieszczotliwie lizała mnie po twarzy.
Odsunęła się odemnie bym mógł wstać i zaraz zaczęła wpychać mi swoją wielką głowę domagając się głaskania.
- Ech.. Strzała..- westchnął smutno Thorin.- Przeżyła równie wielki ból co ja. Była przy mnie cały czas, nie odstępywała mnie na krok..
- Straciła Selly, więc zajęła się Tobą..- rzekłem bezzastanowienia.
Żałowałem moim słów. Znów naruszono ten temat.
- Usiądź..- nakazał wskazując na krzesło stojące z drugiej strony blatu.
Bez słowa spełniłem rozkaz. Thorin też zajął swoje miejsce. Strzała stanęła obok mnie. Podrapałem ją za uchem.
- Jak się trzymasz?- zacząłem rozmowę.

Wzruszył ramionami.
- Jakoś żyję, ale co to za życie bez niej?
Spóścił wzrok.
- Jeszcze masz życie przed sobą. Jeszcze kogoś poznasz...

Zaśmiał się cicho.
- Poznałeś już Arlesa?- kiwnąłem głową.- Poradził mi bym znalazł sobie żonę...

Uniosłem brwi.
- Nie rozumiem, czemu go zatrudniliście.- prychnąłem.
- Długa historia.
- I co powiedziałeś?
- Nie byłem przekonany tym pomysłem.. chyba jeszcze za wcześnie..
- To zrozumiałe.
- .. Ale znając go już szuka kandydatki. Już taki jest. Przywykłem do niego. Nie jest aż taki zły.
- Ja mu nie ufam.- mruknąłem.
- Przecież jesteś tu ledwie pięć godzin.- parsknął śmiechem.
Odpowiedziałem mu tym samym. Rozejrzałem się po blacie. Waliły się po nim sterty papierów, listów, stał pojemnik na pióra, wielki kałamaż oraz... prostokątna paczuszka zawinięta w brązowy, Stary papier.
- Czemu tego nie otworzyłeś?- spytałem cicho.

Uśmiech zszedł z jego twarzy. Utkwił wzrok w przesyłce. Zapadła niezręczna cisza. Brawo Baggins, zawsze umiesz zepsuć atmosferę.
- Ja.. sam nie wiem..- rzekł niepewnym głosem.- Chciałem wiele razy ale.. Nie mogłem. Bałem się...
- Czego?

Nie odpowiedział. Nagle drzwi się otworzyły i stanęła w nich moja nieulubiona osoba.
- Panie Baggins ktoś chcę się z Tobą widzieć..- powiedział krótko.
- Otwórz ją..- poradziłem kładąc mi rękę na dłoni.
Wstałem i wyszedłem ze zmieszanymi uczuciami.

*Thorin*

Słysząc dźwięk zamykanych drzwi znów spojrzałem na paczkę. Wahając się, wziąłem ją do drżącej dłoni. W drugą chwyciłem nożyk do listów. Rozerwałem papier. Pod nim była.. książka. Nie za gruba oprawiona w czarną skórę. Nic nie rozumiejąc otworzyłem okładkę. Między nią A pierwszą stroną był włożony rysunek. Wziąłem go do ręki by mu się lepiej przyjżeć.
Była na nim ona. Moja mała Selly, narysowana ołówkiem. Po moim policzku spłynęła jedna łza.
- Kochanie..- szepnąłem dotykając portretu.
Przeniosłem oczy na książkę. Wziąłem głęboki wdech biorąc się za czytanie.

I Will Not Leave YouOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz