8. Bo strach to nic innego jak zdradziecka odmowa pomocy ze strony rozumowania

1.2K 71 0
                                    

Bo strach to nic innego jak zdradziecka odmowa pomocy ze strony rozumowania.

Powoli przekroczył próg zapuszczonego mieszkania. Wystarczyło kilka spojrzeń i już wiedział wszystko.
- Tak jak przypuszczaliśmy, to jest dom Adamsa. Mieszkał tu z żoną, powodziło im się.
- Po czym wnioskujesz? - zapytał John.
- Widać tu kobiecą rękę i obecność mężczyzny. Nie kochanka, tylko męża. Widać że jego rzeczy są rozłożone na stałe. Są ze sobą około dziesięciu lat, małżeństwem są od ośmiu. Po rozbitych donicach, zniszczonych krzesłach i ogólnie po tym bałaganie wnioskuje że facet miał depresje po stracie żony...
- Sherlock - usłyszał głos swojej siostry która kucała przed jakimiś papierami rozrzuconymi po podłodze. Podszedł do niej i przyjrzał się dokumentom. Oprócz normalnych zapisków znalazł kartkę ze zdjęciem Rowella, jego danymi i wielkimi dwoma stemplami ,,zdrajca" i ,,zlikwidowany". Przyjrzał mu się szybko z siostrą i, zanim Lestrade, Donovan czy nawet John zdążył zauważyć, zwinął kartkę i schował za pazuchę. Wstał i odwrócił się do reszty.
- Mężczyzna wyjechał stąd niedawno, mając zamiar tu wrócić, chociaż wydaje mi się że już tego nie zrobi. Ja już wiem wszystko, teraz wy się tutaj bawcie - skinął głową w stronę wchodzącego właśnie Andersona i wyszedł z mieszkania, a Cath i John, po krótkim pożegnaniu, zaraz za nim.

Tygodnie mijały a sprawa stała w miejscu. Całymi dniami Sherlock siedział nieruchomo na podłodze, otoczony komputerami i dokumentami. Cath na dobre zadomowiła się na Baker Street, jej konflikt z Sherlockiem powoli ucichł i dużo czasu spędzała rozmawiając z nim o zbrodni i próbując razem odgadnąć położenie mordercy. W wolnym czasie często wychodziła z Johnem na spacery. Mycroft dużo do niej dzwonił, czasem też wpadał. I tego właśnie słonecznego dnia wszedł do salonu na Baker Street, gdy Johna nie było w domu, Sherlock siedział w swoim fotelu a Cath leżała z książką na kanapie pod ścianą.
- Mycroft! - dziewczyna odłożyła książkę na oparcie, wstała i skierowała się na boso w jego stronę - Coś się sta... - zaczęła zauważając że jej brat jest widocznie zatrwożony i coś go gryzie, ale zamarła gdy zobaczyła kto podąża za nim.
- Co wy tu robicie...? - cofnęła się kilka kroków - Mycroft, czemu ich tu... - nogi ugięły się pod zszokowaną dziewczyną, więc Sherlock owinął rękę w jej talii przyciągając do boku fotela, podtrzymując ją lekko i chroniąc przed osunięciem na ziemię.
- Mycroft, po co ich tu przyprowadziłeś? - zapytał z wyrzutem detektyw.
- Nie przyprowadziłem, stwierdzili że i tak tu przyjdą, ze mną lub bezemnie.
- Córeczko, tak tęskniliśmy... - siwowłosa kobieta wyciągnęła dłoń w stronę Cath i powoli podeszła do niej. Dziewczyna pisnęła i próbowała uciec do tyłu, ale jej brat pociągnął ją w stronę fotela, tak że upadła mu na kolana. Szybko się podciągnęła i przywarła do boku detektywa. Ten wstał biorąc ją na ręce i zniknął w korytarzu. Po chwili wrócił, już bez siostry.
- Po jaką cholerę przychodziliście wiedząc że ona tutaj mieszka? - zapytał przewędrowując przez salon do swojej kanapy a bratu wskazując fotel naprzeciwko.
- To nasza córka. Zamartwialiśmy się o nią przez te wszystkie lata.
- Tak? A wiecie że to przez was ona to zrobiła?
- Nie obwiniaj nas o to, Sherlocku, nie wiedzieliśmy że tak się to skończy - powiedziała ich matka.
- Widzieliście do czego doprowadziliście, teraz panicznie się was boi.
- Ale dlaczego, przecież powinna czuć raczej nienawiść... - zaczął ojciec.
- Na tak długiej ucieczce psychika Catherine zaczęła szwankować - zaczął Mycroft - spotykała wiele złych osób, widziała wiele złego w tak młodym wieku. Wy byliście tymi, którzy ją skrzywdzili i o ile na początku czuła do was nienawiść to z dnia na dzień, gdy nie widziała was tak często, a na wygnaniu spotykały ją złe rzeczy, jej wyobraźnia wiele z nich przypisywała wam. Każdego dnia wyobrażała sobie was jako coraz gorszych, coraz bardziej się was bała.
- Nawet teraz gdy jest już bezpieczna dalej ma koszmary. I to nie o ludziach których spotkała podczas ucieczki, tylko o was - powiedział Sherlock.
- I co teraz? Mamy zostawić naszą córkę?
- Nie macie już córki. Straciliście ją na własne życzenie. A teraz wynoście się stąd, ona nie chce was już więcej widzieć - detektyw wskazał im drzwi. Rodzice pokornie wyszli, rzucając im tylko zranione spojrzenia.
- Nie wiedziałem że już tak się znowu zżyłeś z Cath. Broniłeś jej jak lwica swoich lwiątek - stwierdził Mycroft.
- Ty też już idź - mruknął zamyślony Sherlock. Po wyjściu brata detektyw skierował się do sypialni siostry, ale jej tam nie zastał. Lekko wystraszony szybko sprawdził jeszcze łazienkę i sypialnie Johna, ale spotkał ją dopiero w swojej. Siedziała skulona na jego łóżku, a gdy usłyszała otwieranie drzwi szybko odwróciła głowę w ich stronę.
- Już wyszli - powiedział i rzucił jej pytające spojrzenie.
- Czułam się tu bezpieczniej... - wyjaśniła i wstała wychodząc za bratem z pokoju.

Cztery godziny i pięć herbat później, wieczorem, zanim John jeszcze wrócił, rodzeństwo siedziało razem na kanapie pod ścianą. A raczej tylko Sherlock, bo Cath leżała wzdłuż, mając swoje nogi na nogach brata. Detektyw trzymał w ręku scyzoryk i robił dziury, rozszarpywał, rozstrzępiał i przecierał nim wąskie jeansy siostry, jednak ani jedno ani drugie nie zwracało na to uwagi, pogrążone w swoich myślach.
- Wiesz co... Nadal nie rozumiem po co oni tu przyszli, chyba nie myśleli że im wybaczę, prawda? - odpowiadały jej tylko nieobecne skinienia głową i potakujące mruknięcia detektywa - jak oni w ogóle mogli... Skąd się dowiedzieli że tu jestem? Chyba Mycroft im nie powiedział... Chyba. Może jakoś skontaktowali się z panią Hudson, to przemiła kobieta, wręcz niezastąpiona, ale czasem zbyt dużo mówi... Tak, to pewnie ona, przecież John mówił że matka czasem dzwoni do niej żeby wypytać o ciebie, bo ty nigdy im nic nie mówisz - zaśmiała się podkładając ręce pod głowe. - Ale Mycroft mógł ich powstrzymać, zabronić im tu przyjeżdzać... Ej, słuchasz mnie w ogóle? -zmarszczyła brwi.
- Emm.. Tak, tak, kontynuuj - mruknął, dalej pracując dłońmi.
- No, tak jak mówiłam, mógł jakoś ich zatrzymać... Hej, co ty mi zrobiłeś z jeansami?! - Detektyw zdziwiony spojrzał w dół i zobaczył podziurawione nogawki spodni siostry.
- Tak wyglądają lepiej - stwierdził, próbując się wybronić. Cath podniosła jedną nogę do góry i obejrzała ją krótko.
- Może masz racje... Nieważne zresztą, a wracając do tematu, nie wiem jak oni śmieli próbować się w ogóle ze mną spotkać po tym co zrobi...
- Mam!!! - wykrzyknął Sherlock, zrzucając z ud nogi siostry i wstając. Zrzucił szlafrok i wziął z wieszaka płaszcz. - Szybko, ubieraj się!
Cath natychmiastowo się poderwała i zaczeła zakładać buty. Gdy oboje byli już ubrani zbiegli po schodach, spotykając w drzwiach wracającego Johna.
- W tył zwrot, drogi Watsonie! - Zawołał detektyw, złapał przyjaciela za ramiona i obrócił go znowu w strone drzwi. Wyminął go i wybiegł na dwór, a jego towarzysze za nim.
- Co się stało? - spytał John próbując nadążyć za konsultantem.
- Chyba coś ma! Chodź, szybko, musimy go dogonić! - zawołała Cath, złapała doktora za rękę i pociągnęła go za sobą.

Najtrudniejsze Zadanie || SherlockOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz