Chciałabym podziękować właśnie tobie Majko, za miłe słowa oraz mega motywację. Dziękuję! ^^
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Gdy tylko usłyszał dźwięk przekręcania kluczy w zamku od razu podniósł się z kanapy i pomaszerował w stronę drzwi wejściowych. Staną w progu, a już po chwili mógł zobaczyć wchodzącą 30-letnią kobietę, która gdy tylko go zauważyła, posłała mu przepraszający uśmiech.
-Przeprasza cię Dylan, miałam skończyć jakąś godzinę temu, ale w biurze było urwanie głowy i musiałam zostać dłużej...- zaczęła się tłumaczyć, ale zanim dokończyła, chłopak widząc skruchę w jej oczach, przerwał jej.
-Nic nie szkodzi, Pani Smith. To czysta przyjemność opiekować się małą Chloe.- posłał w jej stronę ciepły uśmiech, który w mig odwzajemniła.
-Ej! Nie jestem taka mala! Mam plawie ctery latka!- po pomieszczeniu rozległ się delikatny, dziecięcy głosik, a po chwili mogli zauważyć rudą czuprynę biegnącą w stronę swojej rodzicielki.- Mama!
Pani Smith widząc nadbiegającą córkę, rozłożyła raniona do ciepłego uścisku , w których szybko znalazła się dziewczynka. Ten widok był niezwykle rozczulający i powodował jeszcze szerszy uśmiech u bruneta.
-Cześć królewno, i jak było? Dobrze się bawiłaś z Dylanem?
-Tak! Razem z Dylanem oglondaliśmy bajki i bawiliśmy się w księżniczki!- odpowiedziała z entuzjazmem Chloe, na co jej matka tylko się zaśmiała. Wiedziała jak jej córka potrafi być męcząca, gdy czegoś bardzo chce, a samo wyobrażenie jak 19-letni chłopak paraduje w sukience, udając księżniczkę, umiał każdego doprowadzić do łez. Brunet, domyślając się, co chodzi po głowie Pani Smith, od razu się zawstydził, a jego policzki przybrały lekko czerwonego odcieniu.- I wiesz co, narysowalam dla ciebie obrazek!- skończyła mówić 4-latka, po czym skierowała się w głąb domu, w zamiarze przyniesienia swojego rysunku.
-Mam nadzieję, że nie sprawiała problemów i nie wymęczyła cię, aż tak bardzo jak potrafi?- zapytała, ale zanim zdążył cokolwiek odpowiedzieć, rudowłosy malec już skakał przy nich z rysunkiem w ręku.
-Mamo, zobac!- podała kobiecie kartkę, na której był przedstawiony Pędziwiatr, jeden z głównych bohaterów popularnej kreskówki.
-Ślicznie kochanie.- poczochrała małej włosy i swój wzrok skierowała na, przyglądającego się całej tej sytuacji, chłopaka.
-Nie tam, Chloe jest prawdziwym aniołkiem.- w końcu odpowiedział i dyskretnie pościł dziewczynce oczko, co wywołało jej cichy chichot. Tylko oni, tak naprawdę wiedzieli, co takiego dzieje się w tym jednorodzinnym domu pod nie obecność właścicielki.
Pani Smith tylko się popatrzyła na nich badawczo, ale nie dostrzegając nic podejrzanego w ich reakcjach, dała sobie spokój na dalsze drążenie tematu i wróciła spojrzeniem do przylepionego do jej nóg zielonookiego rzepa. Dylan, przez następne kilka sekund, nie odrywał wzroku od tulących się do siebie matkę i córkę, ale gdy tylko zdał sobie sprawę, która jest godzina ( a było coś około 17 po południu ), szybko pożegnał się z domownikami i wyszedł na zewnątrz.
***
Dylan nie miał zielonego pojęcia, kiedy to przeminęły mu trzy kolejne godziny na włóczeniu się po mieście. W planach miał tylko zajście do jakiegoś spożywczaka po najpotrzebniejsze produkty, a skończyło się na tym, że przeszedł pół miasta, a na sam koniec zasiedział się w sklepie muzycznym, gdzie pracował dorywczo jego dobry przyjaciel.
Do swojego miejsca zamieszkania nie miał jakoś super daleko, ale nie chciał, by jego 17-letnia siostra zamartwiała się z jego powodu, bo przeważnie mówił jej o której będzie w domu, a jak na złość, akurat w tym momencie musiał się mu rozładować telefon. W duchu przeklną sam siebie za swoją bezmyślność i brak przewidywania niektórych sytuacji i za to że nie naładował go przed samym wyjściem.
Był on raczej typem człowieka, który uwielbiał przebywać na dworze i kochał naturę, więc miejski autobus w ogóle nie wchodził w grę. Na samą myśl, że by musiał najpierw czekać, później płacić, a na sam koniec jechać w przepychu robiło mu się nie dobrze. Zaczął, więc się zastanawiać nad najszybszą drogą powrotną i doszedł do wniosku, że prowadzi ona przez główny park. Poprawił swój plecak i zaczął kierować się w jego kierunku.
Jak się spodziewał w zielonym miejscu, gdzie najczęściej przebywają bawiące się dzieci i rodziny miło spędzające ze sobą czas, nie było ani jednej żywej duszy oprócz niego. No...przynajmniej mu się tak wydawało, do puki nie usłyszał cichego łkania. Trochę go to zdziwiło, bo kto by siedział sam w takim miejscu o godzinie prawie, że 21? Oczywiście San Diego posiada swoje nocne uroki, ale nie jest to też najbezpieczniejsze miasto.
Przystaną, a gdy upewnił się, że w cale mu się nie wydaje i naprawdę ktoś płacze, szybko pokierował się do źródła owego hałasu.
W mroku, po między drzewami i krzakami, dostrzegł samotnie siedzącą dziewczynę, gdzieś na oko w jego wieku. Może trochę starsza, a może młodsza, ale na sam widok jej lśniących od łez policzków świetnie widocznych w blasku ulicznej latarni, zapragną ją pocieszyć i wywołać na tej zapłakanej twarzyczce, choć na kilka sekund, uśmiech.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------
1.Nie wiedziałam kogo dać z wyglądu, więc niech będzie Dylan O'brien ( UWAGA: w opowiadaniu wykorzystano tylko jego wygląd ) 2.Wszystkie błędy w wypowiedzi Chloe są popełnione świadomie
Hej,
Nie wiem, co mi się dzieje, ale mam nagły przypływ weny i chcę go jak najlepiej wykorzystać. ^^ Wow...w sumie taki mini maraton, bo już trzeci rozdział pod rząd.
-Nameless-
CZYTASZ
Czy to tak wiele? ~Dylan O'Brien
FanfictionMarzyła tylko o jednym, o końcu tego koszmaru.Chciała choć jeden raz szczerze się uśmiechnąć, choć jedną chwile przeżyć szczęśliwą.Czy to tak wiele? UWAGA!W opowiadaniu mogą pojawiają się wulgaryzmy oraz sceny przemocy.Wszystko co to można znaleźć...