Część 6 - Wejście... smoka?!

1.9K 201 14
                                    

Czułem się tak cholernie źle... Już nie chodziło o kłótnię z matką. Tylko o to, że Nathaniel wszystko słyszał. Na pewno się domyśla, że moje życie to jedna wielka porażka. Nic nie osiągnąłem. Kompletnie nic. Nawet nie chciałem nic osiągnąć, by uniknąć kolejnych śmiechów przez moje imię... Niby imię za wiele nie znaczy, a jak potrafi zjebać życie.

Jedyne, czego teraz chciałem, to być z Nathanielem. A obiecałem sobie, że już nigdy nikogo nie zacznę darzyć tym uczuciem... Cholera, Nath, a żeby cię! Pocałuj mnie idioto! Za to... za to, że tak wariuję przy tobie! Chcę tego. Wiem, że to za szybko. Że w ogóle się nie znamy, ale nie umiem wytrzymać! Jesteś cudowny, przystojny, przy tobie czuję się wspaniale, jakbym nie miał żadnych problemów, jakby świat ograniczał się tylko do naszej dwójki...

- Co ty taki szybki Bill? - zaśmiał się, zasłaniając dłonią moje usta, gdy przysunąłem się i chciałem go pocałować. Kurwa, Ariel, panuj nad sobą, panuj...
- Chciałeś mi poprawić humor? To zabieraj to łapsko! - palnąłem bez zastanowienia, a na jego policzkach pojawiły się delikatne rumieńce. O matko, ale cudownie teraz wygląda! Uroczo... Zdziwiłem się bardzo kiedy zabrał rękę, pozwalając mi na buziaka. Jeśli nie skorzystam, nie będzie drugiej takiej szansy... Dlatego jak najszybciej złączyłem nasze usta w pocałunku, przypierając go mocno do poręczy, żeby przypadkiem nie chciał mi uciec.

Ale nie chciał. Czułem jego dłonie na swoich biodrach, jego język w swoich ustach, jego włosy na moim policzku... Chciałem więcej romantyczności, a że wyszło więcej namiętności, to nie moja wina już. Od razu jedną dłonią zacząłem obmacywać jego umięśniony brzuch, a drugą podpierałem się o schody. Jeszcze chwila, a dojdzie do czegoś poważniejszego na tych schodach... Ale na moje nieszczęście owa chwila została przerwana przez ojca, który z rozmachem wszedł do domu. Oderwałem się od czerwonowłosego, ale ojciec i tak to widział, przez co wkurzył się jeszcze bardziej.
- Masz mi natychmiast wyjaśnić, co ty tutaj wyprawiasz, szczeniaku! - zażądał wściekły, mierząc nas wzrokiem.
- Wzrok zawodzi i ciebie? Plewimy grządki... - prychnąłem zły, że akurat ON musiał mi przerwać. Na pewno przyjechał z matką, a ta mu nagadała, jaki ja byłem zły w stosunku do niej. No, byłem, wiem. Ale nie bez powodu...
- Zaraz ja ciebie wyplewię, smarkaczu! - złapał mnie boleśnie za ramię i prawie zrzucił ze schodów.
- O co ci chodzi?! -warknąłem zły - Miałeś przyjechać po świętach! Jak zawsze z resztą!
- Ale zmieniłem plany, jak widzisz! Cała rodzina zjeżdża się na święta i ty na nich też będziesz.
- Nie będę. - odmówiłem od razu, wiedząc, jaka szopka z tego będzie. Sztuczne uśmiechy, sztuczna troska, ciekawskie pytania dotyczące mojego życia.
- Będziesz. To twoja rodzina! - zdenerwowany z ledwością panował nad tym, by mi nie walnąć po prostu.
- Co z tego? Nie mam zamiaru przed nimi udawać kogoś, kim nie jestem...
- Ale nie musisz im mówić, że jesteś gejem! - przerwał mi, nie do końca rozumiejąc co miałem na myśli.
- Nie o to chodzi! - podniosłem głos, żeby zwrócić na siebie jego większą uwagę - Nie chcę cały czas się sztucznie uśmiechać i udawać, że wszystko jest dobrze! Nie chcę! Wolę siedzieć sam w tym domu i odpocząć od piekła, jakie wy z mamą mi zafundowaliście!
- O czym ty teraz mówisz, Ariel?!
- A no właśnie o TYM! O moim idiotycznym imieniu! Ty wiesz, jakie ja mam życie w szkole? Nie mam go wcale! Bo mam takie, a nie inne imię! Co, tak bardzo lubiłeś syrenkę Arielkę, czy mama prać?

Zamilkł. Albo wybuchnie zaraz, albo zrobi podobnie, co mama, tylko bez płaczu. Myślał nad czymś, a Nathan ulotnił się, nie chcąc nam przeszkadzać.
- Czemu nam o tym nie powiedziałeś? - zaczął, opierając się o ścianę. Kurna, no i co ja mam zrobić? Jeszcze raz wszystko powtarzać?
- I ty masz jeszcze czelność się pytać? Ledwo was znam... Nie macie o mnie bladego pojęcia, interesujecie się mną tyle, co wcale. Człowieku, weź no się ogarnij i zauważ, że nie masz pojęcia kim jestem. Wiesz tylko tyle, że jestem twoim synem. 
Trafione, miałem rację. Westchnął ciężko, odgarniając z twarzy brązowe włosy. Pierwszy raz widziałem, żeby tak go dotknęły czyjeś słowa. Facet o wzroście przekraczającym dwa metry, umięśniony biznesmen, postrach dzielnicy, był teraz tak bardzo bezsilny, że aż prosił się o dalsze słowa.
- Tyle razy zmieniałem szkołę, a wy nawet nie pytaliście dlaczego. Macie mnie gdzieś, bo waszym oczkiem w głowie jest Anna. Więc bardzo proszę, aby wyszedł PAN z tego domu i wrócił po zrozumieniu wszystkiego.
- Ariel, chcesz porozmawiać z psychologiem? - zapytał, w ciągu ułamka sekundy doprowadzając mnie na skraj nerwicy, kurwicy i innych takich.
- Nie trzeba. Bardzo często rozmawiam z tymi idiotami, wiesz? A nie, nie wiesz, bo cię to nie interesuje i nie odbierasz telefonów ze szkoły.
- Dlaczego to robisz? Dlaczego ukrywasz to wszystko przed nami?
- Co proszę? Że niby ukrywam? No teraz tak, ukrywam. Ale wy nigdy nie widzieliście żadnego problemu, albo nie chcieliście widzieć. Uznałem, że moje życie jest tak beznadziejne, że nawet rodzice nie chcą mi pomóc... Więc wyjdź, zanim coś jeszcze powiem.
Posłuchał i bez słowa otworzył drzwi. Przez chwilę się wahał, aż w końcu przekroczył próg.
- Nie chcę porozmawiać z psychologiem, tylko z tatą. Prawdziwym tatą. - powiedziałem, zamykając mu przed nosem drzwi.

Tragedia, obłęd. Chcę stąd zniknąć jak najszybciej... Teraz nie dadzą mi z tym spokoju. Wkopałem się na amen. Jestem beznadziejny, nie potrafię nawet porozmawiać z rodzicami... Nathan... Tak, teraz on mi jest potrzebny!

Odwróciłem się, chcąc pójść na górę, ale dostałem moimi spodniami prosto w twarz. Gdy je złapałem w ręce, za nimi poleciała moja czarna koszulka, czarne bokserki, ale przed ciemnymi skarpetkami zdążyłem się uchylić.
- Ubieraj się. - odparł tylko zielonooki, stojąc na schodach już ubrany.
- A... dlaczego? Gdzie zaś chcesz mnie wyciągnąć? - zapytałem, zabierając swoje rzeczy do łazienki, gdzie chciałem się przebrać, ale ten wszedł za mną.
- Hmm, pomyślmy... Daleko. - oznajmił, zdejmując ze mnie bluzę.
- Ej! Ktoś tu mówił o szybkości! - odskoczyłem na bok, łapiąc ubranie. Zaśmiał się uroczo i podał mi koszulkę.
- Ariel, nie marudź tylko się ubieraj. - poprosił tym melodyjnym głosem. Pierwszy raz nie dostałem drgawek, gdy usłyszałem swoje imię. Tak, on mógłby tak do mnie mówić cały czas. 

Nie miałem wyboru i musiałem się ubrać w miarę szybko. Po 20 minutach byliśmy na dworcu kolejowym. Nathan z wielkim uśmiechem wyciągnął rękę.
- Dawaj kartę! - powiedział, a mnie aż zamurowało.
- Po co ci moja karta...
- Mówiłeś, że masz kasę i możesz płacić.. .Ale skoro tak, to ja zapłacę. Żaden problem.
- Dobra! Masz ją! - od razu wcisnąłem mu swoją kartę do rąk, a ten w podskokach ruszył do kas, każąc mi zaczekać z dala od nich. Chwilę mu zajęło stanie w kolejce, ale gdy kupił bilety, złapał mnie mocno za rękę i ruszył biegiem na odpowiedni peron.
- Za 2 minuty odjeżdża pociąg! - oznajmił mi, gnając przed siebie, targając mnie za sobą.
- Ale gdzie?! - zapytałem, jednak olał mnie całkowicie. Na ostatnią chwilę wpadliśmy do pociągu, który po chwili odjechał. Opadłem na pobliskie wolne siedzenie i w końcu wziąłem głęboki oddech.
- Więc... gdzie jedziemy...? - zapytałem z trudem, a Nath usiadł naprzeciw mnie niezwykle zadowolony.
- Zobaczysz na miejscu. - powiedział tylko, oddając mi kartę - Dobrze ci to zrobi.

Mogę wszędzie jechać, byle tylko z tobą, Nath... Znam cię... dwa dni? I już mi zawróciłeś w głowie całym sobą. Jeżeli ci to nie przeszkadza, pozwól mi być obok ciebie cały czas...


"Zawsze będę w twoim sercu, na tej twojej durnej scenie życia. Zatęsknisz za mną kiedyś tak bardzo, że skoczysz z mostu."

Nie. W mojej historii nie odgrywasz już żadnej roli, mimo, iż byłeś jej głównym bohaterem.
Wypierdoliłem cię ze scenariusza.

"Only you, my love"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz