Rozdział XX

1.6K 161 41
                                    


-Blade, zwariowałeś?! Co ty wyprawiasz? I co my z nim teraz zrobimy?- Spytałem, patrząc na Michaela.
Chłopak leżał bezwładnie na ziemi. 
-No nie wiem.. Może go dobijemy?- Z sarkastycznym uśmieszkiem zaproponował Blade. 
-Campbell.. Czasami doprawdy mnie przerażasz. Zamknę restaurację.- Powiedziałem, zmierzając w kierunku stolików. Zszokowani klienci patrzyli na nas z rozłożonymi ustami. 
-No moi drodzy, na dzisiaj zamykamy!- Zażenowany rzekłem, drapiąc się po głowie. 
Młodzież wstała i poczęła iść w stronę wyjścia, a ja przyśpieszając proces, lekko popychałem ich plecy. 
-Zaraz.. A rachunek?- Zapytał jeden z chłopaków, patrząc na mnie podejrzliwie. 
Zaśmiałem się nerwowo. 
-Dziś wszystko na koszt firmy! To wasz szczęśliwy dzień!- Odpowiedziałem. 
-Ale..- Zaczął.
-Dziękujemy za wizytę i zapraszamy ponownie!- Zamknąłem mu drzwi przed nosem, zanim w ogóle zdążył zakończyć zdanie. Przekręciłem klucz i odetchnąłem głęboko, opierając się o szybę. 


Podszedłem do Blade'a. Próbował podnieść Michaela, ale sam nie dawał rady. Czemu tu się dziwić. 
-Zostaw, ja to zrobię. Nie poradzisz sobie.- Skomentowałem jego starania, sięgając po ciało Michaela. 
-Nie jestem wcale aż taki niski, Cover. To ty jesteś żyrafem.- Prychnął, odwracając wzrok.
-Wmawiaj sobie, Bladuś. Weźmiemy go na zaplecze i ocudzimy.- Odrzekłem, z satysfakcją patrząc na to, jak Campbellowi czerwienią się uszy od dołu aż po same ich koniuszki.


Blade otworzył lekko uchylone drzwi od zaplecza, a ja usadziłem Michaela na wolnym, stojącym tam krzesełku. Popatrzyliśmy na siebie z Campbellem jednoznacznie, ale chyba jednak trochę się myliłem co do przypuszczeń co do tego, o czym pomyślał. 
W mgnieniu oka zniknął za drzwiami. 
-Blade, wracaj tu. Musimy poczekać, aż się ocknie, bo będą kłopoty. 
-Jak gdzieś go zakopiemy, to nikt się nie skapnie!- Krzyknął w hałasie. 
-Przezabawne! Co ty tam robisz?- Spytałem, lekko zaniepokojony tym rumorem.
-Szukam czegoś, nie zwracaj na mnie uwagi.- Odkrzyknął wyraźnie zajęty. 
-Mhm.. Już?- Zapytałem, słysząc coraz głośniejsze kroki zbliżające się w moją stronę. 
-Już.- Odpowiedział Blade Campbell, dumnie stojąc w przejściu z wielkim, napełnionym do końca wiadrem wody. 
-Ty się na pewno dobrze czujesz?- Zapytałem śmiertelnie poważnie, nadal podziwiając ten majestatyczny widok. 
-Nigdy nie czułem się lepiej.- Rzekł.- A teraz się odsuń, bo jedna ofiara na dziś mi wystarczy.- Dopowiedział. Cofnąłem się na bezpieczne dwa metry, bacznie obserwując Blade'a.
-Co ty chcesz zrobić?- Zwróciłem się do niego, ale bodajże było już za późno. 
Wziął rozłożysty zamach i puścił wiadro zimnej wody w stronę nieprzytomnego chłopaka. 
Dosłownie wiadro, bo temu skrzatowi kubeł też wywinął się z rąk. 
Uderzając z całej siły w głowę Michaela. 
-Chryste przenajświętszy, to też miałeś w planach?- Chwytając się za głowę, krzyknąłem, patrząc na rozciętą ranę na czole kelnera. 
-Nawet najlepszym zdarzają się wpadki.- Odpowiedział wyraźnie napięty Blade, patrząc na mnie ze łzami w oczach. 
-Nie teraz i nie ze mną te numery, jak ty go chcesz niby teraz wybudzić, Camp...- Urwałem. 


-Ghghghhh.. Cholera, moja głowa.- Usłyszałem głos wydobywający się zza moich pleców. 

Natychmiastowo obróciłem się, a potem już tylko patrzyłem na Michaela, który mrużył oczy, ściskając je najprawdopodobniej z bólu. 
-Blade.. Jak ty to.. ?- Spytałem w ciężkim szoku.
-Wiesz, nie takie rzeczy się w sierocińcu robiło, Lynch. Od dzisiaj będę Blade'm Pogromcą Wiader.- Z uśmiechem na mnie spojrzał. 
-Jasne. A teraz z łaski swojej o Wielki Pogromco Wiader spróbuj wytłumaczyć naszemu koledze powód wszystkich dzisiejszych niefortunnych zdarzeń.- Po wypowiedzeniu przeze mnie tych słów, Blade od razu spoważniał i spojrzał na Michaela. 

Ten również zerknął na Blade'a, wyraźnie niezadowolony z wiadomych przyczyn. Po chwili wytrzeszczył oczy w szoku. 
-Blade.. Czy ty..- Żywszy, wyjąkał. 
-Zadowolony jesteś z siebie?- Zapytał Campbell, opierając się o ścianę naprzeciwko Collinsa i zsuwając się po niej powoli. 
-Ja.. Naprawdę przepraszam, nie chciałem zrobić ci krzywdy, przysięgam, nigdy nie chciałem cię skrzywdzić.. Byłem zdesperowany.. Przepraszam.. Naprawdę..- Seplenił kelner, patrząc błagająco na Blade'a. 
Przysłuchiwałem się temu wszystkiemu jak idiota, nie mając pojęcia, o czym oni pieprzą. 
-Przepraszam, że przerywam, ale czy ktoś mógłby mi wytłumaczyć, o co wam właściwie chodzi? Michael ci coś zrobił, Blade?- Spoglądałem na nich na zmianę. 
Collins nadal wyglądał na przerażonego, a Campbell westchnął. 


-Pamiętasz dzień utraty mojej pamięci?- Spytał, patrząc na mnie smutno.
-Pamiętam.- Przełykając piekącą gulę w gardle, odpowiedziałem. 
-Taa.. Nie poinformowałam Cię o tym wcześniej, bo wiedziałem, że będziesz zazdrosny..- W tym momencie odwrócił wzrok.-.. Ale po lekcjach wybrałem się do restauracji Michaela, żeby z nim porozmawiać, może trochę się zaprzyjaźnić.. W każdym razie podejrzewam, że sypnął mi do kawy coś, co miało pomóc mi w utracie pamięci. A tak właściwie to jestem co do tego pewien, bo przed chwilą sam się przyznał.- Skończył mówić, przełykając ślinę. 


Poczułem, jak narasta we mnie złość. Nie, to nie była złość. To była wściekłość. Podszedłem do Collinsa, podciągając go o ścianę. 
-Ał.- Jęknął z bólu. 
-Byłem u ciebie.- Wycedziłem przez zęby.- Pytałem cię o Blade'a, cały obsrany, bo nie miałem pojęcia, co się dzieje. Widziałeś, jak bardzo się przejmowałem, na co z pokerową twarzą stwierdziłeś, że nie masz o niczym pojęcia.. Jak śmiesz!- Z szału ryknąłem mu prosto w twarz. 
-Przepraszam.. Przepraszam.. Bałem się.. Naprawdę też się o niego martwiłem..- Płacząc, jęczał. 
-Martwiłeś się, co?- Wbiłem wzrok w jego przekrwione, strachliwe oczy.- Zaraz powinieneś zacząć martwić się o siebie..
-Cov, puść go.- Powiedział Blade, chwytając mnie za ramię. 
Zdałem sobie wtedy sprawę z tego, że za mocno trzymałem Collinsa za szyję, przez co zaczął się dusić. 
Kaszlał przez dłuższy czas po tym, jak dałem już sobie spokój. 


-Chcę dowiedzieć się o przyczynach tego, co zrobiłeś.- Zwrócił się do Michaela Campbell z poważną  miną.
Ten spojrzał na niego wzrokiem pełnym udręki.
-Naprawdę mnie nie pamiętasz?- Spytał.
-Ooh.. No nie wiem, może to ty jesteś tym debilem, przez którego straciłem pamięć na dłuższy czas, chociaż sam już nie jestem pewien. Mów do rzeczy.- Odpowiedział Blade, marszcząc brwi. 
-Przyjaźniliśmy się w domu dziecka. To znaczy.. Nie przyjaźniliśmy się, ale czasami na pozór niespecjalnie przyczyniałem się do naszej rozmowy..- Powiedział, a na twarzy Blade'a pojawił się wyraz niedowierzania.
-Co?.. Dobra, rozumiem, kompletnie cię nie pamiętam i nie spodziewałbym się, że w ogóle ktoś wtedy darzył mnie sympatią, za co serdecznie dziękuję, ale może powiesz mi, dlaczego do jasnej anielki próbowałeś wykastrować moją cenną pamięć?- Spytał Campbell, krzyżując ręce na klatce piersiowej.


-Bo.. Byłem zazdrosny..  O niego.- Odpowiedział Michael, po czym podniósł rękę, wyciągając palec wskazujący prosto w kierunku mojego czoła. 
-Słucham? Przecież ja cię nawet nie znam! MY cię nie znamy!- Krzyknął Blade, patrząc na Collinsa, jak na psychopatę. Michael opuścił rękę. 
-Przyjechałem tu, wiedząc, że cię spotkam. Nigdy o tobie nie zapomniałem. Zawsze byłeś dla mnie taki miły i uczynny, uśmiechałeś się do mnie, podczas, gdy inne dzieciaki się ze mnie nabijały. Teraz już wiem, że masz prawo tego nie pamiętać. Ale kiedy pierwszy raz cię tu zobaczyłem, ucieszyłem się jak nigdy. 
Pomyślałem, że może odnowimy naszą przyjaźń, liczyłem nawet na coś więcej.. Wiem, to głupie, bardzo głupie, przecież nie wiesz, kim jestem. Ale przez całe życie o tobie nie zapomniałem. 
I wtedy ujrzałem cię uśmiechniętego z nim.- Ponownie mnie wskazał.- Tak bardzo pragnąłem być na jego miejscu, nawet nie wiesz..- Głos mu się załamał.-.. Nawet nie wiesz, Blade. 
Pogrążony w rozpaczy, uznałem, że skoro nie kojarzysz mnie, nie chcę również, abyś kojarzył jego. 
Nie zdawałem sobie sprawy z tego, że wsypałem tak mało, że działanie proszku potrwa jedynie garstkę dni. Teraz niesamowicie się z tego cieszę.- Uniósł kącik ust, nadal popłakując. 


-Dobrze już, uspokój się.- Powiedział Blade ze łzami w oczach, klepiąc Collinsa lekko po plecach.- Jak jeszcze raz zrobisz coś takiego, to zakopię cię żywcem pod własnym miejscem pracy.- Z przerażającym uśmieszkiem dodał. 
-Chwila moment.. Czyli twoje odzyskanie pamięci wcale nie było skutkiem upadku z drabiny?- Spytałem, totalnie rozkojarzony i wytrącony z równowagi. 
-Nie sądzę. Coś we mnie drgnęło dopiero po dłuższym czasie leżenia na twoich kolankach.- Odpowiedział Campbell, odpuszczając już Michaelowi.- Zmywajmy się stąd.- Dorzucił. 
-Jasne. Idź przodem.- Odrzekłem, a ten zdziwiony począł kroczyć w kierunku wyjścia. Podszedłem jeszcze do Michaela, przykładając mu usta do ucha. 
-Nawet nie waż się do niego zbliżać, Collins. Jest mój i tylko mój.- Szepnąłem, a ten się wzdrygnął. 
-Co ty tam jeszcze robisz?- Wyjrzał Blade zza drzwi. 
-Nic takiego. Chodźmy.- Chwyciłem go za dłoń. 
-Czy.. Zgłosicie to strażom?- Wyjąkał Michael. 
-Oczywiście, że tak, półgłówku.- Zwrócił się do niego Blade z uśmiechem.- Oby ci się powiodło w przyszłości.
Collins uśmiechnął się blado i wyszeptał: Dziękuję, Blade. 


Wyszliśmy na zewnątrz. 
-Hej, Blade.- Przystanąłem.
-Hmm?- Spytał. Miałem mu tyle do powiedzenia. 
-Odzyskałem cię.- Odpowiedziałem, czując, jak po moim policzku spływa pojedyncza, wielka, gorąca łza. 
-Szybki jesteś, Lynch.- Uśmiechnął się, ocierając ją. 
-Kocham Cię, Campbell.- Powiedziałem, a zanim się spostrzegłem, ten już stał na palcach, całując mnie w brodę. Wyżej by nie dosięgnął. 
Nachyliłem się w jego stronę.

AkrylionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz